niedziela, 11 kwietnia 2010

Z amerykańskiej perspektywy

Trafiłem do Omaha w stanie Nebrasca w USA, by szkolić się w NaProTechnology u jej źródeł, w Instytucie Papieża Pawła VI, założonym przez Dr Thomasa Hilgersa. Słucham wykładów, rozmawiam z ludźmi - studentami i pracownikami Instytutu. Ciekawych rzeczy mnóstwo. Po raz kolejny widzę, jak genialny w swym stworzeniu jest Pan Bóg.

A jednak, wczoraj i dziś, najważniejsza lekcja nie ludzkiej płodności dotyczy, ale wiary. Jak zwykle zresztą...

Wiadomość o katastrofie prezydenckiego TU-154 pod Smoleńskiem przyszła smsem około 3 w nocy. Na szczęście mnie nie obudził, bo zmiana czasu wytrąciła mnie ze snu ponad godzinę wcześniej. W pierwszej chwili pomyślałem, że to równie trudna do przyjęcia, niewiarygodna w swoim koszmarze wiadomość, co zamach z 11 września na World Trade Center w Nowym Jorku. "Takie rzeczy się nie zdarzają..." A jednak...

A potem, nie ukrywam - zwłaszcza po pewnej rozmowie - przyszła refleksja, że takie myślenie w zasadzie niczym nie różni się od myślenia tych, którzy w Chrystusa i Jego zmartwychwstanie nie wierzą. Nie uwzględnia ani perspektywy życia wiecznego, ani tajemnicy, jak by nie było obecnie świętowanej, Jego miłosierdzia.

Czy to oznacza, że żałoba narodowa w katolickim kraju jest nie na miejscu? Nie, bo przecież i sam Pan płakał nad grobem Łazarza. To jest trudny czas, czas bólu dla tych, których bliscy zginęli, czas żałoby dla narodu, który stracił swoich przedstawicieli. Jednocześnie jednak trzeba nam wprost mówić, że Chrystus zmartwychwstał, i że śmierć nie jest ostatnim wydarzeniem, jakie ma miejsce w życiu człowieka.

I jeszcze jedno. To wydarzenie ma nas, mnie samego, wezwać do nawrócenia. Nie znamy czasu, w którym przyjdzie nam przekroczyć Bramę Życia. 8 kwietnia Chrystus wezwał nagle br. Stanisława Bednarza, ekonoma domu seminaryjnego w Lublinie. Nagle i niespodziewanie. Dziś lub jutro może tak samo wezwać mnie. Czy jestem gotowy?

Brak komentarzy: