piątek, 9 stycznia 2009

Freedom of Choice Act (FOCA)

Poniżej przedruk - dla wszystkich, którzy są zafascynowani nową gwiazdą USA - ku przestrodze. I jako zaproszenie do modlitwy...


Obama i spór o wolność wyboru

Piotr Gillert (Rzeczpospolita)

Projekt, który może wywołać konflikt prezydenta z prawicą nazywa się w skrócie FOCA i wywołuje ogromne emocje po obu stronach aborcyjnego frontu .

Barack Obama obiecał wyborcom, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi jako prezydent, będzie podpisanie ustawy o wolności wyboru

W pierwszych miesiącach rządów Barack Obama będzie miał pełne ręce roboty: kryzys finansów i gospodarki, dwie wojny, zagrożenie atakami terrorystycznymi, niepewna sytuacja międzynarodowa. Jakby tego było mało, nad jego głową wisi jeszcze groźba gwałtownego starcia z ruchem antyaborcyjnym.

Ustawa o wolności wyboru, znana szerzej pod skrótem FOCA, której współautorem był jako senator Obama, to dla jednych ustawowa gwarancja swobód kobiet, dla innych atak na prawo stanów do ograniczonej ochrony życia poczętego.

Przed rokiem Obama przyrzekł zwolennikom prawa do aborcji, że jeśli Kongres przyjmie ustawę, on niezwłocznie ją podpisze. – To będzie pierwsza rzecz, jaką zrobię jako prezydent – zapowiadał. Wypowiedź ta do dziś działa na organizacje antyaborcyjne jak płachta na byka.

Historia FOCA sięga końca lat 80., gdy zwolennicy legalności aborcji po raz pierwszy wprowadzili w Senacie projekt ustawy pod tą nazwą, obawiając się rychłej rewizji słynnego orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie Roe kontra Wade (odmawiała ona stanom prawa do delegalizowania aborcji).

Najnowsze wcielenie FOCA wprowadzone pod obrady w kwietniu ubiegłego roku jest odpowiedzią zwolenników wyboru na inne ważne orzeczenie Sądu Najwyższego. W 2007 roku sąd podtrzymał federalny zakaz przeprowadzania tzw. aborcji przez częściowy poród, którą wykonuje się w zaawansowanej ciąży, wywołując poród i zabijając płód w jego trakcie. Dla ugrupowań pro-choice był to poważny znak ostrzegawczy – uznały one, że czas zapisać przyznane kobietom przez Sąd Najwyższy swobody w ustawie Kongresu, zanim ten sam sąd, tylko w innym składzie, kawałek po kawałku je odbierze.

Miażdżące zwycięstwo demokratów w ostatnich wyborach otwiera przed nimi historyczną szansę przyjęcia ustawy, która zakazywałaby wszelkich prób ograniczania kobietom dostępu do aborcji.

– FOCA to cyniczna próba przedwczesnego zakończenia debaty nad aborcją i ogłoszenia zwycięstwa, mimo że wszystko wskazuje na to, że społeczeństwo nie popiera większości przeprowadzanych w Ameryce aborcji – twierdzi Denise Burke ze stowarzyszenia Amerykanie Zjednoczeni dla Życia. Organizacja ta rozesłała do stanowych parlamentów wzór rezolucji potępiającej FOCA, wzywając je do jak najszybszego jej przyjęcia. Pod apelem do Kongresu o odrzucenie projektu podpisało się do soboty ponad 310 tysięcy osób.

Wizja przyjęcia ustawy wywołała gwałtowną reakcję między innymi w amerykańskim Kościele katolickim, który w przypadku przegłosowania projektu w obecnym kształcie nie mógłby odmawiać zabiegów aborcyjnych w setkach prowadzonych pod jego patronatem szpitali i klinik. Część biskupów zapowiedziała, że jeśli władze będą próbowały wyegzekwować to prawo, każe zamknąć wszystkie podlegające im szpitale.

