czwartek, 24 września 2009

Była konferencja, był list, ale teraz o tym cisza...

Poniższy list w zasadzie nie wymaga komentarza. W kontekście medialnych zawieruch wokół problemów bioetycznych cisza po jego publikacji jest wielce wymowna. Niestety...

List otwarty do Posłów i Senatorów Rzeczypospolitej Polskiej

Jako lekarze zajmujący się leczeniem niepłodności, obradujący na Międzynarodowej Konferencji "NaProTechnology - Lublin 2009", zawiadamiamy: istnieje i rozwija się metoda diagnostyczno-terapuetyczna ukierunkowana na zdrowie prokreacyjne kobiety, znana jako NaProTechnologia.

NaProTechnologia umożliwia dogłębne rozpoznanie przyczyn niepłodności i skuteczne ich leczenie. Daje szanse na poczęcie poprzez naturalne współżycie i urodzenie zdrowego, donoszonego dziecka. Korzysta przy tym z najnowszych osiągnięć wielu gałęzi medycyny, w tym chirurgii, ginekologii, farmakologii i andrologii, we współpracy z naturalnymi funkcjami prokreacyjnymi kobiety.

Doświadczenia naszych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i Irlandii dowodzą, że NaProTechnologia jest skuteczniejsza niż zapłodnienie in vitro, oferuje rozwiązania w sytuacjach kiedy in vitro pozostaje bezradne lub szczególnie ryzykowne, potrafi pokonywać problem niepłodności męskiej i niedrożności jajowodów.

NaProTechnologia proponuje kompleksowe podejście do zdrowia reprodukcyjnego kobiety. Praktyka kliniczna w ośrodkach które stosują NaProTechnologię wskazuje, że może przewidywać problemy z płodnością, np. zagrożenie poronieniem oraz ryzyko innych chorób, w tym np. raka piersi. Może skutecznie leczyć endometriozę, zespół napięcia przedmiesiączkowego, nawracające torbiele jajnikowe, depresję poporodową i inne nieprawidłowości, nie narażając organizmu na skutki uboczne innych, niszczących fizjologię terapii farmakologicznych.

Proponowana przez NaProTechnologię obserwacja biomarkerów według Modelu Creightona umożliwia ponadto w pełni skuteczne planowanie rodziny, bez ryzyka niebezpieczeństw związanych z antykoncepcją hormonalną i użyciem wkładek wewnątrzmacicznych.

NaProTechnologia jako metoda diagnostyczno-terapeutyczna, będąca tanią, realną, zdrową i w pełni etyczną alternatywą dla programu sztucznego rozrodu, rozwija się w wielu krajach świata, także w Polsce. Konferencja "NaProTechnology - Lublin 2009" pokazała rosnące zainteresowanie branży medycznej oraz pacjentów. Kilkuset uczestników z Polski i zagranicy słuchało prelekcji naukowców m. in. z USA, Irlandii i Kanady, szkolenia przeszli kolejni praktycy, lekarze i instruktorzy Modelu Creightona.

Chcemy zwrócić Państwa szczególną uwagę na fakt, że w przeciwieństwie do NaProTechnologii, sztucznie wspomagany rozród (ART) metodą in vitro (IVF) niesie ze sobą ryzyko śmierci zarodków, poronień, ciąż wielopłodowych zakończonych porodami przedwczesnymi. Wiąże się ze zwiększoną częstością wad wrodzonych, stwarza ryzyko dla zdrowia kobiety poddającej się hiperstymulacji jajników, pomija i lekceważy godność mężczyzny, kobiety i dzieci.

In vitro jest metodą drogą, mało skuteczną, kontrowersyjną i ryzykowną dla zdrowia. Nie bez powodu na całym świecie poddaje się jej tylko nieznaczny procent par (0,5%) zmagających się z dramatem niepłodności. NaProTechnologia przynosi wszystkim nowe możliwości.

Prosimy o uwzględnienie powyższych faktów w debacie na temat niepłodności, o niewypieranie NaProTechnologii z dyskursu publicznego. Namawiamy też do odrzucenia w głosowaniu projektów ustaw, które przez legalizację lub dofinansowanie wymuszają społeczną akceptację in vitro i w sposób nieuzasadniony promują tę metodę jako jedyną lub najbardziej skuteczną odpowiedź na problem niepłodności.

Prof. Thomas Hilgers, twórca NaProTechnologii, członek Papieskiej Akademii Pro Vita (Nebraska, USA)
Dr Phil C. Boyle, dyrektor Fertility Care Centers of Europe (Galway, Irlandia)
Prof. Joseph B. Stanford, specjalista zdrowia publicznego, Uniwersytet w Utah (USA)
Dr Mark F. Stegman, ginekolog położnik, Center for Women's Health (Pensylwania, USA)
Dr Maciej Barczentewicz, ginekolog położnik, Prezes Zarządu Fundacji Instytut Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II (Lublin)
Dr Maria Szczawińska, ginekolog położnik, Przewodnicząca Sekcji Ginekologii Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich (Kraków)
Dr Tadeusz Wasilewski, ginekolog położnik, były praktyk in vitro, Klinika NaProMedica (Białystok)
Pozostałe podpisy na stronie www.leczenie-nieplodnosci.pl
List ukazał się w "Rzeczpospolitej" z dnia 21.09.2009r.

