czwartek, 22 maja 2008

Jeszcze o strajkach...

Jeszcze jedna uwaga w kwestii strajków, nie tylko nauczycieli. Nie twierdzę, że obecnie zarobki protestujących są wystarczająco wysokie, ale stwierdzenie to dotyczy znacznej części pracowników, a nierzadko całych grup zawodowych. Zarobki są niewystarczające z powodu nieadekwatnosci do ponoszonej odpowiedzialności, do kompetencji, wysiłku, kosztów utrzymania... Ale z drugiej strony, kiedy będą wystarczające? Strajkowa spirala, której jesteśmy świadkami, pokazuje, że dosyć szybko żądania wchodzą na poziom - delikatnie to ujmując - nierealistyczny. Strajk w Polsce przestał być ostateczną metodą protestu pracowniczego i stał się metodą jedyną. Można powiedzieć, że stał się metodą na kazdy spór, i co ciekawe dotyczy to wszystkich - zarówno pracodawców (póki nie ma strajku nie ma co się przejmować) jak i pracowników (bardzo szybko dochodzi do decyzji o strajku). Siłą rzeczy, o jakiejkolwiek odpowiedzialności za dobro wspólne nie może być mowy, króluje podejście indywidualistyczne (zwykle w wersji troski o interesy własnej grupy zawodowej) i krótkoterminowe (ważne jest, by teraz dostać podwyżkę, bez względu na to, jakie będą konsekwencje w skali kraju za kilka miesięcy). Smutne to...

środa, 21 maja 2008

Podwyżki...

Właśnie przeczytałem informację, że lubelscy (a pewnie i inni) nauczyciele będą strajkować, domagając się podwyżek, do wysokości 5000 zł netto. W gruncie rzeczy spodziewałem się takiego ruchu od ZNP już od dawna; jak tylko ruszyły strajki w służbie zdrowia żądania w oświacie były tylko kwestią czasu. Zresztą w innych grupach zawodowych również.
Wysokość żądanych podwyżek lekko mnie zaskoczyła. Ale, w gruncie rzeczy, czemu nie? Ja też chcę więcej zarabiać na uniwersytecie. Jak rozumiem, praca akademicka powinna być ceniona wyżej ze wzgledu na wyższe wymagania kompetencyjne. Czyli adiunkt powinien zarabiać - pomarzyć można - jakieś 10000 netto. A profesor drugie tyle.
Jest w tym tylko jeden drobiazg. Pieniądze na te podwyżki ktoś musi wypracować, inaczej podwyżka nic nie przyniesie poza dowodem na szalejącą inflację. Podatki płaci kilkanaście milionów ludzi w Polsce. Nie sądzę, by tych wpływów wystarczyło na podwyżki dla wszystkich, zwłaszcza w tej wysokości. Cóż z tego, że godziwa (apetyt rośnie w miarę jedzenia) płaca należy się wszystkim. Zasoby państwowej kasy są takie, jakie są, to znaczy: są mocno ograniczone. Tak jak budżety domowe. Ale najwyraźniej nauczyciele tego nie rozumieją. Łatwiej jest wierzyć w idiotyczne pomysły związkowców i krzyczeć, że "nam się należy".
Brawo, jak tak dalej pójdzie, będziemy mogli jako naród kandydować do Nagrody Darwina...

wtorek, 20 maja 2008

Birma

Tragedia w Birmie jest podwójna. Najpierw cyklon.Teraz niemożność dotarcia z pomocą humanitarną - wszystkie transporty przejmuje rządząca junta. MFW stwierdził, że Birmie nie udzieli pożyczek, ponieważ ten kraj ma niespłacone długi. Z punktu widzenia praw człowieka, stwierdzenie takie trzeba uznać za skandaliczne. Mam nadzieję, że to jedynie oficjalny pretekst, że prawdziwym powodem jest przekonanie, że wszystkie pieniądze poszłyby do kieszeni władzy a nie na potrzeby poszkodowanych. Bo w obecnej sytuacji wysyłanie jakichkolwiek transportów do Birmy jest nieporozumieniem. Jedynym tego skutkiem będzie umocnienie rządzącego reżimu, a więc - w ostatecznym rachunku - pogorszenie sytuacji zwykłych ludzi.

