Uwalili Pana senatora - wyrzucili go z klubu, z partii, a jego firmie (znaczy firmie, w której ma udziały i gdzie zasiadał do niedawna w Radzie nadzorczej) odebrali kontrakt na pomoc stoczniowcom. Wszystko w imię etyki i zasad transparentności, co jest o tyle ciekawe, że litery prawa nikt nie naruszył. Unieważniono zatem kontrakt, bo "tak wypada". Tylko o stoczniowcach jakoś nikt nie pomyślał, że teraz ze szkoleniami i szukaniem im pracy będzie trzeba poczekać kolejnych kilka miesięcy, aż jakaś kolejna firma nie wygra przetargu.
Wydaje mi się, że to klasyczny przypadek, w którym wylano dziecko z kąpielą, dziecko, które od kąpieli jest znacznie ważniejsze. Wstyd Panowie Magnaci!
Na marginesie wraca model reakcji z czasów Ministra Z. Ziobry, wedle którego każdy, kto się wzbogaci, jest złodziejem, malwersantem lub kombinatorem. I należy go za wszelką cenę pochwycić, oskarżyć, skazać i unicestwić (społecznie). Jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, że bogaty może być bogaty dzięki własnej ciężkiej pracy (choć ciężkość niekoniecznie musi polegać na noszeniu worków, a "tylko" na myśleniu i dobrym zarządzaniu). I że dzięki tym, którzy umieją zarządzać i wymyślać, pozostali mają pracę i środki do życia, których w innej sytuacji by nie mieli. Oj, ta nasza polska bezinteresowna zawiść... Czy nigdy się z niej nie wyzwolimy?
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
czwartek, 19 marca 2009
środa, 18 marca 2009
A upadek jego był wielki
No i projekt przepadł. Po kilku miesiącach dyskusji, sporów, a nawet obrzucania się inwektywami, projekt ustawy bioetycznej przygotowany przez zespół posła Gowina upadł. Oddany do konsultacji wewnątrzpartyjnych utonął wśród fal sprzecznych opinii, interesów, poglądów i wyznawanych wartości. Platforma platformą – okazało się, że nie ma możliwości, by wszyscy stojący na jednym peronie wsiedli do jednego pociągu. Dla liberałów projekt był zbyt konserwatywny, dla konserwatystów – zbyt liberalny. Poszło oczywiście o in vitro, choć przecież projekt nie tylko o tym traktował.
W gruncie rzeczy – wcale się temu upadkowi nie dziwię. Projekt posła Gowina był fatalny, choć zapewne był najlepszym z możliwych, z etycznego punktu widzenia. Próba kompromisu jednak okazała się nieskuteczna, bo tam, gdzie jest konflikt wartości, o kompromis jest wyjątkowo trudno.
Platforma jest ugrupowaniem, w którym ludzi połączyły nie tyle wartości, co wspólne interesy i wspólna wizja demokratycznej Polski, o liberalnym systemie gospodarczym. Wartości moralne, nade wszystko stosunek do bezbronnego życia – zarówno nienarodzonego, jak i zmierzającego ku swemu schyłkowi – pozostawały na drugim planie. Jedność trwał, jak długo nikt tych wartości nie ruszał. Gowin poruszył – i domek z kart się rozsypał.
Właśnie dlatego, gdy poszło o projekt, w którym owe fundamentalne wartości moralne stały się sprawą najważniejszą, uczestnicy dyskusji wzruszając ramionami rozeszli się każdy w swoją stronę. Jedni nie chcieli się narażać na miano oszołomów i ciemnogrodzian. Inni nie chcieli narażać się Kościołowi hierarchicznemu – głos biskupów przecież zawsze się może jeszcze przydać. I tak, zamiast kodyfikacji prawa bioetycznego, będzie tak, jak jest. W najlepszym wypadku czeka nas nowelizacja ustawy transplantacyjnej, a potem ewentualnie ustawy o zawodzie lekarza i kilka rozporządzeń, którymi po cichu będzie można powyciągać gorące ziemniaki procedur in vitro z ognia społecznych dyskusji – powyciągać cudzymi, ministerialnymi, lub jeszcze lepiej – unijnymi – rękami.
Cała ta historia pokazała, że ludzi o jednoznacznych, wyrazistych poglądach moralnych w polskim parlamencie jest niewielu. Paradoksalnie, najwięcej ich po lewej stronie. Co prawda poglądy socjaldemokratów w kwestii stosunku do nienarodzonego życia są dla mnie niemożliwe do zaakceptowania, ale przynajmniej są jednoznaczne i wyraziste. Jak czytamy w Apokalipsie św. Jana – „Obyś był zimny, albo gorący, nie zaś letni, bo chcę cię wypluć z moich ust” (Ap 3:15). Lewica w tej kwestii jest zimna. Ale to i tak lepsze, niż prowokujące nudności nieokreślenie rzekomych konserwatystów, tak często powołujących się na nauczanie Kościoła, wyznawany katolicyzm i nastawienie pro-life.
W gruncie rzeczy – wcale się temu upadkowi nie dziwię. Projekt posła Gowina był fatalny, choć zapewne był najlepszym z możliwych, z etycznego punktu widzenia. Próba kompromisu jednak okazała się nieskuteczna, bo tam, gdzie jest konflikt wartości, o kompromis jest wyjątkowo trudno.
Platforma jest ugrupowaniem, w którym ludzi połączyły nie tyle wartości, co wspólne interesy i wspólna wizja demokratycznej Polski, o liberalnym systemie gospodarczym. Wartości moralne, nade wszystko stosunek do bezbronnego życia – zarówno nienarodzonego, jak i zmierzającego ku swemu schyłkowi – pozostawały na drugim planie. Jedność trwał, jak długo nikt tych wartości nie ruszał. Gowin poruszył – i domek z kart się rozsypał.
Właśnie dlatego, gdy poszło o projekt, w którym owe fundamentalne wartości moralne stały się sprawą najważniejszą, uczestnicy dyskusji wzruszając ramionami rozeszli się każdy w swoją stronę. Jedni nie chcieli się narażać na miano oszołomów i ciemnogrodzian. Inni nie chcieli narażać się Kościołowi hierarchicznemu – głos biskupów przecież zawsze się może jeszcze przydać. I tak, zamiast kodyfikacji prawa bioetycznego, będzie tak, jak jest. W najlepszym wypadku czeka nas nowelizacja ustawy transplantacyjnej, a potem ewentualnie ustawy o zawodzie lekarza i kilka rozporządzeń, którymi po cichu będzie można powyciągać gorące ziemniaki procedur in vitro z ognia społecznych dyskusji – powyciągać cudzymi, ministerialnymi, lub jeszcze lepiej – unijnymi – rękami.
Cała ta historia pokazała, że ludzi o jednoznacznych, wyrazistych poglądach moralnych w polskim parlamencie jest niewielu. Paradoksalnie, najwięcej ich po lewej stronie. Co prawda poglądy socjaldemokratów w kwestii stosunku do nienarodzonego życia są dla mnie niemożliwe do zaakceptowania, ale przynajmniej są jednoznaczne i wyraziste. Jak czytamy w Apokalipsie św. Jana – „Obyś był zimny, albo gorący, nie zaś letni, bo chcę cię wypluć z moich ust” (Ap 3:15). Lewica w tej kwestii jest zimna. Ale to i tak lepsze, niż prowokujące nudności nieokreślenie rzekomych konserwatystów, tak często powołujących się na nauczanie Kościoła, wyznawany katolicyzm i nastawienie pro-life.
Subskrybuj:
Posty (Atom)