Poniższy tekst jest zapisem tekstu mojej wypowiedzi dla "Naszego Dziennika", opublikowanej 27 czerwca 2008.
ND: Czy katolik decydujący się na przyjęcie urzędu państwowego jest zobowiązany do zachowania przepisów prawa niezgodnych z wiarą katolicką?
PK: Przyjęcie propozycji pracy w administracji państwowej (lub samorządowej) nakłada na każdego obywatela szczególny obowiązek postępowania zgodnie z prawem obowiązującym w kraju. Zazwyczaj, obowiązek ów nie stanowi sam w sobie problemu moralnego, poza szczególnym zobowiązaniem do troski o dobro wspólne. Bywają jednak sytuacje, w których prawo domaga się działań wewnętrznie niegodziwych.
Zgodnie z nauczaniem Kościoła, ukazanym między innymi w encyklice „Evangelium vitae”, "W przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować 'ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu'" (por. EV 73). Jan Paweł II nie pozostawia w tym względzie miejsca na wyjątki. Nie można zatem stawiać prawa cywilnego przed czy ponad prawem moralnym. Niegodziwości, choćby zatwierdzone zostały jako obowiązujące i legalne, nie przestają być niegodziwościami.
ND: Co powinien zrobić katolik na stanowisku, w sytuacji kiedy musi dokonać wyboru, między ewangelią życia, a przestrzeganiem litery prawa?
PK: Prof. Jacek Hołówka podczas programu „Między sklepami” Szymona Hołowni powiedział, że etyka jest nauką miękką. Wypowiedzi Benedykta XVI z jego ostatniej pielgrzymki do Stanów Zjednoczonych pokazują, że jest dokładnie odwrotnie. Etyka jest nauką twardą, ponieważ prawda wyznacza granice tego co dobre. Innymi słowy, normy etyczne mają charakter jednoznaczny i zobowiązujący, niezależnie od tego, czy danemu człowiekowi to odpowiada, czy też nie. Wspólnota z Kościołem katolickim oznacza przyjęcie właśnie takiego spojrzenia na prawdę o człowieku i o świecie, o tym co dobre i co złe. Nie wystarczy się deklarować, jako członek wspólnoty, trzeba żyć tak jak dyktują normy tej wspólnoty. Konsekwentnie, odnosząc się do omawianej sytuacji, lekarz-katolik odmawiając dokonania aborcji ze względu na sprzeciw sumienia powinien złamać prawo i nie wskazywać innego lekarza czy placówki, w których aborcja miałaby być wykonana. Prokurator-katolik nie może wydać zaświadczenia, o którym wie, że ma być podstawą do dokonania aborcji. I konsekwentnie, Minister Zdrowia – jeśli jest katolikiem - nie może wyznaczyć szpitala, w którym ma być dokonana aborcja. Jeżeli za takim sprzeciwem wobec niemoralnego prawa mają pójść konsekwencje cywilne, a nawet karne – cóż, taka jest cena bycia świadkiem Chrystusa. Jeśli zatem lekarz ma stracić z tego powodu pracę – warto pamiętać, że właśnie z powodu sprzeciwu wobec prawa nakazującego uczestnictwo w aborcji wielu lekarzy przed 1989 rokiem straciło możliwość wykonywania zawodu. Analogiczny wymóg dotyczy prokuratora i innych urzędników państwowych.
ND: O jakiej podstawowej zasadzie moralnej musi przede wszystkim pamiętać katolicki polityk?
PK: Pierwszą zasadą, która obowiązuje katolika, chrześcijanina, jest wierność Chrystusowi. Nie ma znaczenia, w jakim zawodzie pracuje. Kilka lat temu Jan Paweł II wezwał katolickich prawników całego świata, by nie uczestniczyli w rozprawach rozwodowych (ani jako adwokaci, ani jako sędziowie). Kiedy indziej wezwał pracowników poradni rodzinnych w Niemczech, by nie wydawali zaświadczeń o konsultacjach, które mogłyby być wykorzystane – zgodnie z obowiązującym tam prawem – do przeprowadzenia aborcji. Wiara musi pozostawać jednoznaczna w swoich wymaganiach, w znakach dawanego świadectwa.
Tu jeszcze jedna uwaga. We wspomnianej encyklice „Evangeium vitae” Jan Paweł II przytacza szczególną sytuację, w której wolno zgodzić się na kompromis. „Szczególny problem sumienia mógłby powstać w przypadku, w którym głosowanie w parlamencie miałoby zdecydować o wprowadzeniu prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego lub poddanego głosowaniu. […] W omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej. Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów” (EV 73). Proszę zwrócić uwagę, że chodzi o ograniczenie liberalnego prawa (komentatorzy są zgodni, że był to papieski komentarz do zmagań nad polską ustawą aborcyjną), które już jest, nie zaś o zgodę na poświęcenie kogokolwiek. Nie można zatem tego wyjątku ustawiać jako kompromisu, który ma być końcem wysiłków w kierunku ochrony życia, ale jedynie pierwszym w tę stronę krokiem. Dramatem jest, że nasi politycy, nierzadko deklarujący otwarcie swój katolicyzm, uważają, że kompromis z 1993 roku ma charakter ostateczny, zaś wymienione w ustawie wyjątki są moralnie akceptowalne. Otóż nie są! Zgoda na ich pozostawienie w ustawie wynikała z niemożności przeforsowania (w ówczesnym układzie politycznym) całkowitej ochrony życia nienarodzonych dzieci. Zawartego kompromisu prawnego w żadnym jednak razie nie można utożsamiać z kompromisem moralnym, gdyż na taki w Kościele, w sumieniu prawdziwie chrześcijańskim zgody nie ma i być nie może.
[Rozmawiała Małgorzata Bochenek]