CB-radio

W USA zniesiono podobno (nie udało mi się tej informacji potwierdzić, ale pochodzi z dobrego źródła) zakaz stosowania aparatury wykrywającej policyjne radary. Tzw. antyradary można kupić w niemal każdym większym sklepie z elektroniką. Oczywiście są różne modele, o różnej cenie uzależnionej nade wszystko od czułości (czyli zasięgu) i rodzaju wykrywanych fal.
W Polsce (i niemal wszystkich krajach europejskich) antyradary są zabronione. W gruncie rzeczy zakaz jest martwy, bo kierowcy naleźli sposób na inne wykrycie radarów - CB-radia. Dawniej używali ich napaleni radiowcy, potem (głównie pod wpływem amerykańskiego kina drogi, jak mniemam) - kierowcy ciężarówek. Dziś używają ich niemal wszyscy, w tym sensie przynajmniej, że wśród użytkowników są kierowcy wszelkich zawodów i rodzajów samochodów.
Każdy może sprawdzić, że jazda zgodna z przepisami trasą nr 17 Lublin-Warszawa (140 km) zajmie ok 2,5 godziny, o ile tylko nie ma zbyt wielkiego natężenia ruchu, zwłaszcza w okolicy ronda w Kołbieli oraz na ostatnich kilometrach za Zakrętem. Tą trasą jeżdżą niezwykle popularne busy. Zdarza się im zatrzymać tu i ówdzie by zabrać, lub wysadzić pasażerów, a jednak rzadko kiedy jadą dłużej niż 2 godziny i 15 minut. Regularnie byłem przez nie wyprzedzany. Sam też słyszałem - jadąc jako pasażer - wymianę zdań z innymi kierowcami na temat aktywności policji.
Cóż złego, może ktoś zapytać, w wymianie informacji o policjantach stojących na czatach? Cóż złego w korzystaniu z antyradarów?
Nic. Problem nie jest w posiadaniu CB-radia ani aparatury wykrywającej policyjne radary. Problem jest w motywach i sposobie ich wykorzystania. Nie da się ukryć, że głównym powodem instalacji CB-radia w samochodach osobowych i ciężarówkach i jedynym powodem korzystania z antyradarów jest chęć uniknięcia kary za przekroczenie prędkości. Jadący zgodnie z przepisami nie potrzebują ani antyradarów, ani radia CB. I tu dochodzimy do kluczowego pytania: cóż jest złego w szybkiej jeździe?
Odpowiedź jest równie oczywista, co dla miłośników szybkiej jazdy niesatysfakcjonująca. Szybka jazda - dla potrzeb niniejszego felietonu tym terminem określam jazdę z prędkością większą, niż dozwolona przez przepisy - naraża ludzkie życie i zdrowie na niebezpieczeństwo, zarówno życie i zdrowie kierowcy, jego pasażerów jak i innych użytkowników drogi. Zasad fizyki nie da się oszukać. Czas reakcji kierowców i pieszych na wykryte zagrożenie jest wartością stałą. Możliwość uniknięcia kolizji maleje w postępie geometrycznym wraz ze wzrostem prędkości. Innymi słowy, im szybciej się porusza samochód, tym mniejsze są szanse, by uniknąć nieszczęścia w wypadku niespodziewanych komplikacji na drodze.
Pomiary prędkości przez policję i postawione na stałe radary nie są w stanie zmusić krnąbrnych kierowców do przestrzegania przepisów, tak jak wychowawca kolonijny nie jest w stanie zmusić dzieci i młodzieży do przestrzegania ciszy nocnej na koloniach. Policja chce uczyć mądrego i odpowiedzialnego korzystania z samochodu. Próby przechytrzenia policji w zasadzie nie różniłyby się niczym od ściągania na klasówce, gdyby nie to, że wśród skutków ściągania rzadko kiedy występują śmiertelne wypadki. A nadmierna prędkość, utrwalona przez zarozumiałą pewność siebie kierowcy zabezpieczonego przed policyjnym radarem, już do niejednej śmierci doprowadziła.
Narażanie siebie i innych na kalectwo i śmierć - tak przez bezmyślne, jak i umyślne przekraczanie dozwolonej prędkości - jest wyrazem nieodpowiedzialności i braku miłości bliźniego. Oznacza to, że jest działaniem grzesznym, i im bardziej jest to działanie rozmyślne, tym grzech jest poważniejszy. Podobnie na ciężar grzechu ma osoba sprawcy, zgodnie z zasadą, że komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Dlatego szczególnie lekcję o odpowiedzialności na drodze powinniśmy odrobić my, których zadaniem jest być światłem świata: chrześcijanie, a wśród chrześcijan - księża, tym bardziej, że zbyt często otacza ich (nas) przedziwne przekonanie o moralnej wyższości i nietykalności. Powiedzmy sobie szczerze, antena CB na dachu samochodu jest świadectwem naszej nieodpowiedzialności, naszego braku szacunku dla ludzkiego życia. Brzmi to może melodramatycznie, ale takie są fakty i taka ich ocena moralna.