piątek, 26 września 2008

Indie...

Właśnie dostałem prośbę o modlitwę, o żarliwe wstawiennictwo za brata Paula Czangaja i 200 pastorów z Indii, którym grozi śmierć. Wczoraj aresztowali 20 zborów i przez 24 godz. Chcą zabić 200 pastorów. Prosimy Pana by przeprowadził ich przez te cierpienia.

Dla fanatycznych wyznawców hinduizmu nie ma znaczenia, czy to protestanci, czy katolicy. Dla nich każdy chrześcijanin jest równie dobry na ofiarę. Ale myliłby się ten, kto sądziłby, że tam tylko o religię chodzi. Zbliżają się wybory i ugrupowania skrajne usiłują zjednać sobie większą liczbę zwolenników; a kogo się nie uda zjednać, chcą zastraszyć i zdominować. I choć nie są liczni, może im się to udać.

Krew męczenników znowu zrosi ziemię, by wydać plon we właściwym czasie.

Good bye Philadelphia

Dziś kończy się czas mojego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Czas błogosławiony w pracy, ale też w spotkaniach i rozmowach z ludźmi, których wiara i miłość była dla mnie świadectwem pozwalającym z nową mocą podjąć powołanie kapłańskie i zakonne. Jestem im wdzięczny z całego serca, choć pierwsza wdzięczność skierowana jest do Pana, który mi pozwolił pojechać, który mi ten wyjazd przygotował...
Doświadczenie Bożej Opatrzności jest jednym z najcudowniejszych, jakie może człowieka spotkać. Kiedyś Abraham powiedział do swojego syna Izaaka, że "Bóg przewidzi jagnię na całopalenie". Rzeczywiście Bóg przewidział. I przewidział, przygotował mi dni z dala od domu, by mnie przekonać, że On jest po mojej stronie.

wtorek, 23 września 2008

Polityka "prorodzinna" wobec biednych

Dwa wydarzenia z polskiego podwórka mnie ostatnio bardzo poruszyły. Pierwszym jest skandaliczny wyrok poznańskiego sądu, nakazujący biednej rodzinie odebranie dziecka i eksmisję na bruk. Prawo co prawda zabrania eksmisji, jeśli w rodzinie jest małe dziecko, ale przecież można dziecko zabrać rodzicom i oddać do domu dziecka, co sąd – nomen-omen „rodzinny” – skwapliwie uczynił. Wówczas droga do eksmisji otwarta... A sprawa jakich wiele - najpierw nieuczciwość wspólnika i długi w firmie, potem licytacja małego mieszkania, a jednocześnie choroba i niemożność podjęcia pracy zarobkowej... I tak biedna rodzina nie tylko straciła dach nad głową, ale została po prostu rozbita. Wyrok sądu, który nie widzi ludzi, a jedynie literę prawa, bardziej chroniącego własność materialną niż ludzi, trudno nazwać inaczej, jak straszliwą niegodziwością i skandalem.
Jakby było mało, w parlamencie trwają prace nad projektem odbierającym dzieci rodzicom podejrzanym o jakiekolwiek formy niewłaściwego traktowania dzieci. Według relacji mediów "Karane mają być wszystkie naruszające godność zachowania wobec dzieci. A więc zarówno przemoc fizyczna, jak i psychiczne maltretowanie czy zaniedbywanie ich potrzeb życiowych". Definicja przestępstwa jest tak ogólna, że podpada pod nią nawet bieda. I znowu - okazuje się, że biedni są obywatelami drugiej kategorii, jeżeli są obywatelami w ogóle. Co prawda pomysłodawcy zastrzegają, że nie o biedę im chodzi, ale o „przemoc ekonomiczną” w sytuacji, gdy środków finansowych nie brakuje, ale jakoś trudno mi w kontekście całości życia społecznego wierzyć, żeby takie prawo rzeczywiście nie było wykorzystywane jako element walki z biednymi.
Całym sercem jestem za ochroną dzieci przed przemocą i molestowaniem seksualnym. Jest dla mnie oczywiste, że dzieci muszą być chronione. Z drugiej jednak strony niedopuszczalnym wydaje mi się pomysł wrzucania do jednego worka działań kryminalnych i zwykłej ludzkiej biedy, a tę tendencję mimo zapewnień posłów wyczuwam. Zamiast rodzinę rozbijać, trzeba jej pomóc. Zamiast odebrać dzieci – trzeba ludziom dać realną szansę na pracę, która pozwoli rodzinę utrzymać.

Bogatym, zdrowym i silnym łatwo jest wyznaczać standardy życiowe, poniżej których życie jest niewarte życia. Forsuje się zatem pomysły na legalizację eutanazji, ale i - jak pokazuje inicjatywa ustawodawcza posłów Platformy Obywatelskiej - bardzo specyficznej troski o poziom życia rodzinnego w Polsce.
Chorym, słabym i biednym zwykle nie potrzeba wiele, często znacznie mniej, niż się bogatym, zdrowym i silnym wydaje. Chcą szansy na odrobinę normalności, rzeczywiście równych szans, chcą być kochani, czuć się potrzebni... Umierający człowiek pragnie, by ktoś go trzymał za rękę i nie mruczał mimochodem, że całe to leczenie jest bardzo kosztowne. Dla człowieka biednego - rodzina jest wszystkim, co posiada.

