Zaczął się nowy rok akademicki. Kolejne grupy – mam nadzieję – żądnych wiedzy młodych ludzi rozpoczną naukę na licznych wyższych uczelniach. Te zresztą nadal się mnożą, zwłaszcza w sektorze prywatnym, dowodząc, że płatne studia wcale niekoniecznie oznaczają zamknięcie drogi przed wiedzą. Rozwijający się system kredytów studenckich i grantów (zarówno tych udzielanych przez Państwo, jak i przez prywatnych inwestorów) coraz częściej realnie umożliwia podjęcie nauki na wybranym przez danego studenta kierunku.
Uważam, że jest to jednocześnie system motywujący do solidniejszej pracy, co z pewnością służy tak samemu studentowi, jak i przyszłym jego pracodawcom. Przyjąwszy, że system stypendialno-grantowy byłby głównym sposobem finansowania edukacji w szkołach wyższych, możliwe byłoby wprowadzenia studiów płatnych, także w szkołach państwowych. Jednocześnie umożliwiłoby to z jednej strony urealnienie kosztów kształcenia, z drugiej zwiększając dynamikę naukową poszczególnych ośrodków. Powstawałyby nowe kierunki, lepiej dostosowane do potrzeb i oczekiwań szeroko rozumianego rynku, zwiększyłaby się konkurencyjność uczelni. Nie wątpliwie zmiany byłyby poważne, dla niektórych – przyzwyczajonych, że „zawsze tak było, to po co zmieniać” – trudne do zaakceptowania. Swoją drogą, jest rzeczą niezwykle ciekawą, że szkoły prywatne zapewniając nierzadko podobny standard edukacyjny, jednocześnie oferują pracownikom naukowym znacznie większe pensje.
Mówią niektórzy, że nawet przy rozwiniętym systemie kredytowo-stypendialnym, najbiedniejsi nie mają szans na edukację akademicką. Uważam, że nie mają racji. Szans na studia w takim systemie nie mają ludzie leniwi i nie posiadający odpowiednich zdolności. Niestety – studia finansowane z pieniędzy podatników (a więc w potocznym odbiorze – darmowe) nie generują w młodym człowieku motywacji, by przezwyciężać swoje słabości i ograniczenia. Zbyt często zdarza się, że delikwent podchodzi do nich z nastawieniem, że jak się uda, to dobrze, a jak się nie uda – to wielkiego bólu nie będzie. Ten brak zaangażowania i wewnętrznej motywacji stanowi w moim przekonaniu jeden z poważniejszych problemów dzisiejszej młodzieży. Zbyt często zdarza się, że na inicjatywy mające zaktywizować młodzież akademicko lub społecznie odpowiada głuchy mur obojętności.
Wydaje mi się, że dzieje się tak dlatego, iż na studia zbyt często trafiają ludzie nieco przypadkowi. Powodów, dla których młodzi ludzie wybierają się na dany kierunek studiów, jest kilka. Są tacy, którzy po prostu szukają wiedzy, poszerzenia i rozwinięcia swoich zainteresowań. Inni starają się o kwalifikacje, by zdobyć wymarzoną pracę. Jedni i drudzy są silnie umotywowani do nauki, do studiowania, do wewnętrznego rozwoju. Jest jednak i trzecia grupa, ludzi, którzy nie wiedzą, co mają zrobić ze swoim życiem i chcą odwlec moment podjęcia realnej odpowiedzialności za siebie. Mam wrażenie, że płatne studia zmusiłyby przynajmniej część z nich do bardziej dojrzałego podejścia do własnego życia. Być może nadmiernie uogólniam, być może trzeba szukać innych dróg do obudzenia w młodych ludziach odpowiedzialności za siebie i za innych, ale jeśli ma być lepiej, a nie „jak zwykle” – coś się zmienić musi.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...