Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
czwartek, 5 marca 2009
No comment necessary
Ta wypowiedź nie wymaga komentarza. 12 letnie dziecko broni życia wbrew swojej nauczycielce. Lekcja dla mnie i dla Ciebie...
Interwencje ekstra i głos na pustyni
Rzecz miała dzisiaj na antenie Polsat News, g. 16.30. W studiu w Warszawie poseł Joanna Senyszyn (ekonomista), dr Grzegorz Południewski (ginekolog) i Piotr Pałasz (ojciec dwójki dzieci urodzonych po zastosowaniu in vitro). W Lublinie, przed kamerą posadzono mnie, jako eksperta, lub - jak się okazało - chłopca do bicia.
Program zaczął się 8 minutowym reportażem o akcji zbierania podpisów przeciwko projektowi legalizacji in vitro, akcji prowadzonej z założeniem, że jeśli będzie 100 000 podpisów, złożony będzie obywatelski projekt całkowicie zakazujący stosowania tej procedury. Goście w studiu mieli za zadanie skomentować całą akcję, a ode mnie - najwyraźniej - oczekiwano, że będę jej bronił.
Pani Poseł nie odpuściła żadnej okazji by wyrazić swoje niezadowolenie z faktu istnienia i działalności Kościoła katolickiego, źródła wszelkiej głupoty, wszetecznictwa i niemoralności (co nie przeszkadzało jej powoływać się na opinię - cokolwiek odosobnioną - emerytowanego arcybiskupa mediolanu, kard. Martiniego). Pan Ginekolog przedstawiał in vitro w samych superlatywach, jako niezastąpioną formę terapii niepłodności, jednocześnie wskazując, że poczęcie ma miejsce dopiero wtedy, gdy Młody Człowiek (to moje określenie, bo on mówił o embrionie) dotrze do macicy swojej Mamy. Dzielnie mu wtórował Tata dwójki narodzonych bliźniąt (między którymi są 3 lata różnicy, a których rodzeństwo nadal doświadcza błogosławieństwa hibernacji w ciekłym azocie).
Niestety, ze mną nie było innych przedstawicieli Kościoła - katolickiego ginekologa (np. p. Macieja Barczentewicza z Lublina), katolickiego polityka (np. Marka Jurka) czy rodziców, którzy wybrali adopcję jako drogę realizacji swojego rodzicielskiego powołania, powołania naznaczonego ciężarem niepłodności (tu nazwisk nie będę wymieniał, ale zapewniam, że takich rodzin jest wiele).
Niewiele było do powiedzenia w rozmowie, która raz po raz naznaczona była manipulacjami, przeinaczaniem faktów, łącznie z moją wypowiedzią sprzed kilku miesięcy z Warszawy. Ponieważ zatem tam nie było można, kilka punktów resume tutaj, tak ku pamięci.
Dlaczego Kościół ma prawo wypowiadać się na temat in vitro?
- ludzie wierzący mają takie sama prawa obywatelskie do wypowiadania się i przekonywania innych, jak niewierzący.
- nikt nikogo do niczego nie przymusza, ale szacunek dla demokracji obowiązuje w obie strony
- mówimy o tym, jak rozpoznajemy dobro i zło, a co ludzie z tym zrobią, pozostaje w gestii ich sumienia. Jeśli się ludzie z tym nie zgadzają, to my, ludzie wierzący (nie tylko księża) się na nich nie obrażamy, ale nie zmieniamy zdania pod wpływem sondaży. Prawda nie leży pośrodku, ale leży tam gdzie leży.
Dzieci z in vitro są godne szacunku
- Każde dziecko jest godne szacunku, bez względu na to, w jakich warunkach żyje i jaką drogą przyszło na świat.
- Szacunku są też godne dzieci, które są poczęte, ale którym nie pozwolono się urodzić
Niepłodność jest poważnym problemem
- Niewątpliwie jest to źródło poważnego cierpienia, czasem zawinionego, a czasem nie, co nie zmienia faktu, że ono zawsze boli
- niepłodność trzeba leczyć i leczenie Kościół wspierał i wspiera; rzecz w tym, że in vitro leczeniem nie jest.
- nie wszystko, co jest technicznie wykonalne, jest moralnie godziwe
Dlaczego in vitro jest złe?
