No i stało się, Włochy dopuściły do użycia RU-486. Poniżej przytaczam fragmenty tekstu wiadomości z agencji Associated Press, obecnej w internecie na stronach MSNBC.
ROME - Italy has approved the use of the abortion drug RU-486, capping years of debate and defying opposition from the Vatican, which warned of immediate excommunication for doctors prescribing the pill and for women who use it.
The pill is already available in a number of other European countries. Its approval by Italy's drug regulation authorities was praised by women's groups and pro-choice organizations, which say the pill will provide women with an additional, noninvasive procedure.
It drew the immediate protest of the Catholic Church, which opposes abortion and contraception.
"That's not how you alleviate human suffering, that's not how you help women, that's not how you help mankind," Monsignor Elio Sgreccia, a senior church bioethicist, said in an interview Friday with Associated Press Television News.
[...]
Archbishop Rino Fisichella, who heads the Vatican's Pontifical Academy for Life, issued a strong condemnation of abortion and the RU-486 pill in a front-page article in Vatican newspaper L'Osservatore Romano on Friday. He said the church cannot passively sit back, and insisted the ethical implications of the pill could not be overlooked.
"An embryo is not a bunch of cells," Fisichella wrote. "It's real and full human life. Suppressing it is a responsibility nobody can take without fully knowing the consequences."
Sgreccia, who called the RU-486 "not a drug, but poison," said that women taking the pill or doctors administering are automatically excommunicated under church law.
There were about 121,000 abortions on demand in Italy in 2008, according to figures provided by Italy's health authorities. That number was down 48 percent from 1982 — the year when the number peaked after the referendum upholding the abortion law — and down 4 percent compared to the previous year.
But critics of RU-486 say that taking a pill might reverse that trend because it would make interrupting a pregnancy easier. They also fear that it would be possible to avert a mandatory hospitalization policy and effectively go back to the pre-legislation days of clandestine abortions performed at home without medical supervision.
"The apparent ease of this pharmacological method will inevitably lower the level of caution and responsibility," Romano Colozzi, the only member of the agency to vote against the use of the pill, told the ANSA news agency.
Supporters say it has no significant side effects and is safe.
Gabriella Pacini, a doctor with the Woman's Life group that provides medical counseling to women, said that RU-486 "has been used for years in Europe, on millions of women and is considered safe and effective."
"Why not give Italian women a choice between pharmacological abortion and surgical abortion?" she said.
The RU-486 pill, first introduced in France two decades ago, is known chemically as mifepristone and causes an embryo to detach from the uterine wall. A second pill, misoprostol, is used afterward to cause contractions and push the embryo out of the uterus.
Doctors can declare themselves conscientious objectors and refuse to carry out abortions.
Since 2000, Italy also allows the so-called morning-after pill, which prevents a fertilized egg from implanting in the uterine wall and growing into an embryo.
Słowo komentarza
Aborcja - ani chirurgiczna, ani farmakologiczna - nie jest bezpieczna, jak twierdzą jej propagatorzy. W tym cała rzecz, że jej istotą jest zadanie śmierci dziecku, którego z jakiegoś powodu nie chce przyjąć matka. Być może RU-486 prszynosi mniej powikłań dla zdrowia matki niż inne formy aborcji, ale o bezpieczeństwie nie może być mowy, bo ona musi być niebezpieczna - inaczej nie będzie skuteczna...
Nikt nie zmusi dziś kobiety do urodzenia dziecka. Jeśli chce je zabić - zrobi to, w ten, czy inny sposób, ale ciężko grzeszy ten, kto jej to ułatwia lub wręcz do zabójstwa neinarodzonego dziecka namawia. Nikogo się też do przynależności do Kościoła nie zmusi. Jeśli ktoś nie chce być w jedności ze wspólnotą Kościoła, jeśli ma swoją wizję wiary i życia moralnego - pójdzie swoją drogą. Ekskomunika związana z grzechem aborcji (obejmująca wszystkich, którzy doprowadzili do śmierci dziecka, czy to przez bezpośrednie wykonanie aborcji, nakłanianie do niej lub w inny sposób współuczestniczyli w tym grzechu) oznacza że drogi danego człowieka i wspólnoty Kościoła się rozeszły. Ktoś jest poza wspólnotą, bo wierzy inaczej, bo myśli inaczej, bo postępuje inaczej niż Kościół. Bo do wspólnoty nie można zmusić. Albo się w niej jest, albo nie...
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
sobota, 1 sierpnia 2009
To dziecko ma kilkoro rodziców
Dałem się namówić "Dziennikowi" na wypowiedź.
Beata Grzybowska za pieniądze urodziła dziecko obcej parze ludzi. Teraz zapowiedziała, że będzie w sądzie walczyć o prawo do chłopca. Ks. Piotr Kieniewicz ocenia ten spór z punktu widzenia etyki katolickiej.
Klara Klinger: Kto jest rodzicem dziecka z punktu widzenia etyki katolickiej? Czy ma do niego prawo kobieta, która nie jest jego genetyczną matką, a tylko je rodziła?
PK: Sytuacja jest skomplikowana. W tym przypadku dziecko ma czworo rodziców: dawcy materiału genetycznego - choć dawczyni komórki jajowej pozostaje anonimowa - są rodzicami biologicznymi, jest żona ojca biologicznego, która chce to dziecko wychować jako swoje i jest kobieta, która fizycznie to dziecko urodziła. I każda z tych osób może czuć się rodzicem. Jednocześnie w centrum tego dramatu znajduje się dziecko, które jest automatycznie postawione w sytuacji konfliktu tożsamości. Bo nie ma możliwości, żeby określiło, kto jest moim tatą, a kto jest moją matką. Ma kilkoro rodziców i będzie zagubione.
Nie jest tak, że ktoś jest ”bardziej” rodzicem?
Trudno tak stopniować. Małżonkowie, którzy wychowują dziecko, podobnie jak przy adopcji, mogą czuć się rodzicami, bo o rodzicielstwie w pierwszym rzędzie świadczy dar miłości, którym obdarzają dziecko wprowadzając je w świat dorosłości, a nie sam fakt biologicznego pokrewieństwa. Z drugiej strony dziecko, dojrzewając w łonie kobiety, nawiązuje z nią bardzo głęboką więź fizyczną i psychiczną i to do tego stopnia, że noworodek przytulony do matki i czujący jej zapach natychmiast się uspokaja, instynktownie czuje, że to jest jego matka. Dlatego amerykańskie piśmiennictwo bioetyczne mówi, że nie ma sposobu, aby w sytuacji, o której rozmawiamy, uniknąć problemu konfliktu tożsamości.
Problemem jest tożsamość dziecka?
