piątek, 10 kwietnia 2009

Tolkien, aborcja i ONZ

Proszę mi wybaczyć toporność tłumaczenia. Starałem się, by było możliwie wierne, choćby kosztem piękna języka. Poniższy tekst jednak jest tak piękny, że nawet z nie najładniejszym tłumaczeniem wart jest zatrzymania i uwagi. Pochodzi on z serwisu Zenit.org, w wersji anglojęzycznej.

Sojusz Hobbitów przynosi triumf nadziei
Elizabeth Lev. (ZENIT ZE090409 – tłumaczenie własne)


Rzym, 9 kwietnia 2009 (Zenit.org)
Oto opowieść godna pióra J.R.R. Tolkiena. Wydarzenia w Komisji Zaludnienia i Rozwoju ONZ, jakie miały miejsce w zeszłym tygodniu, są jakby żywcem zaczerpnięte z jego wielkiej trylogii „Władca pierścieni”.

W zeszłym tygodniu, reprezentanci 47 krajów zebrali się w Nowym Jorku na corocznym spotkaniu Komisji ds. Zaludnienia i Rozwoju, będącej częścią Rady ds. Ekonomii i Spraw Społecznych ONZ. Przewidując, że liczba ludności w 2050 roku może osiągnąć 9 miliardów, Komisja przeanalizowała "Program Działania" wydany przez Międzynarodową Konferencję nt. Zaludnienia i Rozwoju, zaaprobowany przez ONZ w 1994 roku.

Za optymistyczną fasadą zatroskania o poziom życia rozwiniętych społeczeństw, kryła się jednak znacznie ciemniejsza, złowieszcza agenda. Do pełnych nadziei stwierdzeń wcześniejszych dokumentów ONZ zaczął się wkradać nowy język.

Najważniejszym elementem tego programu było „zdrowie seksualne i reprodukcyjne i związane z nim prawa” – terminologia, pod którą wiele organizacji pozarządowych i komitetów ONZ promuje aborcję; jednocześnie byłoby to wprowadzenie do dokumentów języka, który by mógł otworzyć drzwi dla ciągu żądań aktywistów homoseksualnych.

Jak ów Jeden Pierścień wykuty przez Saurona w czeluściach Góry Przeznaczenia, zaproponowany termin odsłaniał plan zasadniczy: „Jeden Pierścień by wszystkimi rządzić” i by wszystkich wciągnąć w ciemność. Przy zamianie słowa „pierścień” na „organizacja”, widmo Władcy Ciemności mogłoby zostać zastąpione przez „Planned Parenthood”, jedną z najbardziej aktywnych organizacji pozarządowych na posiedzeniu.

Zadziwiająco niewielu dostrzegło nadciągający koszmar. Abp Celestino Migliore, stały obserwator Stolicy Apostolskiej przy ONZ, zauważył, że „w sposób nieunikniony narzuca się wrażenie, iż [rosnące - pk] zaludnienie postrzegane jest jako przeszkoda do dalszego rozwoju społecznego i ekonomicznego”. Duchowny ostrzegł także, że Komisja „przedkłada kontrolę populacji i przymus wobec ubogich, by zaakceptowali ów punkt widzenia, nad działania zmierzające do rozwiązania problemów z edukacją, podstawową opieką medyczną, dostępem do wody, higieny i zatrudnienia”.

Armie ciemności były jednak mocne i wydawały się niezwyciężone. Chiny, Wielka Brytania, Brazylia, Federacja Rosyjska, Hiszpania i Niemcy – po nich można się było spodziewać promocji tego języka. Stany Zjednoczone, będące pod nową administracją w niewoli kultury śmierci, gotowe były użyć całej swej potęgi, by zapewnić panowanie „Planned Parenthood”. Wszystko wydawało się stracone.

Oto międzynarodowi giganci, liderzy ekonomii, rozwoju i technologii, byli pewni, że żadna przeszkoda nie stanie im na drodze.