- narusza godność dziecka, które traktowane jest jak produkt, oraz jego prawo do poczęcia w wyniku współżycia małżonków, a nie na skutek działań osób trzecich
- naraża zdrowie matki poddawanej intensywnej stymulacji hormonalnej
- większość dzieci poczętych tą metodą nie ma szans na narodziny na mocy arbitralnej decyzji lekarzy i albo giną, albo trwają w stanie hibernacji – pytanie, jak długo?
- manipulacja terminologią – powtórzmy raz jeszcze, to nie jest leczenie, bo małżeństwo nadal pozostaje niepłodne (nie może w sposób naturalny zajść w ciążę). To co najwyżej protetyka.
Zamiast in vitro
- solidna diagnostyka, chociażby wedle wzorów proponowanych przez NaProTechnology®
Adopcja to też rodzicielstwo
- Promocja adopcji, a jeśli potrzebne są zmiany prawne, to nimi się zająć, a nie legalizacją in vitro
Przyczyny niepłodności są niekiedy zawinione
- odkładanie poczęcia na późniejszy wiek
- niezdrowy tryb życia (stres, zanieczyszczenie środowiska)
- zła dieta (ma wpływ na śluz)
- gorsze zdrowie
- antykoncepcja
- aborcja
Problemy bioetyczne a kompetencje dyskutantów
- W gronie uczestników programu byłem jedyną osobą, zawodowo podejmującą w refleksji naukowej problematyką moralną. Pani profesor J. Senyszyn jest ekonomistą, Pan doktor G. Południewski jest ginekologiem, a p. P. Pałasz jest ojcem dzieci poczętych tą metodą. Nie roszczę sobie prawa do nieomylności, ale nie brak mi kompetencji. Nie kłamię i nie manipuluję faktami. I nie obrażam innych dyskutantów.
Zastanawiałem się, czy w przyszłości nie postawić warunku zapraszającym mnie dziennikarzom, by moim interlokutorem ni była nigdy p. poseł J. Senyszyn. Ale myślę, że tego nie zrobię. Ona i tak będzie odsądzać Kościół od czci i wiary, a dziennikarze raczej na pewno będa ją do takich zaognionych tematów zapraszać. I trzeba w tych programach być - jeśli i nas - ludzi Kościoła zapraszają - nie po to, by przekonywać ją i jej towarzyszy, ale by siać, choćby i na ugorze. Trzeba, by nieustannie rozlegał się głos: "Prostujcie drogę Panu, równajcie ścieżki dla Niego. Nawracajcie się!". Ten głos musi brzmieć, choćby był głosem samotnie wołającym na pustyni.
Program zaczął się 8 minutowym reportażem o akcji zbierania podpisów przeciwko projektowi legalizacji in vitro, akcji prowadzonej z założeniem, że jeśli będzie 100 000 podpisów, złożony będzie obywatelski projekt całkowicie zakazujący stosowania tej procedury. Goście w studiu mieli za zadanie skomentować całą akcję, a ode mnie - najwyraźniej - oczekiwano, że będę jej bronił.
Pani Poseł nie odpuściła żadnej okazji by wyrazić swoje niezadowolenie z faktu istnienia i działalności Kościoła katolickiego, źródła wszelkiej głupoty, wszetecznictwa i niemoralności (co nie przeszkadzało jej powoływać się na opinię - cokolwiek odosobnioną - emerytowanego arcybiskupa mediolanu, kard. Martiniego). Pan Ginekolog przedstawiał in vitro w samych superlatywach, jako niezastąpioną formę terapii niepłodności, jednocześnie wskazując, że poczęcie ma miejsce dopiero wtedy, gdy Młody Człowiek (to moje określenie, bo on mówił o embrionie) dotrze do macicy swojej Mamy. Dzielnie mu wtórował Tata dwójki narodzonych bliźniąt (między którymi są 3 lata różnicy, a których rodzeństwo nadal doświadcza błogosławieństwa hibernacji w ciekłym azocie).
Niestety, ze mną nie było innych przedstawicieli Kościoła - katolickiego ginekologa (np. p. Macieja Barczentewicza z Lublina), katolickiego polityka (np. Marka Jurka) czy rodziców, którzy wybrali adopcję jako drogę realizacji swojego rodzicielskiego powołania, powołania naznaczonego ciężarem niepłodności (tu nazwisk nie będę wymieniał, ale zapewniam, że takich rodzin jest wiele).
Niewiele było do powiedzenia w rozmowie, która raz po raz naznaczona była manipulacjami, przeinaczaniem faktów, łącznie z moją wypowiedzią sprzed kilku miesięcy z Warszawy. Ponieważ zatem tam nie było można, kilka punktów resume tutaj, tak ku pamięci.
