czwartek, 16 października 2008

Kłótnia

Zastanawiałem się, o co chodzi Premierowi i Prezydentowi. I chyba jak zawsze chodzi o ego. Problem w tym, że kosztem nas wszystkich, kosztem obrazu kraju na arenie międzynarodowej. Teraz już nie ma znaczenia, kto ma rację. Dla kłócących się dziś polityków nie jest ważne, kto ma rację, tylko kto postawi na swoim. Koszmar.

Usłyszałem dziś zdanie: "a ja ich zlewam". Może to nie jest szczyt uprzejmości, ale doskonale oddaje moje samopoczucie w tej kwestii. Kłótnie dwugłowego smoka jakoś nie nastrajają mnie do podejmowania obywatelskich obowiązków, w tym obowiązku uczestnictwa w wyborach, gdy nadejdzie pora. Z drugiej strony za każdym razem idę z nadzieją, że może tym razem będzie inaczej. No i jest... jak zwykle.
Wydaje mi się, że jeśli tak dalej pójdzie, w końcu dojdzie do zmiany konstytucji i albo Premiera zrobią Prezydentem, albo Prezydenta Premierem. Smok dwugłowy, stanie się smokiem jednogłowym i przynajmniej nie będzie się kłócić. Czy będzie mądrzejszy - gwarancji nie ma żadnych, ale może będzie ciut mniej żałosny.

wtorek, 14 października 2008

Kampania

Niedawno dowiedziałem się, że pewna szacowna fundacja (słyszałem o niej wiele dobrego w swoim czasie) zajmująca się m.in. pomocą osobom uzależnionym od alkoholu i narkotyków rozszerzyła swoją aktywność o pomoc osobom zagrożonym i zarażonym wirusem nabytego braku odporności, czyli HIV. Wśród haseł reklamujących akcję "Obudź się! Żyj!" natrafiłem na dodane przez kogoś (na szczęście odrzucone przez nadawcę reklamy ale i samą fundację zdanie: "Czy możesz sobie pozwolić na pełne zaufanie?"
Obudziło ono we mnie smutną refleksję związaną głównie z innymi, dosyć mocno reklamowanymi programami profilaktyki HIV/AIDS. Takie pytania, stawiają w moim przekonaniu pod znakiem zapytania sam fundament jedności małżeńskiej. Nie ma - przynajmniej od ludzkiej strony (bo przecież jest jeszcze łaska sakramentu) - ważniejszej rzeczy między mężem i żoną, jak bezwarunkowe zaufanie. Niestety, zakwestionować zaufanie jest łatwo. Wbić klin nieufności jest łatwo. A skutki mogą być opłakane. Podejrzliwość i nieuzasadniona zazdrość stopniowo jątrząc w sercu człowieka stopniowo czynią go niezdolnym do miłości.
Zdaję sobie sprawę, że autorzy programów profilaktycznych starają się podejść do rzeczywistości w sposób realistyczny. Wiedząc, że współżycie seksualne jest traktowane jako rzecz oczywista niezależnie, czy ludzi łączy węzeł małżeński, czy też nie, wskazują na łatwość zainfekowania wirusem HIV. Wszystko prawda. Paradoksalnie jednak wpisują się w ów klimat akceptacji dla powszechnej demoralizacji, niejako potwierdzając to założeniem, że "wszyscy to robią" i "do nikogo nie można mieć pełnego zaufania".
Mało kto dziś wierzy w czystą, wolną od seksu przyjaźń między mężczyzną a kobietą. Mało kto wierzy w piękne, czyste narzeczeństwo i w bezkompromisową wierność małżeńską. Z góry zakłada się, że jeśli mężczyzna jest sam na sam z kobietą, to będą współżyli. Z góry też zakłada się, że niemożliwe jest wychowanie do czystości i wstrzemięźliwości seksualnej. Z tego braku wiary rodzą się programy nazywane profilaktyką AIDS i kampanie wzywające do robienia testów na obecność wirusa HIV.
Wydaje mi się, że nie wszystkie tego typu inicjatywy dadzą się pogodzić z chrześcijańską wizją małżeństwa i rodziny i z chrześcijańską wizją świata. Program ABC (Abstynencja, Bycie wiernym i Prezerwatywy - ang. Comdom, stąd nazwa programu) właśnie ze względu na propagowanie użycia prezerwatywy jest nie do pogodzenia z chrześcijańską wizją moralności. Przed zakażeniem drogą seksualną chroni wyłącznie abstynencja poza małżeństwem i wierność w małżeństwie. Współżycie poza małżeństwem jest ze swej natury niegodziwe, i nie widzę żadnego powodu, by uznawać je za normalne i dobre, nawet jeśli grzech cudzołóstwa ma charakter niemal powszechny.
Co zatem mogą zrobić chrześcijańskie organizacje, jeśli chcą włączyć się w profilaktykę HIV/AIDS? W moim przekonaniu mogą i powinny promować chrześcijańską wizję moralności. Że nie dostaną na to pieniędzy z Unii Europejskiej czy Ministerstwa Zdrowia? Trudno... Wiara nie jest po to, by zarabiać, a ci, którzy ją traktują jako źródło zysku, najlepiej na tym w ostatecznym rozrachunku nie wychodzą. Że będziemy jako chrześcijanie wyśmiewani i krytykowani - cóż, a bo to pierwszy raz?