Jeszcze raz o procesie

Piszę o tym procesie jeszcze razże o komentarz do wydarzenia zwrócił się do mnie "Nasz Dziennik". Poniżej mój tekst przygotowany dla tego tytułu.

Ks. dr Piotr Kieniewicz MIC, Katedra Teologii Życia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II


Wyrok sądu był motywowany ideologicznie


Wyrok sądu w sprawie Alicji Tysiąc przeciw „Gościowi Niedzielnemu” jest niezwykle znaczący, zarówno ze względu na swoje ideologiczne podłoże, jak i możliwe konsekwencje. Chociaż bowiem w Polsce nie obowiązuje prawo precedensu, ten wyrok może mieć taki charakter.



Po pierwsze uderza on w wolność wypowiedzi, zwłaszcza w odniesieniu do dziennikarzy. Chociaż bowiem sąd mówi, iż wolno powiedzieć, ze aborcja jest zabójstwem, ale nie pozwala tego powiedzieć w odniesieniu do konkretnej osoby. Powiedzmy to wprost: to jest absolutny absurd. Jeżeli mogę powiedzieć, że ludobójstwo jest złe, a nie wolno mi powiedzieć, że ktoś w nim uczestniczy, to brak w tym logiki. Przecież cała rzecz, na przykład jeśli chodzi o sprawę Katynia, dotyczy tego, że chcemy ujawnić konkretne nazwiska, czyli wskazać, kto jest za to odpowiedzialny. Papież Jan Paweł II niejednokrotnie mówił, iż prawdziwie odpowiedzialnymi za grzech są tylko konkretne osoby. Zatem jeśli mówimy, że aborcja jest zabójstwem, to znaczy, że ktoś się jej dopuścił. Oczywiście pani Alicja Tysiąc się jej nie dopuściła, ponieważ nie zabiła swego dziecka, ale usiłowała to zrobić. Nasz kodeks karny przewiduje karę dla osób usiłujących dokonać zabójstwa. Dlatego uważam, że pozew Alicji Tysiąc był niesłuszny, a wyrok jest motywowany nie merytorycznie a ideologiczne.



Po drugie, trzeba zaznaczyć, że autorem artykułu w „Gościu Niedzielnym” był ksiądz, zaś tezy postawione w artykule są wyrazem nauczania Kościoła katolickiego. Wobec tego takie orzeczenie sądu odbieram jako próbę zakneblowania ust Kościołowi: nie wolno nauczać tego, czego naucza od zawsze (nauczanie w kwestii aborcji sięga przełomu I i II wieku n. e., czyli początków Kościoła). Dlatego w moim przekonaniu wyrok stanowi próbę wejścia władzy sądowniczej w kompetencje Kościoła, co moim zdaniem narusza konstytucyjny rozdział Kościoła od Państwa. Struktura państwa demokratycznego zakłada, że istnieje wolność wypowiedzi i że Kościół ma prawo przekazywać swoje nauczania w odniesieniu do wiary i moralności. Kwestia aborcji należy do jednego i do drugiego. Co dalej? Jeżeli sąd wyższej instancji nie oddali wyroku i nie uda się kasacja, to wydaje mi się, że najsłuszniejszym wyborem byłaby odmowa wykonania wyroku, nawet za cenę więzienia. Co doprowadziłoby do tego, że w wolnej rzekomo Polsce wróciłaby kategoria więźniów sumienia.



Kościół kieruje się pewnymi zasadami, od których nie odstąpi, bo odstąpić nie może. Są dwa dogmaty, które obligują nas do tego, byśmy szanowali życie od poczęcia, czyli Dogmat o Wcieleniu (Bóg stał się człowiekiem, przyjął ludzkie ciało w momencie poczęcia), oraz dogmat o Niepokalanym Poczęciu – Maryja otrzymuje łaskę, którą może otrzymać tylko osoba. Dlatego Kościół nie odróżnia zarodka od dziecka, tak jak nie odróżnia zarodka od starca, a starca od dziecka. Po prostu człowiek jest człowiekiem.



