czwartek, 2 lipca 2009

Etyczna nieodpowiedzialność - odpowiedzialna nieetyczność



"General Electric" właśnie ogłosił rozpoczęcie badań toksykologicznych z wykorzystaniem embrionalnych komórek macierzystych, uzyskanych dzięki współpracy z "Geron Corporation". Argumentacja była prosta: Tak będzie taniej i szybciej, bo łatwiej sprawdzić szkodliwość i efekty uboczne leków wykorzystując ludzki materiał biologiczny, niż badając reakcje szczurów, myszy i małp na podawane specyfiki. Zdumiewa jednak fragment oświadczenia odnoszący się do kwestii etyczności decyzji:



"We acknowledge the considerable debate and take very seriously the ethical and societal issues associated with research using stem cells derived from embryonic or fetal tissue."


Wiemy o znaczącej debacie i bardzo poważnie traktujemy etyczne i społeczne kwestie związane z badaniami naukowymi z użyciem komórek macierzystych pozyskanych z embrionalnych i płodowych tkanek.




"We conduct our research in an ethically and scientifically responsible manner,"



Prowadzimy nasze badania w etycznie i naukowo odpowiedzialny sposób.




Decyzja koncernów „General Electric” i „Geron Corporation” musi budzić niepokój, nie tylko ze względu na konsekwencje, to znaczy wykorzystywanie embrionalnych komórek macierzystych. Ich pozyskanie zawsze wiąże się ze zniszczeniem ludzkiego życia, czyli mówiąc wprost – z zabijaniem nienarodzonych dzieci w bardzo wczesnej (5-8 dniowej) fazie rozwoju.


Równie niepokojąca jest dla mnie wymowa oświadczenia, jakie GE wydał w związku z tą decyzją. Jeśli bowiem stwierdza się, że osoby odpowiedzialne za rozpoczęcie badań zdają sobie sprawę z zarzutu niszczenia ludzkiego życia, a jednocześnie twierdzą, iż działania koncernu spełniają kryteria etyczne, trzeba jednoznacznie powiedzieć, iż owe kryteria de facto nie istnieją. Argumenty przemawiające za wykorzystaniem ludzkiego materiału biologicznego – oto do jakiego poziomu zostaje sprowadzony człowiek – mają charakter pragmatyczny i finansowy: tak będzie szybciej i taniej. Rodzi się pytanie, dlaczego zatem nie wykorzystywać ludzi już narodzonych? Od strony etycznej nie będzie to zbyt wielka różnica!


Chciałbym zatem przypomnieć, że podobną logikę stosował dr Mengele, nazistowski lekarz wykorzystujący więźniów obozów koncentracyjnych. Dziś tymi więźniami są dzieci, powołane do istnienia w laboratoriach i w tych laboratoriach pozbawione prawa do życia. Nie ma znaczenia, co badacz chce osiągnąć, czy też na ile poważnie mówi o odpowiedzialności etycznej. Subiektywne przekonanie co do etyczności podjętych decyzji, albo o poważnym traktowaniu etycznego wymiaru ludzkiego życia ma znaczenie jedyne drugorzędne, gdyż pierwszorzędnym źródłem moralnoci czynu jest jego wewnętrzna celowość. Innymi słowy o tym, czy dane działanie jest dobre, czy też nie, w pierwszym rzędzie decyduje prawda: coś jest dobre samo w sobie, albo nie jest. Dobra intencja czy inne okoliczności oczywiscie wpływają na ocenę moralną, ale wtórnie. Zresztą, jak mówi stare przysłowie: "Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.


Jaka jest zatem wewnętrzna prawda decyzji GE? Ano taka, (po pierwsze) że nienarodzone dziecko jest dla koncernu mniej warte niż szczury laboratoryjne, (po drugie) że pieniądze są ważniejsze niż ludzkie życie i (po trzecie) że wartości moralne mogą być przedmiotem debat, ale nie mogą wpływać na rachunek ekonomiczny. Kiedy zatem szefowie GE mówią o odpowiedzialnym podejściu do prolemu, muszę stwierdzić, że w moim przekonaniu używają słów, których znaczenia nie rozumieją. Nie rozumieją ani terminu "etyka", ani terminu "odpowiedzialność". I dlatego zapewne postępują nieetycznie i nieodpowiedzialnie. Co nie zmienia faktu, że etycznie ponoszą za swoje decyzje pełną odpowiedzialność.

niedziela, 28 czerwca 2009

Król i Madonna

Różnie się pisze o gwiazdach i gwiazdeczkach. Nazywa się ich królami (Rock-an-Rolla na przykład: Elvis Presley) i królowymi (tu mi żadne imię nie przychodzi do głowy, a raczej przychodzi ich tyle, że żadne już nie jest zbyt wiarygodne). Słowem, idole sceny muzyki rozrywkowej łatwo zajmują tron, i łatwo z niego spadają. Pamiętam upadek kariery Whitney Houston, przez lata walczącej o świat bez narkotyków, a potem uwikłanej w nie bez pamięci (swoją drogą, mam nadzieję, że come back się powiedzie).

Ostatnie dni naznaczone są z jednej strony śmiercią Michaela Jacksona – postaci niewątpliwie tragicznej, a z drugiej przygotowaniami do koncertu Madonny, czyli Madonny Louisy Ciccone w Polsce. Przygotowują się fani, przygotowują się organizatorzy i przygotowują się ci, którym ten koncert się nie podoba. Nie podoba się i mnie ze względu na czas i na sposób, w jaki jest reklamowany.

Śmierć Jacksona i koncert Madonny... Co je łączy? Przynajmniej w niektórych przekazach medialnych łączy je miejsce, jakie zajmowali i zajmują w życiu – miejsce idola, bożka – czy jak to drzewiej się mawiało: bałwana. I temu bałwanowi ludzie się kłaniają, biją mu pokłony, a on zazdrośnie strzeże miejsca, które zajął a które mu się wcale nie należy. To miejsce Boga, Jedynego, Który Daje Życie. Kiedy przed Apostołami ktoś padał na twarz, ci mówili: wstań, jestem tylko człowiekiem.

Kiedy aniołowi ktoś chciał złożyć ofiarę – ten nakazywał, by składać ją tylko samemu Bogu. Bo sługa Pana zna swoje miejsce i nie uzurpuje sobie prawa do tronu. A bożki, idole i bałwany chętnie tam wlazują, a potem zazdrośnie strzegą swego stanu posiadania, przynajmniej do czasu, gdy okazuje się, że król jest nagi i bożek nie ma mocy zbawiania świata.