środa, 2 kwietnia 2008

Santo subito!

Błogosławieństwo jego obecności naznaczyło życie wielu ludzi. Moje również. Pamiętam dzień jego wyboru. Pamiętam kolejne pielgrzymki. Pamiętam dzień zamachu. Dzień spotkania w Licheniu, gdy gościł w mariańskim klasztorze, i w Rzymie, gdy byłem ze studentami na Passze. I wieczór, gdy odszedł do domu Ojca. I pogrzeb. I okrzyk "SANTO SUBITO!!!"
I do dziś nie czuję się komfortowo, gdy ktoś w jego intencji zaczyna modlitwę za zmarłych. Nie pasuje mi do niego - raczej modlitwa o rychłą beatyfikację i kanonizację.

3 komentarze:

Sara Zuzia pisze...

pamiętam Papieża,gdy był w Licheniu,pamiętam,że chciałam się wyrwać z sektoru i pobiec do niego,ochrona stała daleko a On tak blisko...miałam wtedy 13lat.nie zrobiłam tego bo nie chciałam zrobić kłopotu...do dziś żałuję...ale jak refren brzmią mi w uszach słowa:"Wymagajcie od siebie,choćby inni od was nie wymagali".to moja siła napędowa w trudnych chwilach i wyborach...jeszcze wiele przede mną...

Kienio pisze...

Szkoda, że nie pobiegłaś... Byśmy sprawdzili skuteczność ochrony...

Nie bój się tego wymagania. :)

Anonimowy pisze...

A ja zastanawiam się dlaczego dziś pada tak dużo wielkich słów o Janie Pawle II i o jego nauce, tłumy modlą się do niego, a jednocześnie odrzucają Tego, w którego papież wierzył, któremu zaufał i oddał całe życie - odrzucają Chrystusa i Jego Ewangelię.