Tak, bo ono nie wie, kim jest i ta niepewność jest źródłem ogromnych komplikacji rozwojowych i egzystencjalnych. Ale to nie jest jedyny problem moralny. W omawianej sytuacji doszło do instrumentalnego potraktowania kobiety i dziecka. Para, która wynajęła ją, by urodziła im dziecko, tak naprawdę wynajęła tylko jej macicę, ale przecież i dziecko potraktowane zostało jak zamawiany w sklepie towar, za który się płaci i czeka na dostawę. Jest to może bardziej skomplikowane w sensie logistycznym, ale nadal jest tak, że klient płaci i klient wymaga - oczywiście w odpowiedniej jakości. Kobieta jest traktowana przedmiotowo - przez nich, ale i przez siebie. Robi to niby na własne życzenie, za swoją zgodą, ponieważ jest wolna i może to zrobić, ale narusza w ten sposób swoją godność.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Co by było najbardziej moralne?
Jest takie starożytne powiedzenie mówiące, że umów należy dotrzymywać. W sytuacji, kiedy ta kobieta zgodziła się oddać dziecko drugiej rodzinie, wydawałoby się, że powinna umowy dotrzymać. Ale to nie jest takie proste, tym bardziej że w grę wchodzi dobro dziecka, a ono nie jest przedmiotem, który można dowolnie sobie przekazywać z rąk do rąk. W niedawno wydanym dokumencie Kongregacji Nauki Wiary ”Dignitas personae” jest napisane, że są sytuacje, w których nie ma dobrego rozwiązania. I myślę, że to jest jedna z takich sytuacji. Każde rozwiązanie będzie dokładaniem kolejnych ran, także w wymiarze moralnym. Jest bowiem ojciec dziecka, który pozostaje ojcem, jego żona, jest matka, która urodziła i wszyscy cierpią. A dziecko zostało zranione na całe życie niezależnie od tego, co się dalej będzie działo.
Ale jakoś się trzeba zachować.
To małżeństwo czuje się rodzicami, a kobieta - matką i te uczucia są zrozumiałe. Ale ja nie jestem w stanie powiedzieć, czy oni mają odpuścić, czy ona.
A gdyby pani Beata przyszła po radę do księdza?
Obawiam się, że bym jej powiedział, że w tej chwili nie ma dobrego rozwiązania, ale jest to konsekwencją wcześniejszych niemoralnych decyzji i działań. W ludziach jest często przekonanie, że zawsze coś się da zrobić. Kiedy jednak mówimy o moralności ludzkiego postępowania, są sytuacje uniemożliwiające wyjście z zaułka niegodziwości. Każde kolejne działanie będzie pociągało za sobą eskalację zła. W tej chwili jedyna wskazówka dla niej, która mi się nasuwa, to rozpoznanie, co jest dobre z punktu widzenia dziecka. Ten dramat zrodził się z grzechu i jest konsekwencją grzechu. Nie wolno o tym zapominać. Z czysto ludzkiego punktu widzenia wiem, że to dramatyczna sytuacja i szczerze współczuję wszystkim – począwszy od dziecka po wszystkich rodziców, którzy sami się zawikłali w ten gordyjski węzeł. Ale niestety dobrego rozwiązania z tej sytuacji nie ma.
Beata Grzybowska za pieniądze urodziła dziecko obcej parze ludzi. Teraz zapowiedziała, że będzie w sądzie walczyć o prawo do chłopca. Ks. Piotr Kieniewicz ocenia ten spór z punktu widzenia etyki katolickiej.
Klara Klinger: Kto jest rodzicem dziecka z punktu widzenia etyki katolickiej? Czy ma do niego prawo kobieta, która nie jest jego genetyczną matką, a tylko je rodziła?
PK: Sytuacja jest skomplikowana. W tym przypadku dziecko ma czworo rodziców: dawcy materiału genetycznego - choć dawczyni komórki jajowej pozostaje anonimowa - są rodzicami biologicznymi, jest żona ojca biologicznego, która chce to dziecko wychować jako swoje i jest kobieta, która fizycznie to dziecko urodziła. I każda z tych osób może czuć się rodzicem. Jednocześnie w centrum tego dramatu znajduje się dziecko, które jest automatycznie postawione w sytuacji konfliktu tożsamości. Bo nie ma możliwości, żeby określiło, kto jest moim tatą, a kto jest moją matką. Ma kilkoro rodziców i będzie zagubione.
Nie jest tak, że ktoś jest ”bardziej” rodzicem?
Trudno tak stopniować. Małżonkowie, którzy wychowują dziecko, podobnie jak przy adopcji, mogą czuć się rodzicami, bo o rodzicielstwie w pierwszym rzędzie świadczy dar miłości, którym obdarzają dziecko wprowadzając je w świat dorosłości, a nie sam fakt biologicznego pokrewieństwa. Z drugiej strony dziecko, dojrzewając w łonie kobiety, nawiązuje z nią bardzo głęboką więź fizyczną i psychiczną i to do tego stopnia, że noworodek przytulony do matki i czujący jej zapach natychmiast się uspokaja, instynktownie czuje, że to jest jego matka. Dlatego amerykańskie piśmiennictwo bioetyczne mówi, że nie ma sposobu, aby w sytuacji, o której rozmawiamy, uniknąć problemu konfliktu tożsamości.
Problemem jest tożsamość dziecka?
Tak, bo ono nie wie, kim jest i ta niepewność jest źródłem ogromnych komplikacji rozwojowych i egzystencjalnych. Ale to nie jest jedyny problem moralny. W omawianej sytuacji doszło do instrumentalnego potraktowania kobiety i dziecka. Para, która wynajęła ją, by urodziła im dziecko, tak naprawdę wynajęła tylko jej macicę, ale przecież i dziecko potraktowane zostało jak zamawiany w sklepie towar, za który się płaci i czeka na dostawę. Jest to może bardziej skomplikowane w sensie logistycznym, ale nadal jest tak, że klient płaci i klient wymaga - oczywiście w odpowiedniej jakości. Kobieta jest traktowana przedmiotowo - przez nich, ale i przez siebie. Robi to niby na własne życzenie, za swoją zgodą, ponieważ jest wolna i może to zrobić, ale narusza w ten sposób swoją godność.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Co by było najbardziej moralne?
Jest takie starożytne powiedzenie mówiące, że umów należy dotrzymywać. W sytuacji, kiedy ta kobieta zgodziła się oddać dziecko drugiej rodzinie, wydawałoby się, że powinna umowy dotrzymać. Ale to nie jest takie proste, tym bardziej że w grę wchodzi dobro dziecka, a ono nie jest przedmiotem, który można dowolnie sobie przekazywać z rąk do rąk. W niedawno wydanym dokumencie Kongregacji Nauki Wiary ”Dignitas personae” jest napisane, że są sytuacje, w których nie ma dobrego rozwiązania. I myślę, że to jest jedna z takich sytuacji. Każde rozwiązanie będzie dokładaniem kolejnych ran, także w wymiarze moralnym. Jest bowiem ojciec dziecka, który pozostaje ojcem, jego żona, jest matka, która urodziła i wszyscy cierpią. A dziecko zostało zranione na całe życie niezależnie od tego, co się dalej będzie działo.
