* * *
Jestem mamą dorosłego syna i dorastającej córki, jestem też położną. I jestem przerażona sprawą 14 letniej Agaty, a właściwie tym, co się wokół niej dzieje. Zamiast wsparcia, uszanowania prywatności, otrzymała rozgłos medialny, którego niewątpliwie nie chce. Sam rozgłos jest jednak niczym w porównaniu z tym, że tłumaczy się jej, iż powinna zabić swoje dziecko. Dlaczego urodzenie dziecka ma być tragedią, a jego zabicie nie? Agata, jak sądzę, nie bez powodu wycofała swoją zgodę na aborcję, nie bez powodu chce rozmawiać z ludźmi, którzy szanują tego Maleńkiego Człowieka, który w niej rośnie. Bo - jak sądzę - ona czuje, że to jest dziecko. Nie coś tylko Ktoś.
Kiedyś i ja stoczyłam mniejszą, ale jednak walkę o nie poddanie się aborcji. Byłam w o tyle lepszej sytuacji, że byłam już pełnoletnia i wiedziałam, że nikt mnie do aborcji zmusić nie może, że nikt jej bez mojej zgody nie wykona, i że nie jestem sama, bo jest ze mną ojciec dziecka. Niestety, reszta naszych najbliższych była decyzji o urodzeniu przeciwna. Naciskali ze wszech miar. Na szczęście znalazła się jedna ciotka, która absolutnie poparła naszą decyzję. To było naprawdę budujące przeżycie.
Agata też znalazła takich ludzi, wiec teraz powinniśmy uszanować jej decyzję, odkładając na bok nasze obawy, czy sobie poradzi i jak to będzie. Jeśli coś powinniśmy zrobić, to zadbać o wyciszenie szumu wokół Młodej Mamy i jej dziecka, i wspomóc ją tak, jak tego potrzebuje. Skoro zaś o lękach i obawach mowa, to znacznie większe powinniśmy mieć, namawiając ją do poddania się aborcji i do życia z jej konsekwencjami. Czy decydujemy się urodzić czy nie, każda z tych decyzji pociąga za sobą konsekwencje. Jestem przekonana, że znacznie łatwiej udźwignąć te wynikające z posiadania dziecka w młodym wieku, niż z decyzji, żeby ciążę usunąć. Niewątpliwie Agata będzie potrzebowała ogromnego wsparcia w wychowywaniu dziecka, może nawet należałoby powiedzieć, że wychowywanie dziecka przypadnie jej bliskim, a ona będzie raczej temu wychowywaniu się przyglądała niż w nim uczestniczyła. Nie wiem, jakie decyzje podejmie, ale wiem, że dorośli w jej otoczeniu powinni jej pomóc być przy dziecku, jeśli taką właśnie decyzję podejmie.
Jeszcze dwa słowa o moim doświadczeniu. Nie mam żalu ani pretensji do moich bliskich, za to, jak zachowali się wtedy, gdy im powiedziałam, że jestem w ciąży - tym bardziej, że w końcu moją decyzję zaakceptowali. Po kilku latach przeprosili zresztą za te trudne dla nas wszystkich chwile nacisku. Myślę, że to, co się wówczas działo, było przede wszystkim wynikiem strachu, a ten jest absolutnie ludzkim uczuciem, towarzyszy nam bardzo często, nierzadko kierując naszymi decyzjami. Tak już jest i nie ma sensu obrażać się na rzeczywistość.
Jako mama myślę, że wprowadzenie dziecka w świat, wychowanie go, polega również na tym, a może nawet przede wszystkim na tym, żeby przekazać mu szacunek dla życia, każdego życia. I tu pojawia się jeszcze mój zawód. Jak napisałam, jestem położną i myślę, że bycie dobrą położna musi się wiązać z uszanowaniem życia właśnie. Niestety, jako słuchaczka szkoły położnych musiałam być obecna przy aborcji. To było przeżycie straszne, wstrząsające, którego nigdy nie zapomnę. Ale jest i pozytywny aspekt tego wydarzenia. Coś, co zawsze czułam, że człowiek jest człowiekiem od poczęcia, zostało naocznie potwierdzone. Zobaczyłam maleńkiego, kilkucentymetrowego Człowieka, który w brutalny sposób został wyciągnięty z mamy i miał być potraktowany jak "odpad medyczny". To przeżycie jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że każdemu życiu należy się szacunek, że trzeba tego uczyć dzieci od samego początku, a może nie tyle uczyć, ile wspierać w nich to poczucie, które mają. Widzę ten szacunek u moich dzieci. Widzę go w innych rodzinach, zwłaszcza, kiedy starsze rodzeństwo czeka na to, które ma się dopiero urodzić. Koszmar aborcji, której byłam świadkiem, pogłębił też moją świadomość, jak bardzo delikatne jest to nowe Życie.
Dziś z wielkim szacunkiem staram się odnosić do wszystkich kobiet, do wszystkich rodzin, z którymi dane mi jest pracować. Z najgłębszym szacunkiem odnoszę się do podejmowanych przez nie decyzji, starając się w miarę możliwości udzielić wsparcia, którego potrzebują.
Dlatego jako kobieta, mama, położna chciałabym Agacie życzyć radości, jaką odczuwa każdy rodzic obserwujący dorastanie dziecka. Jeśli mogłabym jej w czymkolwiek pomóc, choćby podzieleniem się swoim doświadczeniem, zostawiam w redakcji kontakt do mnie, żeby w razie potrzeby czy ochoty, mogła z niego skorzystać.
Monika Staszewska, położna
* * *
List został opublikowany za zgodą autorki. Ukaże się w "Gazecie Wyborczej" 17 czerwca 2008.