Felieton Rafała Ziemkiewicza wzbudził mój niekłamany zachwyt. Nie będę go przytaczał całego (odsyłam na stronę autora), ale logika wywodu jest kapitalna: Amerykański Kongres wezwał Polskę do restytucji zagrabionych dóbr. Tylko że to nie myśmy te dobra rabowali, a najpierw naziści, potem sowieci, a w końcu rodzima komuna. Dlaczego my mamy oddawać? I skąd prawo do takich połajanek, skoro całe Stany Zjednoczone są owocem jednego wielkiego rabunku?! Może Amerykanie najpierw oddadzą, co zagrabili, prawowitym właścicielom - czyli rdzennym Amerykanom, zwanym niekiedy Indianami?
Pietrzak mówił kiedyś, by nie kopać leżących. Ale mało kto to pamięta w kraju, a za granicą - cóż, nie wiedzą. Łatwiej kopać Polskę, bo się nie liczy (choć Pan Prezydent i Pan były Premier zachowują się, jakbyśmy byli największym i najbardziej znaczącym mocarstwem na świecie). Ameryka, choć wielu się z niej śmieje (a są po temu powody), jest na tyle mocna, że może sobie z naszych pokrzykiwań nic nie robić. I z czyichkolwiek innych również.
Ziemkiewicz ma rację, zarówno jeśli chodzi o moralną odpowiedzialność polskiego państwa za zagrabione przez nazistów i komunistów dobra, jak również w kwestii moralnego prawa Amerykanów do upominania nas w tej kwestii. Chcą być szeryfem w tym miasteczku - proszę bardzo. Ale niech zaczną moralne naprawianie świata od siebie.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
piątek, 18 lipca 2008
czwartek, 17 lipca 2008
Kultura osobista... 2
No i oczywiście pojawiły się pytania - niejawne - a co zrobić, gdy rzeczony duchowny, "Przewielebny" czy "Czcigodny" nie bardzo umie się zachować - jest gburem, chamem albo po prostu pyszałkiem. Czy do niego też się zwracać per "Reverend"?
W moim przekonaniu tak. Bo to, że ktoś nie dorasta do pełnionego przez siebie urzędu czy funkcji nie zmienia faktu, że ów urząd czy funkcję (nominalnie) pełni. Nie zasługuje być może na nie, podobnie jak nie zasługuje, by traktowano go z kulturą, ale... bycie kulturalnym bardziej świadczy o nas, niż o tych, do których się zwracamy, czyż nie?
Karol Borchardt, w znakomitej książce o kpt. Mamercie Stankiewiczu "Znaczy kapitan" opisuje pewne wydarzenie. Otóż transatlantyk (bodaj "Pułaski", ale mogę się mylić, a nie mam jak sprawdzić w tej chwili), na którym służył, zawinął do któregoś z portów skandynawskich. Statek był za duży, by zacumować przy nabrzeżu, więc pasażerów chętnych do zwiedzenia portu przewożono na brzeg szalupami. Wysadzano w jednym miejscu, w innym, przy sąsiednim nabrzeżu, podejmowano - wszystko by uniknąć zamieszania i nieszczęśliwego wypadku. Od taki osobny przystanek dla wysiadających i dla wsiadających. Jeden z pasażerów uparł się, by wsiąść tam, gdzie się wysiada. Zrobił iście karczemną awanturę, wyzywając oficera dowodzącego motorówką od ostatnich. Oficer ów pozostał niewzruszony. Oświadczył jedynie: "Ma pan szczęście, że obowiązuje mnie wobec pasażerów bezwzględna uprzejmość". I odpłynął. Nieznośny pasażer chciał nie chciał poszedł na sąsiednie nabrzeże, by zabrać się na statek z właściwego stanowiska.
Opowiedziana w dużym skrócie historia - odsyłam ciekawych do naprawdę wartej lektury książki Borchardta - zawsze mi przypomina, że obowiązek bezwzględnej uprzejmości ciąży na wszystkich. Nie tylko na oficerach statków pasażerskich, księżach czy policjantach. Na wszystkich. W niczym mnie - nas - nie zwalnia z obowiązku, by odnosić się do drugiego z kulturą i uprzejmością czyjaś niezdolność do odpowiedniego zachowania. Bezwzględna uprzejmość nie oznacza jednak uległości. Wręcz przeciwnie. Im bardziej niekulturalnie zachowuje się adwersarz, tym bardziej bezwzględnie stanowczy będzie mój wobec niego sprzeciw. Ale sprzeciw uprzejmy, równie bezwzględnie uprzejmy, co stanowczy.