Ale jakoś się trzeba zachować.
To małżeństwo czuje się rodzicami, a kobieta - matką i te uczucia są zrozumiałe. Ale ja nie jestem w stanie powiedzieć, czy oni mają odpuścić, czy ona.
A gdyby pani Beata przyszła po radę do księdza?
Obawiam się, że bym jej powiedział, że w tej chwili nie ma dobrego rozwiązania, ale jest to konsekwencją wcześniejszych niemoralnych decyzji i działań. W ludziach jest często przekonanie, że zawsze coś się da zrobić. Kiedy jednak mówimy o moralności ludzkiego postępowania, są sytuacje uniemożliwiające wyjście z zaułka niegodziwości. Każde kolejne działanie będzie pociągało za sobą eskalację zła. W tej chwili jedyna wskazówka dla niej, która mi się nasuwa, to rozpoznanie, co jest dobre z punktu widzenia dziecka. Ten dramat zrodził się z grzechu i jest konsekwencją grzechu. Nie wolno o tym zapominać. Z czysto ludzkiego punktu widzenia wiem, że to dramatyczna sytuacja i szczerze współczuję wszystkim – począwszy od dziecka po wszystkich rodziców, którzy sami się zawikłali w ten gordyjski węzeł. Ale niestety dobrego rozwiązania z tej sytuacji nie ma.
piątek, 31 lipca 2009
RU 486
Wiadomość pochodzi z dzisiejszego anglojęzycznego serwisu ZENIT:
Ministerstwo Zdrowia Włoch: 29 zabitych przez RU-486
Rzym, Włochy, 40 lipca 2009 (Zenit.org).-
Włoskie Ministerstwo Zdrowia podało, że 29 kobiet zmarło z powodu zażycia "the morning after pill", znanej również jako antykoncepcja po stosunku, Plan B, RU-486. Eugenia Roccella, podsekretarz w ministerstwie zdrowia, wskazała na statystyki, odnośżac się do planów Włoskiej Agencji Farmaceutycznej (AIFA), która chce zaaprobować sprzedaż medykamentu. Deklaracja Roccelli opublikowało dzisiejsze L'Osservatore Romano. Urzędniczka ujawniła, w jaki sposób uboczne efekty działania RU-486 spowodowały te zgony. Niemniej jednak AIFA dąży do wprowadzenia środka na rynek. Ostateczna decyzja ma zostać podjęta - wedle oświadczenia Roccelli - w piątek, niezależnie od wciąż toczonych rozmów między AIFA a Ministerstwem Zdrowia. Środek (RU-486) nieustannie wzbudza kontrowersje na całym świecie, choiaż niektóre rządy udostępniają go w szerszym zakresie bez większego nadzoru. W Stanach Zjednoczonych Urząd Żywności i Leków zaaprobował w tym miesiącu sprzedaż "Plan B One-Step" bez recepty osobom w wieku od 17 roku życia.
Ministerstwo Zdrowia Włoch: 29 zabitych przez RU-486
Rzym, Włochy, 40 lipca 2009 (Zenit.org).-
Włoskie Ministerstwo Zdrowia podało, że 29 kobiet zmarło z powodu zażycia "the morning after pill", znanej również jako antykoncepcja po stosunku, Plan B, RU-486. Eugenia Roccella, podsekretarz w ministerstwie zdrowia, wskazała na statystyki, odnośżac się do planów Włoskiej Agencji Farmaceutycznej (AIFA), która chce zaaprobować sprzedaż medykamentu. Deklaracja Roccelli opublikowało dzisiejsze L'Osservatore Romano. Urzędniczka ujawniła, w jaki sposób uboczne efekty działania RU-486 spowodowały te zgony. Niemniej jednak AIFA dąży do wprowadzenia środka na rynek. Ostateczna decyzja ma zostać podjęta - wedle oświadczenia Roccelli - w piątek, niezależnie od wciąż toczonych rozmów między AIFA a Ministerstwem Zdrowia. Środek (RU-486) nieustannie wzbudza kontrowersje na całym świecie, choiaż niektóre rządy udostępniają go w szerszym zakresie bez większego nadzoru. W Stanach Zjednoczonych Urząd Żywności i Leków zaaprobował w tym miesiącu sprzedaż "Plan B One-Step" bez recepty osobom w wieku od 17 roku życia.
czwartek, 30 lipca 2009
Wywiad z Rocco Butiglione
Dziś rano znalazłem w internecie wywiad z Rocco Butiglione, przeprowadzony przez "Friday Fax", internetowe "czasopismo" wydawane przez C-FAM Catholic Family & Human Rights Institute. Zaciekawił mnie i w napadzie twórczym postanowiłem go przetłumaczyć i udostępnić w języku polskim. Przepraszam za wszelkie niedoskonałości tłumaczenia, ale robiłem je na szybko. Oczywiście, można przeczytać ten wywiad w oryginale...
Friday Fax: Pana ostatnie wypowiedzi na temat aborcji wywołały wiele zainteresowania…
Rocco Butiglione: Rzeczywiście, zrobił się bałagan! Uporządkujmy to…
FF: Dobrze. Mówi się, że dzięki Panu przeszła przez włoski parlament 15 czerwca 2009 inicjatywa w kwestii przymusowej aborcji. Czy może Pan wyjaśnić o co w niej chodziło i jakie ma znaczenie?
RB: Proszę mi najpierw pozwolić powiedzieć kilka słów odnośnie życia nienarodzonego jako pewne tło. We Włoszech mieliśmy w 1981 roku referendum, i my, obrońcy życia, przegraliśmy 68 do 32%. To była ogromna porażka. Musi Pan zrozumieć, że sytuacja we Włoszech była zupełnie inna niż w USA. W Stanach Zjednoczonych aborcja została narzucona Amerykanom przez wyrok Sądu Najwyższego Roe vs. Wade. Ludzie nigdy nie głosowali za aborcją. We Włoszech ludzie wybrali aborcję w sposób wolny – ogromna porażka w sprawie życia.W następnych latach mieliśmy ogromne zmaganie i sytuacja się poprawiła. Papież Jan Paweł II miał wielki wpływ na kulturę. Mieliśmy referendum w sprawach bioetycznych kilka lat temu, dotyczące badań na embrionach, i wygraliśmy, choć nikt się tego nie spodziewał – tak naprawdę to nie my wygraliśmy, ale Duch Święty! Teraz wiemy jednak, że jeśli byłoby kolejne referendum w sprawie aborcji, moglibyśmy przegrać. Nie tak bardzo jak w 1981 roku, ale jednak przegrać.Z drugiej strony, chociaż nie ma większości opowiadającej się za zakazem aborcji we Włoszech, jest większość, która uważa, że aborcji jest zbyt wiele, i że coś powinno się uczynić dla jej ograniczenia.Podjęliśmy kilka inicjatyw. Jedna z nich dotyczy tego, jak późno można dokonać aborcji. Chociaż od strony filozoficznej wiemy, że embrion jest człowiekiem, nie ma zgody w kwestii zakazu aborcji we wczesnych stadiach ciąży. Ale ludzie uważają, że aborcja płodu starszego niż 20 tygodni jest nieakceptowana. Chcemy więc uchwalić zakaz aborcji po 20 tygodniu ciąży.Chcemy też wprowadzić w życie elementy istniejącego prawa, które mają znaczenie dla przeciwdziałania aborcji.
