środa, 9 grudnia 2009

Komisja mydlenia oczu

Że na hazardzie zarabia bank wiedzą wszyscy. Zawsze tak było. Bank nie może przegrać. Zarabia balansując ryzyko i tak ustawia kursy, by nie przegrać. Poza tym, trzeba z czegoś żyć, więc nie przegrać to za mało – trzeba zarobić. Problem w tym, że choć wygrać chcą wszyscy, to przegrani zawsze mają pretensje i podejrzewają oszustwo.

Jest rzeczą dla mnie oczywistą, że kasyna są świetnym biznesem. Gdyby nie były, to by ich tyle nie powstawało. Wszyscy są z ich istnienia zadowoleni – gracze, bo mogą przeżyć dreszczyk emocji podczas obstawiania zakładów, i kasyno, bo na tym zarabia. Od czasu do czasu ktoś wygra, dzięki czemu popyt jest na grę utrzymany na odpowiednim poziomie, nie na tyle jednak wygrywa dużo, by kasyno wypadło z interesu. I koło się kręci.

Jak powiedziałem wszyscy z istnienia kasyn są zadowoleni. Nawet państwo, bo podatki płyną wartkim strumieniem. Problem w tym, że dla niektórych za mało wartkim, więc usiłują dojną krowę wydoić bardziej. Kasyna się bronią, lobbując za swoimi sprawami w mniej lub bardziej elegancki sposób. W Polsce w mało elegancki, bo lobbing jest niemal tożsamy z korupcją, a przynajmniej da się go tak odmalować.

Więc odmalowano, i oczywiście wybuchł skandal. Politycy (zwłaszcza opozycyjni, ale to nie dziwi, bo taka ich rola w tym spektaklu, rozdzierali szaty nad totalnym upadkiem moralności rządzących. Powołano komisję śledczą, nikt jednak nie miał i nie ma chyba wątpliwości, że nikomu nie zależało na wyświetleniu całej prawdy o hazardowym lobbingu w polskiej polityce. Opozycja chciała ograniczyć śledztwo do ostatnich dwóch lat (to tak, jakby opisywać przestępstwo na podstawie ostatnich 2 minut napadu na bank), a rządzący – rzekomo, by odsłonić wszystko – zapowiedzieli zamknięcie śledztwa za ostatnie lat piętnaście w cztery miesiące – pomysł równie absurdalny, co realizacja 6 letnich studiów medycznych w ciągu jednego semestru. Nie tarczy czasu na przejrzenie dokumentów, o przesłuchaniu świadków nie wspominając.

Działania Komisji dowiodły, że jej głównym celem istnienia jest pozorowanie pracy, nade wszystko przez stronę rządową. Wiarygodność jej jest żadna: zarówno zamieszanie wokół wyboru przewodniczącego (zresztą z partii rządzącej), jak i wykluczenie dwóch członków ugrupowania opozycyjnego zakwestionowały moralne prawo do jakiegokolwiek śledztwa. Nie można być sędzią we własnej sprawie. Zresztą, w sytuacji, gdy umoczeni są wszyscy, sejm powinien zrezygnować z prób wyjaśniania czegokolwiek i poczekać, aż prokuratura i Najwyższa Izba Kontroli same przeprowadzą śledztwo. Od tego są. A Parlament jest od uchwalania prawa, byle mądrego (co ostatnio nieczęsto ma miejsce, niestety).

A skoro już o uchwalaniu prawa mowa, to ruch Premiera delegalizujący tzw. „mały hazard” i reglamentujący w ogóle zakłady do kasyn może i nie jest zły, jednak sposób przeprowadzenia sprawy jest mocno nieszczęśliwy. Hazard nie jest najmądrzejszym sposobem wydawania pieniędzy. Łatwo się od niego uzależnić i doprowadzić siebie i rodzinę do bankructwa. Szkodliwość hazardu jest potwierdzona przez liczne badania naukowe. Ciekawe jednak, że ochronę przed zgubnymi skutkami hazardu zaczęto od błyskawicznego przeprowadzenia ustawy, bez żadnych działań edukacyjnych, informacyjnych czy propagandowych. Jakoś to dziwne wszystko. Tak jakby nowym prawem miano załatwić problem. Jedyna rzecz, że nie do końca jestem przekonany, czy chodzi o problem hazardu, czy coś innego: utrącenie pana Schetyny, albo zamydlenie komuś czymś oczu. Nie wiem co, ale jakoś to wszystko śmierdzi. Nie pierwszy raz, zresztą.