Plan ujawniła w swoim przemówieniu Thoraya Ahmed Obaida, wiceszefowa Funduszu Ludnościowego ONZ. Przywoławszy światowy kryzys finansowy, zwróciła uwagę na wynikającą z niego trudność w utrzymaniu programów poprawy zdrowia i edukacji ubogich świata. „Kryzys finansowy grozi całkowitym fiaskiem tego z trudem wywalczonego postępu”.

Rozwiązanie miało zapewnić, „skierowanie większej uwagi na kwestie populacyjne, oraz przeznaczenie większych środków na wzmocnienie roli kobiet, na zdrowie reprodukcyjne, włączając w to opiekę zdrowotną nad matkami i planowanie rodziny”.

Przekładając to na język powszechnie zrozumiały, propozycja polegała na wpojeniu kobietom, że posiadanie dzieci jest niebezpieczne i zniewalające; w takim razie aborcja jest zdrowa i ma wyzwalający charakter. Nawet Zły Władca Mordoru nigdy nie próbował ukazywać swojego programu śmierci i zniewolenia ludzkiej rasy jako czegoś „pozytywnego” i „wyzwalającego”.

Obaid przypomniała komisji, że konferencja w Kairze uzgodniła, iż „każda osoba ma prawo do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”, i zachęciła Komisję „by dotrzymać obietnicy zapewnienia dostępu do zdrowia reprodukcyjnego do roku 2015”.

Wielkie narody przytakiwały i klaskały, jak Upiory Pierścienia, których wola od dawna była związana przez podstępnego władcę. Kultura życia przygotowywała się do przyjęcia jeszcze jednej porażki, kolejnej z wielu już poniesionych.

I wtedy nadeszła nieoczekiwana pomoc. Głos zabrał Iran i zaprotestował, stwierdzając iż zwrot „prawo do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego” nie może zostać zastąpione frazą „zdrowie seksualne i reprodukcyjne i związane z nim prawa”.

Delegacja irańska podkreśliła, że ta fraza nigdy nie była włączona w żaden wynegocjowany w ramach ONZ dokument, i wezwała Komisję do powrotu do wcześniej uzgodnionego i starannie wynegocjowanego języka z oryginalnego „Programu Działania” z 1994 roku, który jest rozumiany jako nie dający podstaw do kreowania prawa do aborcji.

Natychmiast cztery kraje katolickie – Irlandia, Peru, Chile i Polska – poparły głos Iranu w kwestii użytych sformułowań. Był to raczej niezwykły sojusz, przypominający karłów i elfów przechodzących ponad podziałami, by walczyć przeciw wspólnemu wrogowi.

Chociaż wspólnota chrześcijańska i Iran różnią się w wielu kwestiach, otuchy dodawał widok poróżnionych narodów zgodnie współpracujących i rozmawiających ze sobą w obronie kultury życia.

I podobnie jak miało to miejsce we wspaniałej historii Tolkiena mówiącej o dziewięcioosobowej drużynie, to ci najmniejsi przynieśli ratunek. Jak owych czterech niepoddających się słabości hobbitów powieści Tolkiena, Stolica Apostolska (maleńkie, 104 akry liczące państewko – czyli ok. 7 ha – pk), Comoros (maleńka wyspa na północ od Madagaskaru), Santa Lucia i Malta dołączyły do drużyny, by przełamać dławiący oddech ucisk sił zła.

Te podobne do hobbitów państwa, których łączny produkt narodowy prawdopodobnie nie dorównuje budżetowi operacyjnemu „Planned Parenthood”, wypowiadały się głośno i z przekonaniem. Malta potępiała nieustanne próby ze strony Komisji, by rozszerzyć znaczenie zwrotu „zdrowie reprodukcyjne”, tak, aby zawierał on aborcję.

Delegatka z Santa Lucia, odnosząc się do istoty proponowanej terminologii podkreśliła, że w rozumieniu jej delegacji użyte zwroty nie mogą zagrażać prawu pracowników służby zdrowia do odmowy przeprowadzenia lub współudziału w aborcji ze względu na sprzeciw sumienia.

Jak to Galadriela powiedziała do Froda: „nawet najmniejszy może zmienić przyszłość”.