FF: A to, co się działo 15 czerwca w parlamencie?
RB: To było tło dla inicjatywy, która przeszła w parlamencie 15 czerwca. Będziemy dążyć do uchwalenia przez Zgromadzenie Ogólne ONZ rezolucji zakazującej aborcji jako instrumentu kontroli demograficznej. To ciąg dalszy walki Stolicy Apostolskiej na Międzynarodowej Konferencji Demograficznej w Kairze w 1994 i Pekińskiej Konferencji Kobiet w 1995.W niektórych częściach świata, szczególnie w Chinach, aborcja jest przymusowa i trzeba mieć pozwolenie na drugie dziecko. Ale także w innych częściach Azji, w Afryce, a nawet w Ameryce Łacińskiej, widzimy szantażowane matki. Programy, które mówią: „Day wam chleb, ale tylko jeśli zaakceptujecie aborcję”. I widzimy, że robią to agendy ONZ, które finansują te programy.Powstał więc pomysł, by dążyć do uchwalenia rezolucji ONZ zakazującej przymusowej aborcji. Toaka rezolucja powinna zjednoczyć zwolenników „pro-choice” i „pro-life”. To, co się dzieje w Chinach jest zarówno przeciwko wolnemu wyborowi jak i dziecku. Matka chce bronić życia dziecka, ale wolność wyboru jest zniszczona, tak jak życie dziecka.Więc spróbowaliśmy uchwalić rezolucję w parlamencie włoskim i wbrew wszelkim oczekiwaniom – udało się.
FF: Osiągnęliście consensus?
RB: W większości, zwolennicy „pro-choice” nie głosowali za naszą propozycją, chociaż niektórzy tak. Ale nie głosowali przeciwko nam. Większość się wstrzymała, co nie jest złe.A teraz rozpoczynamy światową kampanię, by wprowadzić tę inicjatywę na Zgromadzenie Ogólne ONZ. By to osiągnąć, chcemy zjednoczyć zwolenników wyboru i obrońców życia – chociaż, by być tu klarownym – nikt nie rezygnuje z wyznawanych zasad. Obie strony będą nadal walczyć ze sobą w innych kwestiach, ale przynajmniej w tej jednej będziemy zjednoczeni.
FF: Wspomniał Pan światową kampanię. Może Pan wyjaśnić, czego spodziewa się Pan w Parlamencie Europejskim, gdzie Carlo Casini wystąpił z podobną inicjatywą?
RB: Pracujemy w tej chwili nad projektem w Parlamencie Europejskim, pod przewodnictwem Carlo Casiniego, z udziałem Magdi Cristiano Allam. Także w Radzie Europy, gdzie prym wiedzie Luca Volontè, członek mojej partii. Byłem już w Polsce szukając poparcia społecznego i planuję podróże po całej Europie. Będziemy też szukać przynajmniej życzliwej neutralności Stanów Zjednoczonych.
FF: mówiąc o USA, co Pan osiągnie?
RB: Sam jeszcze nie wiem. Wiemy, że potrzebny jest pozytywny kontakt z administracją Obamy. Obama obiecał Ojcu świętemu, że coś zrobi dla redukcji aborcji.Z drugiej strony, wiem, że jest walka o życie w USA i nie chcę w żaden sposób zaszkodzić obrońcom życia w ich zmaganiu. Chcę z nimi rozmawiać i uzyskać ich poparcie. Chcę także zapewnić obrońców życia, że nie poddamy się w walce o życie choćby jednego dziecka. Nie poddajemy się, nie dokonujemy kompromisu, akceptując zabójstwo niektórych nienarodzonych dzieci, w zamian za ocalenie innych. Tego nie robimy, i nie odwracamy się od naszych zasad.
FF: Kiedy Pan przyjedzie do USA?
RB: Jeszcze nie wiem. Spotkam się w sierpniu we Włoszech z grupą przyjaciół, w tym z byłą ambasador USA przy Stolicy Świętej Mary Ann Glendon, i przedyskutujemy, jakie rozwiązanie jest najlepsze.
FF: Naprawdę jest możliwe jakieś porozumienie?
RB: Jest tylko niewielki obszar, w którym zwolennicy wolności wyboru i obrońcy życia mogą się zjednoczyć we wspólnej walce – tam, gdzie wolność kobiety jest zniszczona, podobnie jak życie dziecka. Nie sądzę, bym musiał prawdziwych zwolenników „pro-choice” jakoś przekupywać, by ich skłonić do wspólnej z nami walki. Jeśli rzeczywiście, jak twierdzą, są nie za aborcją, ale za wolnością wyboru, mają szansę by to udowodnić dołączywszy do nas.Jeśli nie, to znaczy, że nie są zwolennikami wolności wyboru ale ale zwolennikami aborcji. Lubią aborcję. Nie uważają, by ludzkie życie należało wspierać, ale że trzeba zmniejszyć rozmiary ludzkiej populacji wszelkimi dostępnymi metodami.Ta inicjatywa zmusza także ludzi do jednoznacznego opowiedzenia się po którejś ze stron. Dotąd określenie „pro-choice” mogło być przykrywką narodowosocjalistycznej ideologii „etyki łodzi ratunkowej”: Ponieważ jest zbyt wielu ludzi na ziemi, każdy środek redukujący populację można zaakceptować. Widzimy, że w krajach trzeciego świata aborcja jest znacznie bardziej okrutna i znacznie szerzej obecna, niż w krajach Zachodu.Tak więc teraz można będzie zobaczyć, czy jest szansa na jakieś porozumienie.
FF: Jak Pan wie, niektórzy obrońcy życia wyrazili obawy odnośnie do tego poszukiwania wspólnej płaszczyzny, jakoby mogło to być argumentem w dłoniach tych, którzy chcą podzielić ruch obrońców życia.
RB: Tak, popełniłem bluźnierstwo!
FF: Co Pan sądzi o tych niepokojach?