Dlaczego Kościół ma prawo wypowiadać się na temat in vitro?
- ludzie wierzący mają takie sama prawa obywatelskie do wypowiadania się i przekonywania innych, jak niewierzący.
- nikt nikogo do niczego nie przymusza, ale szacunek dla demokracji obowiązuje w obie strony
- mówimy o tym, jak rozpoznajemy dobro i zło, a co ludzie z tym zrobią, pozostaje w gestii ich sumienia. Jeśli się ludzie z tym nie zgadzają, to my, ludzie wierzący (nie tylko księża) się na nich nie obrażamy, ale nie zmieniamy zdania pod wpływem sondaży. Prawda nie leży pośrodku, ale leży tam gdzie leży.
Dzieci z in vitro są godne szacunku
- Każde dziecko jest godne szacunku, bez względu na to, w jakich warunkach żyje i jaką drogą przyszło na świat.
- Szacunku są też godne dzieci, które są poczęte, ale którym nie pozwolono się urodzić
Niepłodność jest poważnym problemem
- Niewątpliwie jest to źródło poważnego cierpienia, czasem zawinionego, a czasem nie, co nie zmienia faktu, że ono zawsze boli
- niepłodność trzeba leczyć i leczenie Kościół wspierał i wspiera; rzecz w tym, że in vitro leczeniem nie jest.
- nie wszystko, co jest technicznie wykonalne, jest moralnie godziwe
Dlaczego in vitro jest złe?
- narusza godność dziecka, które traktowane jest jak produkt, oraz jego prawo do poczęcia w wyniku współżycia małżonków, a nie na skutek działań osób trzecich
- naraża zdrowie matki poddawanej intensywnej stymulacji hormonalnej
- większość dzieci poczętych tą metodą nie ma szans na narodziny na mocy arbitralnej decyzji lekarzy i albo giną, albo trwają w stanie hibernacji – pytanie, jak długo?
- manipulacja terminologią – powtórzmy raz jeszcze, to nie jest leczenie, bo małżeństwo nadal pozostaje niepłodne (nie może w sposób naturalny zajść w ciążę). To co najwyżej protetyka.
Zamiast in vitro
- solidna diagnostyka, chociażby wedle wzorów proponowanych przez NaProTechnology®
Adopcja to też rodzicielstwo
- Promocja adopcji, a jeśli potrzebne są zmiany prawne, to nimi się zająć, a nie legalizacją in vitro
Przyczyny niepłodności są niekiedy zawinione
- odkładanie poczęcia na późniejszy wiek
- niezdrowy tryb życia (stres, zanieczyszczenie środowiska)
- zła dieta (ma wpływ na śluz)
- gorsze zdrowie
- antykoncepcja
- aborcja
Problemy bioetyczne a kompetencje dyskutantów
- W gronie uczestników programu byłem jedyną osobą, zawodowo podejmującą w refleksji naukowej problematyką moralną. Pani profesor J. Senyszyn jest ekonomistą, Pan doktor G. Południewski jest ginekologiem, a p. P. Pałasz jest ojcem dzieci poczętych tą metodą. Nie roszczę sobie prawa do nieomylności, ale nie brak mi kompetencji. Nie kłamię i nie manipuluję faktami. I nie obrażam innych dyskutantów.
Zastanawiałem się, czy w przyszłości nie postawić warunku zapraszającym mnie dziennikarzom, by moim interlokutorem ni była nigdy p. poseł J. Senyszyn. Ale myślę, że tego nie zrobię. Ona i tak będzie odsądzać Kościół od czci i wiary, a dziennikarze raczej na pewno będa ją do takich zaognionych tematów zapraszać. I trzeba w tych programach być - jeśli i nas - ludzi Kościoła zapraszają - nie po to, by przekonywać ją i jej towarzyszy, ale by siać, choćby i na ugorze. Trzeba, by nieustannie rozlegał się głos: "Prostujcie drogę Panu, równajcie ścieżki dla Niego. Nawracajcie się!". Ten głos musi brzmieć, choćby był głosem samotnie wołającym na pustyni.
środa, 4 marca 2009
Bezduszny Bóg Palikota
Historia matki domagającej się prawa do uśmiercenia syna - jak zawsze -wywołała medialną burzę i - jak zawsze - obudziła ze snu polityków, zawsze skłonnych do "odpowiedzi na społeczne zapotrzebowanie". Odezwali się proeutanatyści i obrońcy życia, zawzięcie szermując wszelkimi dostępnymi argumentami.