W moim przekonaniu tak. Bo to, że ktoś nie dorasta do pełnionego przez siebie urzędu czy funkcji nie zmienia faktu, że ów urząd czy funkcję (nominalnie) pełni. Nie zasługuje być może na nie, podobnie jak nie zasługuje, by traktowano go z kulturą, ale... bycie kulturalnym bardziej świadczy o nas, niż o tych, do których się zwracamy, czyż nie?
Karol Borchardt, w znakomitej książce o kpt. Mamercie Stankiewiczu "Znaczy kapitan" opisuje pewne wydarzenie. Otóż transatlantyk (bodaj "Pułaski", ale mogę się mylić, a nie mam jak sprawdzić w tej chwili), na którym służył, zawinął do któregoś z portów skandynawskich. Statek był za duży, by zacumować przy nabrzeżu, więc pasażerów chętnych do zwiedzenia portu przewożono na brzeg szalupami. Wysadzano w jednym miejscu, w innym, przy sąsiednim nabrzeżu, podejmowano - wszystko by uniknąć zamieszania i nieszczęśliwego wypadku. Od taki osobny przystanek dla wysiadających i dla wsiadających. Jeden z pasażerów uparł się, by wsiąść tam, gdzie się wysiada. Zrobił iście karczemną awanturę, wyzywając oficera dowodzącego motorówką od ostatnich. Oficer ów pozostał niewzruszony. Oświadczył jedynie: "Ma pan szczęście, że obowiązuje mnie wobec pasażerów bezwzględna uprzejmość". I odpłynął. Nieznośny pasażer chciał nie chciał poszedł na sąsiednie nabrzeże, by zabrać się na statek z właściwego stanowiska.
Opowiedziana w dużym skrócie historia - odsyłam ciekawych do naprawdę wartej lektury książki Borchardta - zawsze mi przypomina, że obowiązek bezwzględnej uprzejmości ciąży na wszystkich. Nie tylko na oficerach statków pasażerskich, księżach czy policjantach. Na wszystkich. W niczym mnie - nas - nie zwalnia z obowiązku, by odnosić się do drugiego z kulturą i uprzejmością czyjaś niezdolność do odpowiedniego zachowania. Bezwzględna uprzejmość nie oznacza jednak uległości. Wręcz przeciwnie. Im bardziej niekulturalnie zachowuje się adwersarz, tym bardziej bezwzględnie stanowczy będzie mój wobec niego sprzeciw. Ale sprzeciw uprzejmy, równie bezwzględnie uprzejmy, co stanowczy.
wtorek, 15 lipca 2008
Kultura osobista...
Na Forum Frondy pojawiło się pytanie, które - jak mi się zdaje jest swoistym echem niedomówień, dyskusji i niepewności, co do sposobu traktowania duchowieństwa. Pytanie brzmiało: Jak się zwracać do księdza, na przykład na zaproszeniu. Pozwoliłem sobie tam umieścić stosowną odpowiedź, której nieco rozwiniętą wersję i w blogu umieszczam, a nóż się komuś przyda.
Możliwości odniesienia się do duchownego jest wiele. Mam je przećwiczone, jako że sam jestem księdzem i od czasu do czasu zdarza mi się z księżmi rozmawiać. I ze mną też niektórzy rozmawiają czasem, lub pisma jakowe podsyłają. Poniższa refleksja jest niejako zapisem tego, co sam odbieram jako grzeczne, lub niegrzeczne, kulturalne, lub kultury pozbawione. Świadomie pomijam sposób, w jaki duchowni się zwracają do świeckich - to temat na osobną dyskusję (osobny wpis), do którego kiedyś może dojrzeję...
Jeśli chodzi zatem o zwracanie się do osób duchownych (zwykłych księży):
Na piśmie w adresie:
Rev. Ks.
Przew. lub lepiej: Przewielebny Ks.
Czcigodny (bez skrótów) Ks.
Jeśli dany kapłan ma tytuł honorowy (kanonika, prałata lub infułata) lub naukowy (profesor) to taki tytuł wypada dodać po Ks.
W tekście listu, zaproszenia - w zależności od stopnia znajomości:
Drogi Księże N. (imię, nie nazwisko, zamiast tego może być tytuł)
lub bardziej formalnie:
Czcigodny Księże (raczej bez imienia czy nazwiska, ale może być tytuł)
Przewielebny Księże (podobnie)
W mowie:
Proszę księdza
Drogi księże (zakłada to bliższą znajomość i pewien rodzaj poufałości)
Ojcze (ew. Drogi Ojcze) zwłaszcza wobec starszych kapłanów i zakonników
Zwrot "Księże" (sam w sobie) jest traktowany jako dosyć poufały i może być źle odebrany.