RB: Sądzę: „Dlaczego nie?” Mogę zrozumieć sprzeciw wobec kompromisu, gdzie jedni twierdzą, że aborcja jest zła, a inni, że jest dobra. Nie akceptuję tego w żadnym razie. Ale też tego nie robimy.To, o co chodzi, odnosi się do pewnej grupy aborcji – i tylko do niej – w tej kwestii obie strony będą zjednoczone w potępieniu ich jako złych. W odniesieniu do innych aborcji, nadal będziemy twierdzić, że są one złe, podczas gdy druga strona będzie mówić, że można je zaakceptować. Spieraliśmy się w przeszłości i będziemy to robić nadal.Ostatecznie, uważam, że nasza pozycja w krajach Zachodu uległa wzmocnieniu poprzez inicjatywę potępiającą wymuszoną aborcję, ponieważ w sposób jasny pokazała, iż płód nie jest częścią ciała kobiety, a także jednoznacznie pokazała, że aborcja jest złem moralnym. Nie jest ścigana, ale jest złem moralnym. W tym sensie, to wszystko wzmocniło naszą pozycję, chociaż od strony prawnej nic się nie zmieniło.
FF: Myśli Pan, że było „błędem” bronić życia nienarodzonego dziecka, nawet ta, gdzie matka chce dokonać aborcji, jak to doniosły środki przekazu?
RB: W tym jednym punkcie przekręcono moją wypowiedź, a raczej wyrwano ja z kontekstu, co zaowocowało błędnym wrażeniem. Powiedziałem, że należy bronić życia dziecka, nawet wbrew matce. Należy to robić, choć to bardzo trudne, być może niemożliwe. Musimy bronić prawa dziecka, ale także wzmacniać wolność matki, dając alternatywy kobietom, i wierząc, że im bardziej kobieta będzie wolna, tym mniej prawdopodobnym będzie akceptacja śmierci jej dziecka.
FF: Ale czy było „błędem” sprzeciwić się depenalizacji aborcji?
RB: Moje stanowisko uproszczono. Nie powiedziałem, że źle jest szukać obrony prawa dziecka przez użycie kodeksu karnego. Tego nie powiedziałem. Życie dziecka powinno być bronione na wszelki możliwy sposób. Czy łącznie z prawem karnym? Oczywiście, że tak – tam gdzie jest to możliwe. Ale nie jest to możliwe w dzisiejszych Włoszech, tak więc musimy polegać na innych środkach. Musimy zdać sobie sprawę, że nie ma zgody na całkowity zakaz aborcji.Inną sprawą jest, że zbyt mocno polegaliśmy w przeszłości na sankcjach karnych. To tylko jeden z elementów strategii obrony życia, ale nie element jedyny. I powtarzam, jeśli nie usuniemy przyczyn prowadzących tak wiele kobiet do aborcji, nie wygramy naszej bitwy przeciw aborcji. Nie wygramy naszej bitwy z aborcją opierając się tylko na sankcjach karnych.
FF: Co by Pan powiedział liderom politycznym z innych krajów, zwłaszcza z obu Ameryk, gdzie istnieje ogromny nacisk z agend ONZ, organizacji pozarządowych, by dokonać całkowitej depenalizacji aborcji. Ostatnio widzieliśmy, jak Amnesty International zaatakowała Nikaraguę za prawa chroniące życie…
RB: Powiedziałbym im Brońcie prawa przeciwnego aborcji i natychmiast uzupełniajcie je prawem broniącym macierzyństwa. W przeciwnym razie prędzej czy później nacisk będzie tak silny, że Was pokona. Jeśli jednak uzupełnicie je dobrym prawem dla matek, uda się Wam te prawa zachować. Nie można wsparcia matek przeciwstawiać prawno karnej ochronie życia dziecka. To są dwie części jednej strategii broniącej życia. Zawsze lepiej jest mieć dwie nogi. Oczywiście, jeśli ktoś ma tylko jedną nogę, musi się nauczyć chodzić z tą jedną. Nie jest to niemożliwe, ale też nie jest łatwe.
FF: Ale nawet jeśli odpowie się na potrzeby matek, czy to powstrzyma drugą stronę przed naciskiem w kierunku legalizacji aborcji? Przecież w Nikaragui, gdzie prawo chroniące życie nienarodzone zostało wzmocnione, zgodnie ze statystykami Ministerstwa Zdrowia odsetek śmiertelności wśród matek się zmniejszył. Tym niemniej ogromna presja jest wywierana na organy legislacyjne w kierunku depenalizacji aborcji.
RB: W pewnym stopniu zawsze będzie się atakowanym, ponieważ istnieje lobby proaborcyjne, które nie jest zainteresowane wyborem kobiet, które w gruncie rzeczy w ogóle nie jest zainteresowane kobietami. To ludzie fanatycznie przekonani, że światowa populacja powinna zostać zmniejszona wszelkimi dostępnymi metodami. Jeśli mogliby tego dokonać poprzez rzeź niemowląt, zgodziliby się i NATO. Zawsze trzeba być przygotowanym na atak.Trzeba jednocześnie myśleć pozytywnie. Każdy naród musi opracować strategię obrony życia, odpowiednią do potrzeb tego narodu. Nie stawiamy Włoch jako wzorca, bo wiemy, że nawet jeśli dana strategia może odnieść we Włoszech sukces, oparta jest na roztropnym osądzie dzisiejszej sytuacji politycznej w naszym kraju. Jutro sytuacja może się zmienić, tak samo mogą zaistnieć różnice pomiędzy różnymi krajami. Trzeba nam zrozumieć, że sposób, w jaki toczymy bitwę o życie musimy dostosować do różnorodnych kultur i sytuacji społeczno-politycznych. We Włoszech, mamy nadzieję za 10-15 lat będziemy mieli większość „pro-life”, której nie mamy dziś – jeśli dziś podejmiemy dobre decyzje.Tak więc, jeśli ktoś żyje w kraju, gdzie większość jest „pro-life”, przyjmie jedną strategię. Tam, gdzie się jest w mniejszości – trzeba zawierać sojusze.Ideałem jest mieć ochronę prawną życia dziecka i dobre prawo dla matek.
FF: Biorąc pod uwagę różnice w każdym kraju, czy ma sens budowanie sieci powiązań w celu „redukcji ilości aborcji”, skoro może to podciąć wysiłki obrony życia w niektórych krajach?
RB: Oczywiście, że potrzebujemy takiej sieci powiązań, chociaż to, co robimy w jej ramach może się różnić w poszczególnych krajach. Kiedy mówię o sieci powiązań, myślę o wysiłkach w celu zbudowania koalicji w Kairze i Pekinie, gdzie trzeba mieć sojuszników, by skutecznie walczyć na poziomie globalnym. Tak więc walczymy o życie na dwóch poziomach – lokalnie i globalnie. Z jednej strony trzeba opracować lokalną strategię, ale z drugiej trzeba pamiętać, że kwestia aborcji dotyczy całej ludzkości.
FF: Zmarły Jan Paweł II był Pana bliskim przyjacielem. Czy kiedykolwiek rozmawialiście o napięciu pomiędzy pragmatyzmem a zasadami w budowaniu Kultury Życia?