W zasadzie nie można się im dziwić, rzecz w tym, że niekiedy w dosyć interesujący sposób usiłują wykorzystać argumentację strony przeciwnej. Proceder ów wzbudza mój niekłamany zachwyt nade wszystko wówczas, gdy osoby otwarcie deklarujące się jako niewierzące usiłują wypowiadać się w języku teologicznym, odwołując się przy tym do - jak mniemają - dobrze znanej im doktryny katolickiej, czy szerzej - chrześcijańskiej. Niedawno do owego szacownego grona dołączył lubelski watażka z Platformy Obywatelskiej, elaborując na temat "bezdusznego Boga".
Jego wypowiedź, że stoi po stronie matki a nie Boga, właśnie takiego, bezdusznego, jest - obawiam się - dosyć zbieżna z myśleniem wielu moich rodaków. Rzecz w tym, że Bóg nie jest bezduszny. On też, podobnie jak Pan Poseł, stoi po stronie tej matki. I po stronie jej syna. Za nich umarł i dla nich zmartwychwstał. Nazwać Go bezdusznym, to po prostu nieporozumienie.
W zasadzie nie można się im dziwić, rzecz w tym, że niekiedy w dosyć interesujący sposób usiłują wykorzystać argumentację strony przeciwnej. Proceder ów wzbudza mój niekłamany zachwyt nade wszystko wówczas, gdy osoby otwarcie deklarujące się jako niewierzące usiłują wypowiadać się w języku teologicznym, odwołując się przy tym do - jak mniemają - dobrze znanej im doktryny katolickiej, czy szerzej - chrześcijańskiej. Niedawno do owego szacownego grona dołączył lubelski watażka z Platformy Obywatelskiej, elaborując na temat "bezdusznego Boga".
Jego wypowiedź, że stoi po stronie matki a nie Boga, właśnie takiego, bezdusznego, jest - obawiam się - dosyć zbieżna z myśleniem wielu moich rodaków. Rzecz w tym, że Bóg nie jest bezduszny. On też, podobnie jak Pan Poseł, stoi po stronie tej matki. I po stronie jej syna. Za nich umarł i dla nich zmartwychwstał. Nazwać Go bezdusznym, to po prostu nieporozumienie.
wtorek, 3 marca 2009
Prośba matki
Dramat matki, która od 24 lat opiekuje się pozostającym w śpiączce synem, nie podlega wątpliwości. Jej zmęczenie jest zrozumiałe. I frustracja brakiem pomocy skądkolwiek - oczywista. I właśnie ten stan pokazuje, jak bardzo jest opuszczona w swej trosce o umierającego powoli syna. Głos, by podać mu uśmiercający zastrzyk, zapewne nigdy by nie zabrzmiał, gdyby otoczenie - rodzina i służba zdrowia - nie pozostawili jej samej.
Eutanazja jest rozwiązaniem społecznie bardzo wygodnym: jest tania, szybka i nieodwracalna, zatem nie ma groźby komplikacji prawnych po jej przeprowadzeniu. Chorzy przestają być dla nas wyrzutem sumienia, przestają nas kłuć w oczy swoim cierpieniem. Wszyscy są zadowoleni: chory nie cierpi, my - zdrowi - mamy problem opieki nad nim z głowy, a społeczeństwo oszczędza pieniądze, które może przeznaczyć na terapię tym, których leczenie może przynieść jakieś sensowne rezultaty. Wszyscy są szczęśliwi. Szczęśliwi?
To zadowolenie ma swoją cenę - krew pozostaje na naszych rękach. Zabójstwo z premedytacją pozostaje zabójstwem, choćby było usankcjonowane przez prawo. Samobójstwo pozostaje samobójstwem, choćby odbywało się na życzenie chorego; zresztą - samobójstwo niemal zawsze dokonywane jest na własne życzenie (choć nie zawsze człowiek wówczas jest w pełni wolny w swojej decyzji).
Historia matki, która prosi o śmierć dla syna w swej istocie jest oskarżeniem nas wszystkich, że wolimy być zadowoleni z bezproblemowego - na ile to możliwe - życia, niż opiekować się tymi, którzy sami o siebie zatroszczyć się nie są w stanie.