I tak, na samym końcu, tuż przed zamknięciem obrad, pierścień władzy został wrzucony z powrotem w ogień Góry Przeznaczenia, skąd przybył. Zwrot „zdrowie seksualne i reprodukcyjne i związane z nim prawa” został usunięty z tekstu.

W dniach powszechnego znieprawienia sumienia, ogromnych funduszy rządowych wspierających aborcję i inne znaki ciemności, maleńka grupa przyjaciół pokazała na posiedzeniu ONZ to samo, co bohaterowie Tolkiena wyszeptali w godzinie ciemności, a co Benedykt XVI głosi od jednego narodu do drugiego: „Wciąż jest nadzieja”.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Wielki Czwartek

Wielki Czwartek. Oto się zaczyna Misterium, choć przecież zaczęło się znacznie wcześniej. Wcześniej były cuda i nauczanie, był Nazaret i Betlejem. A jeszcze wcześniej były długie wieki oczekiwania na Pełnię Czasu. Ale dziś czas się wypełnił.
Oto koniec czekania, chociaż mało kto zauważył, że Mesjasz dokonuje dzieła zbawienia. Niektórzy byli i są tak skupieni na ustawicznym oczekiwaniu, że przeszli obok Niego. To nawet nie chodzi o to, że zlekceważyli dzieła Boże, ale oni ich po prostu nie zauważyli. I czekają nadal…
Oto dopełnia się czas zbawienia. Czas, w którym wychodzą na jaw zamysły serc wielu. Ujawnia się zdrada Judasza, tchórzostwo Piotra, małoduszność Apostołów. Ujawnia się pragmatyzm arcykapłanów, hedonizm Heroda i konformizm Piłata. Ujawnia się bezmyślność tłumów, które jeszcze kilka dni temu z okrzykiem „Hosanna Synowi Dawidowemu!” witały wjeżdżającego na oślęciu do Jerozolimy Jezusa, a dziś, z równym zapałem wysyłają Go na krzyż.
Dopełnia się też czas Kościoła, któremu Pan daje Siebie w sakramencie Eucharystii i dla którego ustanawia sakrament kapłaństwa. Wybiera do posługi słabych, grzesznych ludzi, by byli Jego świadkami. Dwunastu zwykłych ludzi, dwunastu grzeszników, których z sobie znanych powodów powołał, by byli prorokami Ewangelii, by byli pasterzami Jego trzody, by oddali swe życie na wyłączną służbę Bogu. Nikt z nich na to nie zasłużył, bo wybór Pana nie na ludzkich zasługach się opierał. Tu miały się dokonać wielkie dzieła Boże.
Dziś ta tajemnica niezasłużonego wybrania trwa, powtarzając się w życiu wielu ludzi – starych i młodych, uczonych i prostych – którzy posłuszni woli Boga idą za Jego głosem dokądkolwiek ich pośle.
To mój 15 Wielki Czwartek w kapłańskiej posłudze. Dziś chcę zaświadczyć, że przyjąłem ten dar Bożego wybrania jako całkowicie niezasłużony i choć staram się nań odpowiedzieć tak jak umiem najlepiej, mam pełną świadomość, że jestem sługą nieużytecznym – w najlepszym wypadku robię to, co do mam polecone. Widzę dobro, jakie Bóg czyni przez moje ręce, ale wiem, że to Jego dzieło, a nie moje. Sieję Słowo, ale to Jego ziarno.
Dziś chcę też złożyć Bogu dzięki za świadectwo życia dwóch moich Braci Kapłanów, którzy byli moimi przewodnikami – ks. Olgierda Nassalskiego, marianina, wieloletniego proboszcza na Marymoncie w Warszawie, i ks. Janusza Nagórnego, profesora teologii moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, najpierw mojego mistrza, a potem szefa w Instytucie Teologii Moralnej, zawsze zaś przyjaciela. Dziękuję Bogu za braci-prezbiterów z mojego Zgromadzenia Księży Marianów i wielu, bardzo wielu biskupów i księży, których cicha posługa i pokorne świadectwo miłości Boga były i są dla mnie umocnieniem w trudach codziennej pielgrzymki do Domu Ojca. Jestem dumny, że należę do ich grona. I proszę – za siebie i za nich – o modlitwę.