RB: Oczywiście. Nigdy nie wolno popierać stanowiska, która jest wewnętrznie niegodziwa. Nie wolno wspierać projektu prawa, które poświęca życie choćby jednego dziecka. Można poprzeć projekt, który chroni życie niektórych dzieci, nawet jeśli ta ochrona nie obejmuje wszystkich. Ocala się tych, które można ocalić, a jednocześnie nie wyraża się zgody na śmierć tych, których ocalić nie sposób. W naszej włoskiej sytuacji można podać konkretny przykład. Niektórzy przedstawiciele „pro-choice” byli gotowi głosować za uchwałą, jeśli byśmy ogłosili, że potępiamy przymusowe aborcje, ale popieramy dobrowolne. Odpowiedzieliśmy: nie możemy. I oni nie poparli projektu, a tylko się wstrzymali.
FF: Wracając do pytania o płaszczyznę porozumienia z administracją Obamy, czy uważa Pan, że zrobił wystarczająco wiele, by uspokoić obawy obrońców życia w USA, że ich Pan nie porzuci?
RB: Trzeba powiedzieć jasno, bo łatwo jest w prasie złamać jedność ruchu obrony życia, że oczywiście, chcę być w stanie w przyjazny sposób rozmawiać z administracją Obamy – wiem, że jest to bluźnierstwo dla wielu zwolenników „pro-life” w USA! Ale z drugiej strony chcę być dobrze przez amerykańskich obrońców życia zrozumiany i nie chcę burzyć łączącej nas jedności.Obrońcy życia w Ameryce powinni zrozumieć, że jako obywatele USA mogą mówić w sposób wolny w swoim kraju, i mogą powiedzieć rzeczy, których obcokrajowiec powiedzieć nie morze, zwłaszcza obcokrajowiec, który będąc politykiem w innym kraju, chce uzyskać poparcie rządu Stanów Zjednoczonych dla ważnej inicjatywy „pro-life” w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ.
FF: Jak rozumiem, nie chce Pan odpowiedzieć na pytanie, czy wierzy Pan, czy Prezydent Obama rzeczywiście chce zredukować liczbę aborcji…
RB: Mogę odpowiedzieć następująco: mogę tylko mieć taką nadzieję.
Friday Fax: Pana ostatnie wypowiedzi na temat aborcji wywołały wiele zainteresowania…
Rocco Butiglione: Rzeczywiście, zrobił się bałagan! Uporządkujmy to…
FF: Dobrze. Mówi się, że dzięki Panu przeszła przez włoski parlament 15 czerwca 2009 inicjatywa w kwestii przymusowej aborcji. Czy może Pan wyjaśnić o co w niej chodziło i jakie ma znaczenie?
RB: Proszę mi najpierw pozwolić powiedzieć kilka słów odnośnie życia nienarodzonego jako pewne tło. We Włoszech mieliśmy w 1981 roku referendum, i my, obrońcy życia, przegraliśmy 68 do 32%. To była ogromna porażka. Musi Pan zrozumieć, że sytuacja we Włoszech była zupełnie inna niż w USA. W Stanach Zjednoczonych aborcja została narzucona Amerykanom przez wyrok Sądu Najwyższego Roe vs. Wade. Ludzie nigdy nie głosowali za aborcją. We Włoszech ludzie wybrali aborcję w sposób wolny – ogromna porażka w sprawie życia.W następnych latach mieliśmy ogromne zmaganie i sytuacja się poprawiła. Papież Jan Paweł II miał wielki wpływ na kulturę. Mieliśmy referendum w sprawach bioetycznych kilka lat temu, dotyczące badań na embrionach, i wygraliśmy, choć nikt się tego nie spodziewał – tak naprawdę to nie my wygraliśmy, ale Duch Święty! Teraz wiemy jednak, że jeśli byłoby kolejne referendum w sprawie aborcji, moglibyśmy przegrać. Nie tak bardzo jak w 1981 roku, ale jednak przegrać.Z drugiej strony, chociaż nie ma większości opowiadającej się za zakazem aborcji we Włoszech, jest większość, która uważa, że aborcji jest zbyt wiele, i że coś powinno się uczynić dla jej ograniczenia.Podjęliśmy kilka inicjatyw. Jedna z nich dotyczy tego, jak późno można dokonać aborcji. Chociaż od strony filozoficznej wiemy, że embrion jest człowiekiem, nie ma zgody w kwestii zakazu aborcji we wczesnych stadiach ciąży. Ale ludzie uważają, że aborcja płodu starszego niż 20 tygodni jest nieakceptowana. Chcemy więc uchwalić zakaz aborcji po 20 tygodniu ciąży.Chcemy też wprowadzić w życie elementy istniejącego prawa, które mają znaczenie dla przeciwdziałania aborcji.
FF: A to, co się działo 15 czerwca w parlamencie?
RB: To było tło dla inicjatywy, która przeszła w parlamencie 15 czerwca. Będziemy dążyć do uchwalenia przez Zgromadzenie Ogólne ONZ rezolucji zakazującej aborcji jako instrumentu kontroli demograficznej. To ciąg dalszy walki Stolicy Apostolskiej na Międzynarodowej Konferencji Demograficznej w Kairze w 1994 i Pekińskiej Konferencji Kobiet w 1995.W niektórych częściach świata, szczególnie w Chinach, aborcja jest przymusowa i trzeba mieć pozwolenie na drugie dziecko. Ale także w innych częściach Azji, w Afryce, a nawet w Ameryce Łacińskiej, widzimy szantażowane matki. Programy, które mówią: „Day wam chleb, ale tylko jeśli zaakceptujecie aborcję”. I widzimy, że robią to agendy ONZ, które finansują te programy.Powstał więc pomysł, by dążyć do uchwalenia rezolucji ONZ zakazującej przymusowej aborcji. Toaka rezolucja powinna zjednoczyć zwolenników „pro-choice” i „pro-life”. To, co się dzieje w Chinach jest zarówno przeciwko wolnemu wyborowi jak i dziecku. Matka chce bronić życia dziecka, ale wolność wyboru jest zniszczona, tak jak życie dziecka.Więc spróbowaliśmy uchwalić rezolucję w parlamencie włoskim i wbrew wszelkim oczekiwaniom – udało się.
FF: Osiągnęliście consensus?
RB: W większości, zwolennicy „pro-choice” nie głosowali za naszą propozycją, chociaż niektórzy tak. Ale nie głosowali przeciwko nam. Większość się wstrzymała, co nie jest złe.A teraz rozpoczynamy światową kampanię, by wprowadzić tę inicjatywę na Zgromadzenie Ogólne ONZ. By to osiągnąć, chcemy zjednoczyć zwolenników wyboru i obrońców życia – chociaż, by być tu klarownym – nikt nie rezygnuje z wyznawanych zasad. Obie strony będą nadal walczyć ze sobą w innych kwestiach, ale przynajmniej w tej jednej będziemy zjednoczeni.
