sobota, 12 lipca 2008

Sarkozy

Francuscy prezydenci mają jakąś dziwną słabość do Polski. Kochają nasz kraj iście po ojcowsku, w razie potrzeby służąc już to radą, już to upomnieniem. Poprzednik wypomniał nam w pewnym momencie, że zmarnowaliśmy okazję, by siedzieć cicho. Obecny - upomniał naszego prezydenta, że jest niepoważny, bo najpierw negocjuje, a potem się stawia. Muszę powiedzieć, że nie dziwię się licznej grupie moich rodaków, którzy na francuskie wytyczne i uwagi są już mocno uczuleni. Z drugiej jednak strony, powiem szczerze, p. Prezydent L. Kaczyński aż się prosił o podobne wypowiedzi ze strony przywódców europejskich po swojej demonstracyjnej odmowie podpisania traktatu lizbońskiego. W końcu Prez. Sarkozy ma rację: skoro Kaczyński wytargował swoje, skoro ogłosił w kraju swój sukces a teraz odmawia jego ratyfikacji, oznacza to, że albo gra z Unią Europejską nie fair, albo Unię w ogóle lekceważy, traktując kwestię ratyfikacji jako kartę w rozgrywce wewnętrznej z Platformą Obywatelską.

Mówi się, że polityka jest brudna, skorumpowana. Zapewne jest. Jednocześnie, przy wszystkich jej ułomnościach, obowiązują w niej zasady. Jedną z nich jest słowność - zarówno w dotrzymywaniu umów traktatowych ("Pacta sunt servanda"), jak i w układach dżentelmeńskich (gdy nie ma nic na piśmie, a jedynie słowo obietnicy). Że umowy dżentelmeńskie nie są w Polsce honorowane wiedziałem od dawna. Cała poprzednia i cała obecna kadencja parlamentarna pełne są stosownych przykładów. Ale do tej pory umów pisanych dotrzymywano. Teraz jest zmiana, ponieważ, rzekomo, rzeczonej umowy pisanej ... nie ma. Chyba, że będzie (znaczy się, jeśli Irlandczycy zmienią zdanie). Wtedy się pomyśli...
Wstyd

A osobną kwestią jest, że upominać naszego - jaki by nie był - prezydenta, p. Sarkozy nie powinien. Niegrzecznie, Panie Prezydencie, niegrzecznie...

środa, 9 lipca 2008

Piknik

Dzisiaj byłem uczestnikiem niezwykłego dla mnie pikniku. Kardynał Justin Rigali, zaprosił wszystkich księży pracujących w jego diecezji (także takich jak ja, gości, rezydentów), na piknik - by wyrazić swoją wdzięczność za pracę w archidiecezji filadelfijskiej. Przyszło około 200 księży, kilku biskupów - w stroju piknikowym. Nawet Kardynał był ubrany po cywilnemu.
Ugościł nas wspaniale - niezwykle smacznym, choć prostym posiłkiem - jak to na barbeque: kawałki kurczaka i żeberka, stek, sałatki, kukurydza z grila. Wszystkich przywitał, z każdym zagadał, pozostając wśród gości do samego końca, dosłownie. Było widać, że rzeczywiście cieszył się z naszej (jak to brzmi!) obecności. I widziałem, że przy całym szacunku, jakim księża otaczali swego biskupa, cenią go i lubią.