Od dawna słyszę w mediach, że bieda jest sytuacją dla rodziny patologiczną. To prawda, bieda jest patologią, ale w przypadku większości znanych mi biednych rodzin patologia owa polega na stosunku społeczeństwa do biednych, a nie na tym, jakie relacje panują w danej rodzinie. Zdecydowana większość znanych mi ubogich rodzin charakteryzuje głęboka miłość i wzajemny szacunek, uczciwość, prawość i odpowiedzialność. Skromność ubioru i niewyszukane, niewielkie posiłki są oczywiście wymuszone brakiem pieniędzy, ale jednocześnie trzeba powiedzieć wyraźnie, że są to domy, gdzie nic się nie marnuje. Co więcej, dzieci szybciej i lepiej uczą się w takich rodzinach odpowiedzialności za budżet domowy.
Patologią jest sposób, w jaki społeczeństwo traktuje ludzi biednych - są dla tych lepiej sytuowanych jakby trędowatymi naszych czasów, których trzeba usunąć z miast i osiedli, by nie szpecili widoku. Zamiast pomocnej dłoni biedak znajduje zatem parkan okalający kolejne osiedla i pełne wzgardy spojrzenie recepcjonisty w zakładzie pracy, gdzie chciał znaleźć zatrudnienie. Nie jest prawdą, że większość biednych ludzi jest sama sobie winna, że są biedni, bo nie chcą pracować. Przyczyn ubóstwa jest z reguły bardzo wiele, i rzadko kiedy jest ono w pełni zawinione. Odsądzenie biednych i ubogich od czci i wiary i zgoda na postępującą ich marginalizację pokazuje, jak bardzo oddaliliśmy się jako społeczeństwo od ewangelicznych standardów. Warto może zatem przypomnieć sobie, że Chrystus głosił Ewangelię właśnie wśród ubogich, i właśnie spośród ubogich Pan wybrał zdecydowaną większość swoich apostołów. "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych - Mnieście uczynili" - powiedział. Nie bardzo nam, jako społeczeństwu, wychodzi egzamin z tej troski o umiłowanych braci naszego Pana...

poniedziałek, 22 września 2008

Niesprawiedliwy Bóg?

W sobotę znajomy ksiądz opowiedział mi następujące wydarzenie. Przyszła do niego strasznie zbuntowana na Boga dziewczyna. Powiedziała mu, że w Boga przestała wierzyć (teraz wierzy w nieosobowy Absolut), bo jej tata zachorował i umarł na AIDS wszczepionego w szpitalu. Rozmowa potoczyła się mniej więcej następująco:
- Naprawdę wierzysz, że twojego tatę to Bóg potraktował, że zesłał na niego tę chorobę, że ukarał go za niewinność? - zapytał ks. Ludwik.
- Oczywiście - padła odpowiedź.
- Czy zdajesz sobie sprawę jak nielogiczne jest twoje rozumowanie? - zapytał dalej ksiądz - Najwyraźniej się obraziłaś na Boga, że niesprawiedliwie potraktował twojego ojca...
- No tak - odpowiedziała dziewczyna.
- Jeśli ten Bóg tak postąpił z twoim Bogu ducha winnym tatą, to jak myślisz, co zrobi z tobą, skoro się od Niego świadomie odwracasz?

Pomyślałem sobie, że rozumowanie owej dziewczyny rzeczywiście mocno połamane, ale wcale nie takie rzadkie. W gruncie rzeczy ludzie często są przekonani, że jak jest miło, to znaczy, że Bóg błogosławi, a jak jest trudno, to że jest to jakaś kara za grzechy. Problem w tym, że sposób, w jaki ów - dobry skądinąd - ksiądz poprowadził rozmowę, raczej tej kalki myślowej nie zmieni. Jeśli dążył do nawrócenia swojej rozmówczyni, to motywacją zdawał się być zasadniczo tylko strach (chyba, że w dalszej, niezrelacjonowanej części rozmowy poszedł w zupełnie innym kierunku, ku bardziej pozytywnej motywacji).

Postawa owej dziewczyny rzeczywiście jest nielogiczna. Deklaracja niewiary w Boga jest dla niej jedynie próbą zademonstrowania Mu, że Go nie lubi. Stwierdzenie "nie wierzę w Boga" odebrałbym raczej jako "nie wierzę w Boga, który karze niewinnych"...
Ja też nie wierzę, by Bóg karał niewinnych. Co więcej, nie sądzę, by szczęśliwym było lub trafnym mówienie o chorobach, katastrofach czy innych nieszczęśliwych wydarzeniach w kategoriach kary za grzechy. Nie wątpię, że Bóg może dopuścić trudną, dramatyczną sytuację, by grzesznika przywołać do opamiętania, ale kalka myślowa w stylu "AIDS jest karą za rozwiązłość seksualną" odrzucam bez wahania.

Wcielenie Syna Bożego, Jego działalność publiczna, a nade wszystko śmierć i zmartwychwstanie są dla mnie wystarczającym potwierdzeniem, że Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i miał życie. Niestety, człowiek nie zawsze wierzy, że Bóg jest po jego stronie. Nie dostrzegając idzie przez życie po swojemu. Błądząc ginie. Ginie jednak na własne życzenie, nie wierząc słowu, które do niego kieruje Bóg.

niedziela, 21 września 2008

Oczy

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Jackson, MI. W jednej z tamtejszych parafii trzy lata temu zastępowałem proboszcza. Proboszcz niestety z parafii został przeniesiony do pracy w Seminarium w Orchard Lake, ale ludzie zostali.
Każde spotkanie z nimi naznaczone było niezwykłą radością. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się takiego przyjęcia. Nie spodziewałem się zobaczyć w ich oczach takiej radości, wdzięczności za przyjazd. To był widok, który moje kapłańskie serce upewnił, że najważniejsze jest ludzi kochać. Bo nie zapamiętają moich kazań, nie zapamiętają moich rad. Będą pamiętać, jakim byłem wśród nich człowiekiem, jakim byłem dla nich księdzem.