FF: Wspomniał Pan światową kampanię. Może Pan wyjaśnić, czego spodziewa się Pan w Parlamencie Europejskim, gdzie Carlo Casini wystąpił z podobną inicjatywą?
RB: Pracujemy w tej chwili nad projektem w Parlamencie Europejskim, pod przewodnictwem Carlo Casiniego, z udziałem Magdi Cristiano Allam. Także w Radzie Europy, gdzie prym wiedzie Luca Volontè, członek mojej partii. Byłem już w Polsce szukając poparcia społecznego i planuję podróże po całej Europie. Będziemy też szukać przynajmniej życzliwej neutralności Stanów Zjednoczonych.
FF: mówiąc o USA, co Pan osiągnie?
RB: Sam jeszcze nie wiem. Wiemy, że potrzebny jest pozytywny kontakt z administracją Obamy. Obama obiecał Ojcu świętemu, że coś zrobi dla redukcji aborcji.Z drugiej strony, wiem, że jest walka o życie w USA i nie chcę w żaden sposób zaszkodzić obrońcom życia w ich zmaganiu. Chcę z nimi rozmawiać i uzyskać ich poparcie. Chcę także zapewnić obrońców życia, że nie poddamy się w walce o życie choćby jednego dziecka. Nie poddajemy się, nie dokonujemy kompromisu, akceptując zabójstwo niektórych nienarodzonych dzieci, w zamian za ocalenie innych. Tego nie robimy, i nie odwracamy się od naszych zasad.
FF: Kiedy Pan przyjedzie do USA?
RB: Jeszcze nie wiem. Spotkam się w sierpniu we Włoszech z grupą przyjaciół, w tym z byłą ambasador USA przy Stolicy Świętej Mary Ann Glendon, i przedyskutujemy, jakie rozwiązanie jest najlepsze.
FF: Naprawdę jest możliwe jakieś porozumienie?
RB: Jest tylko niewielki obszar, w którym zwolennicy wolności wyboru i obrońcy życia mogą się zjednoczyć we wspólnej walce – tam, gdzie wolność kobiety jest zniszczona, podobnie jak życie dziecka. Nie sądzę, bym musiał prawdziwych zwolenników „pro-choice” jakoś przekupywać, by ich skłonić do wspólnej z nami walki. Jeśli rzeczywiście, jak twierdzą, są nie za aborcją, ale za wolnością wyboru, mają szansę by to udowodnić dołączywszy do nas.Jeśli nie, to znaczy, że nie są zwolennikami wolności wyboru ale ale zwolennikami aborcji. Lubią aborcję. Nie uważają, by ludzkie życie należało wspierać, ale że trzeba zmniejszyć rozmiary ludzkiej populacji wszelkimi dostępnymi metodami.Ta inicjatywa zmusza także ludzi do jednoznacznego opowiedzenia się po którejś ze stron. Dotąd określenie „pro-choice” mogło być przykrywką narodowosocjalistycznej ideologii „etyki łodzi ratunkowej”: Ponieważ jest zbyt wielu ludzi na ziemi, każdy środek redukujący populację można zaakceptować. Widzimy, że w krajach trzeciego świata aborcja jest znacznie bardziej okrutna i znacznie szerzej obecna, niż w krajach Zachodu.Tak więc teraz można będzie zobaczyć, czy jest szansa na jakieś porozumienie.
FF: Jak Pan wie, niektórzy obrońcy życia wyrazili obawy odnośnie do tego poszukiwania wspólnej płaszczyzny, jakoby mogło to być argumentem w dłoniach tych, którzy chcą podzielić ruch obrońców życia.
RB: Tak, popełniłem bluźnierstwo!
FF: Co Pan sądzi o tych niepokojach?
RB: Sądzę: „Dlaczego nie?” Mogę zrozumieć sprzeciw wobec kompromisu, gdzie jedni twierdzą, że aborcja jest zła, a inni, że jest dobra. Nie akceptuję tego w żadnym razie. Ale też tego nie robimy.To, o co chodzi, odnosi się do pewnej grupy aborcji – i tylko do niej – w tej kwestii obie strony będą zjednoczone w potępieniu ich jako złych. W odniesieniu do innych aborcji, nadal będziemy twierdzić, że są one złe, podczas gdy druga strona będzie mówić, że można je zaakceptować. Spieraliśmy się w przeszłości i będziemy to robić nadal.Ostatecznie, uważam, że nasza pozycja w krajach Zachodu uległa wzmocnieniu poprzez inicjatywę potępiającą wymuszoną aborcję, ponieważ w sposób jasny pokazała, iż płód nie jest częścią ciała kobiety, a także jednoznacznie pokazała, że aborcja jest złem moralnym. Nie jest ścigana, ale jest złem moralnym. W tym sensie, to wszystko wzmocniło naszą pozycję, chociaż od strony prawnej nic się nie zmieniło.
FF: Myśli Pan, że było „błędem” bronić życia nienarodzonego dziecka, nawet ta, gdzie matka chce dokonać aborcji, jak to doniosły środki przekazu?
RB: W tym jednym punkcie przekręcono moją wypowiedź, a raczej wyrwano ja z kontekstu, co zaowocowało błędnym wrażeniem. Powiedziałem, że należy bronić życia dziecka, nawet wbrew matce. Należy to robić, choć to bardzo trudne, być może niemożliwe. Musimy bronić prawa dziecka, ale także wzmacniać wolność matki, dając alternatywy kobietom, i wierząc, że im bardziej kobieta będzie wolna, tym mniej prawdopodobnym będzie akceptacja śmierci jej dziecka.
FF: Ale czy było „błędem” sprzeciwić się depenalizacji aborcji?
RB: Moje stanowisko uproszczono. Nie powiedziałem, że źle jest szukać obrony prawa dziecka przez użycie kodeksu karnego. Tego nie powiedziałem. Życie dziecka powinno być bronione na wszelki możliwy sposób. Czy łącznie z prawem karnym? Oczywiście, że tak – tam gdzie jest to możliwe. Ale nie jest to możliwe w dzisiejszych Włoszech, tak więc musimy polegać na innych środkach. Musimy zdać sobie sprawę, że nie ma zgody na całkowity zakaz aborcji.Inną sprawą jest, że zbyt mocno polegaliśmy w przeszłości na sankcjach karnych. To tylko jeden z elementów strategii obrony życia, ale nie element jedyny. I powtarzam, jeśli nie usuniemy przyczyn prowadzących tak wiele kobiet do aborcji, nie wygramy naszej bitwy przeciw aborcji. Nie wygramy naszej bitwy z aborcją opierając się tylko na sankcjach karnych.