Inni, tacy jak biskup diecezji Arlington Paul Loverde, gotowi są stawiać opór. – Moja odpowiedź brzmiałaby: nie zamknę szpitala i nie zamierzam przeprowadzać aborcji. Proszę, aresztujcie mnie.

Takie kontrowersje to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje Obama na początku prezydentury. Dlatego nie ma wcale pewności, że demokraci podejmą w najbliższym czasie próbę przeforsowania ustawy. – Zostało jeszcze wiele pracy – uspokaja nastroje Nancy Keenan, szefowa proaborcyjnej organizacji NARAL.

wtorek, 6 stycznia 2009

Ekspert

Nie mam złudzeń - pani Senyszyn jest harcownikiem ze strony Lewicy, jak posłowie Kurski i Palikot ze strony PiS-u i Platformy. Rozumiem, że ma wprowadzać ferment w poruszanych przez siebie kwestiach i niejako sondować społeczne nastroje. Jej ostatnia wypowiedź mnie mocno rozbawiła (od strony formalnej) ale i zirytowała (od merytorycznej). Rozbawiła mnie pewność, z jaką pani S. wypowiada się na temat tożsamości chrześcijańskiej. Ona wie, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Wie też, że Urząd Nauczycielski Kościoła nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Tylko pogratulować.
Irytacja natomiast przyszła, ponieważ pani S. najwyraźniej nie jest w stanie dopuścić myśli, że może się mylić, zwłaszcza jeśli jej adwersarzami są biskupi. Chroniczna alergia na Kościół zdaje się jednak wpływać na zdolność akceptacji faktów. I dlatego nie jest w stanie widzieć innej drogi dla walki z bezpłodnością jak in vitro (zamiast solidnej diagnostyki i leczenia przywracającego płodność). Cóż, tak bywa.
Harce pani poseł po raz kolejny przyniosły powtarzany od lat refren o mieszaniu się Kościoła do spraw politycznych i społecznych, refren postulatu o rozdziale Kościoła od Państwa, refren zamykający Kościół za drzwiami zakrystii (bo nawet nie kościoła – przecież na ambonie też nie wolno nic powiedzieć). Zarzut, że Kościół narzuca innym swoje poglądy jest o tyle interesujący, że nie dostrzegam istotnej różnicy pomiędzy zabiegami zwolenników i przeciwników legalizacji in vitro. Czyżby zatem prawo do wypowiadania swojej opinii mieli tylko ci, którzy podzielają zdanie p. Senyszyn, a jej przeciwnicy (zwłaszcza członkowie hierarchii kościelnej) mają milczeć? Czy fakt otrzymania święceń kapłańskich skutkuje pozbawieniem praw obywatelskich?
Kościół nikomu nie narzuca swojego nauczania. Przedstawia je, ponieważ uważa, że jego obowiązkiem jest głosić poznaną prawdę. Zaprasza wszystkich do wspólnej refleksji i podążania drogą poznanej prawdy. Mówi: „Tak widzimy człowieka i świat w którym żyje. Jeśli ta prawda porusza twoje serce – dołącz do nas i idź z nami. Jeśli chcesz, przyjmij prawdę, którą odnaleźliśmy”. Pozostawia wszystkim pełną wolność. Kto nie chce – może odejść. Komu nie odpowiadają ścieżki wiary chrześcijańskiej, może iść własnymi drogami.
Wiem, że wielu ludzi odchodzi, nie zgadzając się na nauczanie Kościoła w sferze ludzkiej moralności. Nie jestem w stanie ich zatrzymać. Nie mogę jednak zakłamywać poznanej prawdy. Nie mogę iść na kompromis tam, gdzie nie ma na niego miejsca. Jeśli z tego powodu pozostanę sam – trudno. Jak mawiali starożytni: „Amicus Plato, amicus Socrates, sed magis Amica – Veritas” (Przyjacielem Platon, przyjacielem Sokrates, ale większą przyjaciółką jest Prawda).