Na marginesie warto tylko zaznaczyć, że informacje na temat stanu zdrowia Krzysztofa Jackiewicza mamy z doniesień dziennikarskich, są więc z zasady obarczone ryzykiem błędu lub niedostatku danych. Jak rozumiem, pozostający w śpiączce chory nie wymaga podtrzymywania akcji serca ani oddychania, jego stan jest stabilny i wymaga jedynie odżywiania i zwykłej opieki przeciwodleżynowej. Są to działania, które nie kwalifikują się do miana terapii nadzwyczajnej, przede wszystkim dlatego, że nie są terapią. Opieka pielęgnacyjna, odżywianie - są środkami zwyczajnymi, z których nigdy nie można zrezygnować.
Eutanazja jest rozwiązaniem społecznie bardzo wygodnym: jest tania, szybka i nieodwracalna, zatem nie ma groźby komplikacji prawnych po jej przeprowadzeniu. Chorzy przestają być dla nas wyrzutem sumienia, przestają nas kłuć w oczy swoim cierpieniem. Wszyscy są zadowoleni: chory nie cierpi, my - zdrowi - mamy problem opieki nad nim z głowy, a społeczeństwo oszczędza pieniądze, które może przeznaczyć na terapię tym, których leczenie może przynieść jakieś sensowne rezultaty. Wszyscy są szczęśliwi. Szczęśliwi?
To zadowolenie ma swoją cenę - krew pozostaje na naszych rękach. Zabójstwo z premedytacją pozostaje zabójstwem, choćby było usankcjonowane przez prawo. Samobójstwo pozostaje samobójstwem, choćby odbywało się na życzenie chorego; zresztą - samobójstwo niemal zawsze dokonywane jest na własne życzenie (choć nie zawsze człowiek wówczas jest w pełni wolny w swojej decyzji).
Historia matki, która prosi o śmierć dla syna w swej istocie jest oskarżeniem nas wszystkich, że wolimy być zadowoleni z bezproblemowego - na ile to możliwe - życia, niż opiekować się tymi, którzy sami o siebie zatroszczyć się nie są w stanie.
Na marginesie warto tylko zaznaczyć, że informacje na temat stanu zdrowia Krzysztofa Jackiewicza mamy z doniesień dziennikarskich, są więc z zasady obarczone ryzykiem błędu lub niedostatku danych. Jak rozumiem, pozostający w śpiączce chory nie wymaga podtrzymywania akcji serca ani oddychania, jego stan jest stabilny i wymaga jedynie odżywiania i zwykłej opieki przeciwodleżynowej. Są to działania, które nie kwalifikują się do miana terapii nadzwyczajnej, przede wszystkim dlatego, że nie są terapią. Opieka pielęgnacyjna, odżywianie - są środkami zwyczajnymi, z których nigdy nie można zrezygnować.
poniedziałek, 2 marca 2009
Objazd
Z pochodzenia jestem warszawiakiem, więc dziwić nie może, że sprawy rodzinnego miasta są mi bliskie. Zwłaszcza żoliborskie. Dziś przeczytałem, że z powodu absolutnie koniecznego remontu zamknięto przejazd nad torami (jedno z nielicznych połączeń Żoliborza ze "światem") i puszczono objazd między blokami, jednocześnie zabierając mieszkańcom miejsca na parkowanie ich samochodów. Miała być zastępcza kładka w miejsce remontowanego wiaduktu, ale ekolodzy protestowali, urzędnicy się nie spieszyli, stary wiadukt się rozpadł i teraz trzeba było koniecznie puścić samochody objazdem.
Ludzie się wściekli, czemu wcale się nie dziwię. Bo niestety nadal w Polsce tak jest, że trzeba, by w danej okolicy mieszkał ktoś odpowiednio ważny, by coś drgnęło w infrastrukturze. Nie może być jednakże zbyt ważny, bo wtedy takie drobiazgi jak korki i tak go nie będą dotyczyć...
Tak sobie myślę, że w Wielkim Poście przydałby się post od głupoty. I od krótkowzroczności. I od bylejakości. I najlepiej, by taki post od miernoty trwał cały Boży rok.
Ludzie się wściekli, czemu wcale się nie dziwię. Bo niestety nadal w Polsce tak jest, że trzeba, by w danej okolicy mieszkał ktoś odpowiednio ważny, by coś drgnęło w infrastrukturze. Nie może być jednakże zbyt ważny, bo wtedy takie drobiazgi jak korki i tak go nie będą dotyczyć...
Tak sobie myślę, że w Wielkim Poście przydałby się post od głupoty. I od krótkowzroczności. I od bylejakości. I najlepiej, by taki post od miernoty trwał cały Boży rok.
Subskrybuj:
Posty (Atom)