FF: Co by Pan powiedział liderom politycznym z innych krajów, zwłaszcza z obu Ameryk, gdzie istnieje ogromny nacisk z agend ONZ, organizacji pozarządowych, by dokonać całkowitej depenalizacji aborcji. Ostatnio widzieliśmy, jak Amnesty International zaatakowała Nikaraguę za prawa chroniące życie…
RB: Powiedziałbym im Brońcie prawa przeciwnego aborcji i natychmiast uzupełniajcie je prawem broniącym macierzyństwa. W przeciwnym razie prędzej czy później nacisk będzie tak silny, że Was pokona. Jeśli jednak uzupełnicie je dobrym prawem dla matek, uda się Wam te prawa zachować. Nie można wsparcia matek przeciwstawiać prawno karnej ochronie życia dziecka. To są dwie części jednej strategii broniącej życia. Zawsze lepiej jest mieć dwie nogi. Oczywiście, jeśli ktoś ma tylko jedną nogę, musi się nauczyć chodzić z tą jedną. Nie jest to niemożliwe, ale też nie jest łatwe.
FF: Ale nawet jeśli odpowie się na potrzeby matek, czy to powstrzyma drugą stronę przed naciskiem w kierunku legalizacji aborcji? Przecież w Nikaragui, gdzie prawo chroniące życie nienarodzone zostało wzmocnione, zgodnie ze statystykami Ministerstwa Zdrowia odsetek śmiertelności wśród matek się zmniejszył. Tym niemniej ogromna presja jest wywierana na organy legislacyjne w kierunku depenalizacji aborcji.
RB: W pewnym stopniu zawsze będzie się atakowanym, ponieważ istnieje lobby proaborcyjne, które nie jest zainteresowane wyborem kobiet, które w gruncie rzeczy w ogóle nie jest zainteresowane kobietami. To ludzie fanatycznie przekonani, że światowa populacja powinna zostać zmniejszona wszelkimi dostępnymi metodami. Jeśli mogliby tego dokonać poprzez rzeź niemowląt, zgodziliby się i NATO. Zawsze trzeba być przygotowanym na atak.Trzeba jednocześnie myśleć pozytywnie. Każdy naród musi opracować strategię obrony życia, odpowiednią do potrzeb tego narodu. Nie stawiamy Włoch jako wzorca, bo wiemy, że nawet jeśli dana strategia może odnieść we Włoszech sukces, oparta jest na roztropnym osądzie dzisiejszej sytuacji politycznej w naszym kraju. Jutro sytuacja może się zmienić, tak samo mogą zaistnieć różnice pomiędzy różnymi krajami. Trzeba nam zrozumieć, że sposób, w jaki toczymy bitwę o życie musimy dostosować do różnorodnych kultur i sytuacji społeczno-politycznych. We Włoszech, mamy nadzieję za 10-15 lat będziemy mieli większość „pro-life”, której nie mamy dziś – jeśli dziś podejmiemy dobre decyzje.Tak więc, jeśli ktoś żyje w kraju, gdzie większość jest „pro-life”, przyjmie jedną strategię. Tam, gdzie się jest w mniejszości – trzeba zawierać sojusze.Ideałem jest mieć ochronę prawną życia dziecka i dobre prawo dla matek.
FF: Biorąc pod uwagę różnice w każdym kraju, czy ma sens budowanie sieci powiązań w celu „redukcji ilości aborcji”, skoro może to podciąć wysiłki obrony życia w niektórych krajach?
RB: Oczywiście, że potrzebujemy takiej sieci powiązań, chociaż to, co robimy w jej ramach może się różnić w poszczególnych krajach. Kiedy mówię o sieci powiązań, myślę o wysiłkach w celu zbudowania koalicji w Kairze i Pekinie, gdzie trzeba mieć sojuszników, by skutecznie walczyć na poziomie globalnym. Tak więc walczymy o życie na dwóch poziomach – lokalnie i globalnie. Z jednej strony trzeba opracować lokalną strategię, ale z drugiej trzeba pamiętać, że kwestia aborcji dotyczy całej ludzkości.
FF: Zmarły Jan Paweł II był Pana bliskim przyjacielem. Czy kiedykolwiek rozmawialiście o napięciu pomiędzy pragmatyzmem a zasadami w budowaniu Kultury Życia?
RB: Oczywiście. Nigdy nie wolno popierać stanowiska, która jest wewnętrznie niegodziwa. Nie wolno wspierać projektu prawa, które poświęca życie choćby jednego dziecka. Można poprzeć projekt, który chroni życie niektórych dzieci, nawet jeśli ta ochrona nie obejmuje wszystkich. Ocala się tych, które można ocalić, a jednocześnie nie wyraża się zgody na śmierć tych, których ocalić nie sposób. W naszej włoskiej sytuacji można podać konkretny przykład. Niektórzy przedstawiciele „pro-choice” byli gotowi głosować za uchwałą, jeśli byśmy ogłosili, że potępiamy przymusowe aborcje, ale popieramy dobrowolne. Odpowiedzieliśmy: nie możemy. I oni nie poparli projektu, a tylko się wstrzymali.
FF: Wracając do pytania o płaszczyznę porozumienia z administracją Obamy, czy uważa Pan, że zrobił wystarczająco wiele, by uspokoić obawy obrońców życia w USA, że ich Pan nie porzuci?
RB: Trzeba powiedzieć jasno, bo łatwo jest w prasie złamać jedność ruchu obrony życia, że oczywiście, chcę być w stanie w przyjazny sposób rozmawiać z administracją Obamy – wiem, że jest to bluźnierstwo dla wielu zwolenników „pro-life” w USA! Ale z drugiej strony chcę być dobrze przez amerykańskich obrońców życia zrozumiany i nie chcę burzyć łączącej nas jedności.Obrońcy życia w Ameryce powinni zrozumieć, że jako obywatele USA mogą mówić w sposób wolny w swoim kraju, i mogą powiedzieć rzeczy, których obcokrajowiec powiedzieć nie morze, zwłaszcza obcokrajowiec, który będąc politykiem w innym kraju, chce uzyskać poparcie rządu Stanów Zjednoczonych dla ważnej inicjatywy „pro-life” w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ.
FF: Jak rozumiem, nie chce Pan odpowiedzieć na pytanie, czy wierzy Pan, czy Prezydent Obama rzeczywiście chce zredukować liczbę aborcji…
RB: Mogę odpowiedzieć następująco: mogę tylko mieć taką nadzieję.
poniedziałek, 27 lipca 2009
Stary dobry Rubik
Wiem, że Rubik nie ma w Polsce dobrej prasy, ale ja go lubię. Nadal mi żal rozpadu teamu z Książkiem, ale muzyka została i ma się dobrze. Tak przynajmniej zapowiada się nowy album Santo Subito - Cantobiografia Jana Pawła II. I nie obchodzi mnie, że malkontenci będą gadać. Zawsze gadają. W Polsce ludziom zawsze się rzuca kłody pod nogi albo wiatrem po oczach dmucha (najlepiej z piaskiem). Ta piosenka bardzo mi się podoba. Zwykłością, pogodą melodii i ładnym tekstem Jacka Cygana.
Subskrybuj:
Posty (Atom)