Z kolei zwrotami niekulturalnymi są wymienione przez niektórych FForumowiczów:
Sz. P. Ks.
Szanowny Ksiądz
Sz. P.
Proszę pana
Panie ksiądz
Wskazują one na zamiar mniej lub bardziej demonstracyjnego zdystansowania się od religijnej funkcji, jaką spełnia duchowny, lecz w swej istocie odsłaniają jedynie brak kultury.
Przyjęte jest, że w formalnym zwróceniu się do osoby duchownej (ale także do wyższych szarżą od siebie nie-duchownych (w wojsku, w polityce), używa się formy bezosobowej, lub też 3osoby liczby pojedynczej. Stare zasady językowe dopuszczały użycie tytułu i 2 osoby ("Drogi Księże, przyjmij to zaproszenie"), ale grzeczniejszą formą jest zwrot w 3 osobie (Drogi Księże, niech Ksiądz przyjmie...") lub bezosobowej ("Drogi Księże, proszę przyjąć...").
Takie formy są przyjęte pomiędzy duchowieństwem, wydaje mi się, że mogą zostać spokojnie wykorzystane w relacjach pomiędzy osobami świeckimi i duchownymi. Warto pamiętać, że "skracanie dystansu" i poufałość w używanych zwrotach (poza sytuacjami relacji przyjacielskich), są niemal zawsze odbierane jako przejaw braku kultury.
Możliwości odniesienia się do duchownego jest wiele. Mam je przećwiczone, jako że sam jestem księdzem i od czasu do czasu zdarza mi się z księżmi rozmawiać. I ze mną też niektórzy rozmawiają czasem, lub pisma jakowe podsyłają. Poniższa refleksja jest niejako zapisem tego, co sam odbieram jako grzeczne, lub niegrzeczne, kulturalne, lub kultury pozbawione. Świadomie pomijam sposób, w jaki duchowni się zwracają do świeckich - to temat na osobną dyskusję (osobny wpis), do którego kiedyś może dojrzeję...
Jeśli chodzi zatem o zwracanie się do osób duchownych (zwykłych księży):
Na piśmie w adresie:
Rev. Ks.
Przew. lub lepiej: Przewielebny Ks.
Czcigodny (bez skrótów) Ks.
Jeśli dany kapłan ma tytuł honorowy (kanonika, prałata lub infułata) lub naukowy (profesor) to taki tytuł wypada dodać po Ks.
W tekście listu, zaproszenia - w zależności od stopnia znajomości:
Drogi Księże N. (imię, nie nazwisko, zamiast tego może być tytuł)
lub bardziej formalnie:
Czcigodny Księże (raczej bez imienia czy nazwiska, ale może być tytuł)
Przewielebny Księże (podobnie)
W mowie:
Proszę księdza
Drogi księże (zakłada to bliższą znajomość i pewien rodzaj poufałości)
Ojcze (ew. Drogi Ojcze) zwłaszcza wobec starszych kapłanów i zakonników
Zwrot "Księże" (sam w sobie) jest traktowany jako dosyć poufały i może być źle odebrany.
Z kolei zwrotami niekulturalnymi są wymienione przez niektórych FForumowiczów:
Sz. P. Ks.
Szanowny Ksiądz
Sz. P.
Proszę pana
Panie ksiądz
Wskazują one na zamiar mniej lub bardziej demonstracyjnego zdystansowania się od religijnej funkcji, jaką spełnia duchowny, lecz w swej istocie odsłaniają jedynie brak kultury.
Przyjęte jest, że w formalnym zwróceniu się do osoby duchownej (ale także do wyższych szarżą od siebie nie-duchownych (w wojsku, w polityce), używa się formy bezosobowej, lub też 3osoby liczby pojedynczej. Stare zasady językowe dopuszczały użycie tytułu i 2 osoby ("Drogi Księże, przyjmij to zaproszenie"), ale grzeczniejszą formą jest zwrot w 3 osobie (Drogi Księże, niech Ksiądz przyjmie...") lub bezosobowej ("Drogi Księże, proszę przyjąć...").
Takie formy są przyjęte pomiędzy duchowieństwem, wydaje mi się, że mogą zostać spokojnie wykorzystane w relacjach pomiędzy osobami świeckimi i duchownymi. Warto pamiętać, że "skracanie dystansu" i poufałość w używanych zwrotach (poza sytuacjami relacji przyjacielskich), są niemal zawsze odbierane jako przejaw braku kultury.
Subskrybuj:
Posty (Atom)