Na marginesie pragnę zauważyć, że Alicja Tysiąc ma pretensje do „Gościa Niedzielnego” o opublikowanie jej wizerunku i wymienienie jej z nazwiska. Ale przecież ta pani pozwała do sądu całe państwo polskie. Zastanawia, że jak długo media ją chwaliły, wszystko było w porządku. Problem pojawił się wtedy, gdy głos zajął GN.
Opr. Anna Ambroziak

środa, 23 września 2009

Proces kneblowania ust

Z mniejszym lub większym triumfem opublikowano w mediach informację o zwycięstwie p. Alicji Tysiąc w procesie przeciw ks. Markowi Gancarczykowi, redaktorowi naczelnemu "Gościa Niedzielnego". Proces toczył się o znieważenie, naruszenie dobrego imienia i prywatności poprzez publikację wizerunku. Przegrany musi przeprosić p. Tysiąc i wypłacić jej 30 tys. zł odszkodowania.
Myślę, że - choć w Polsce nie istnieje prawo precedensu w orzecznictwie - możemy mieć do czynienia z precedensem, a to z kilku powodów.
Po pierwsze, oskarżony jest dziennikarzem, zaś materiał, będący podstawą do sporządzenia powództwa opierał się na faktach, nade wszystko na fakcie zasądzenia odszkodowania powódce za naruszenie rzekomego prawa do aborcji (rzekomego moralnie, bo w prawie stosowne zapisy istnieją). Wyrok skazujący oznacza, że dziennikarz nie może komentować procesów sądowych, bo jeśli komentarz nie spodoba się którejś ze stron, to może mieć kłopoty za nazywanie rzeczy po imieniu. Czyżby zatem wyrok był próbą kneblowania ust niewygodnym dziennikarzom, zamachem na konstytucyjną wolność słowa?
Po drugie, oskarżony jest księdzem i w swoim komentarzu opiera się na nauczaniu Kościoła na temat grzechu aborcji. Wyrok można zatem interpretować jako próbę kneblowania ust Kościołowi. Jednocześnie byłby to zamach na światopoglądową neutralność Państwa, które narusza prawo wspólnoty katolickiej do swobodnego praktykowania wyznawanej wiary.
Jak się wydaje, ostatnimi czasy coraz częściej mamy do czynienia z ograniczaniem prawa chrześcijan do publicznego wyrażania swojej wiary i wypowiadania swoich poglądów, nie tylko w Polsce zresztą. Oto w imię rozdzielania życia społecznego od religii, dokonuje się prób eliminacji wszelkich znaków i symboli religijnych z życia, czego przykładem może być raz po raz podejmowana inicjatywa usunięcie znaku krzyża z pomieszczeń instytucji publicznych, nawet jeśli pracowaliby tam sami chrześcijanie.
Problem jednak leży głębiej. Chrystus usuwany jest z naszego życia na poziomie relacji międzyludzkich, głównie dlatego, że na to pozwalamy. Zachowujemy się, my chrześcijanie, jakbyśmy się naszego chrześcijaństwa wstydzili: coraz rzadziej modlimy się przed posiłkami (na myśl o modlitwie przed posiłkiem w restauracji wiele osób pewnie się wzdrygnie). Podczas Mszy św. w kościele zresztą też odpowiedzi są wypowiadane (lub śpiewane) cicho, zdawkowo. W rozmowach rodzinnych, z przyjaciółmi i znajomymi o Panu Bogu zazwyczaj się milczy.
Trudno zatem oczekiwać, byśmy aktywnie - jako społeczeństwo - bronili nauczania Kościoła, skoro nie bardzo znajdujemy w sobie siłę do jasnego, jednoznacznego, publicznego wyznawania wiary chrześcijańskiej. Trudno byśmy Kościoła bronili, jeśli się z nim nie utożsamiamy. I chyba dlatego nasi przeciwnicy skwapliwie korzystają z okazji, by przeforsować swoje.
A wracając do procesu p. Alicji Tysiąc, mam kilka uwag. Opublikowanie jej nazwiska i zdjęcia nie jest w moim przekonaniu naruszeniem prawa do prywatności, skoro przy okazji procesu w Strasburgu jej osoba i cała sprawa nabrały publicznego charakteru. Upublicznienie wizerunku i danych jest konsekwencją podjętych przez p. Tysiąc działań i decyzji, w tym wystąpienia na drogę sądową przeciwko całemu państwu polskiemu. Z tymi konsekwencjami trzeba się było liczyć.
Jakkolwiek mam nadzieję odwrócenia sentencji w drugiej istancji, może się zdarzyć, że wyrok zostanie utrzymany nawet podczas kasacji (w moim przekonaniu narusza on konstytucję, zatem podstawy do kasacji by były). Kto wie, czy nie lepiej byłoby wówczas nie zapłacić zasądzonego dszkodowania i być więźniem sumienia - czego oczywiście nikomu, nade wszystko ks. Markowi, nie życzę. Byłby to pierwszy przypadek uwięzienia za przekonania w wolnej Polsce, tylko że wtedy Polska pokazały swoje totalitarne na nowo oblicze. To niezbyt wesoła perspektywa i mam nadzieję, że się nie ziści.