środa, 23 września 2009

Proces kneblowania ust

Z mniejszym lub większym triumfem opublikowano w mediach informację o zwycięstwie p. Alicji Tysiąc w procesie przeciw ks. Markowi Gancarczykowi, redaktorowi naczelnemu "Gościa Niedzielnego". Proces toczył się o znieważenie, naruszenie dobrego imienia i prywatności poprzez publikację wizerunku. Przegrany musi przeprosić p. Tysiąc i wypłacić jej 30 tys. zł odszkodowania.
Myślę, że - choć w Polsce nie istnieje prawo precedensu w orzecznictwie - możemy mieć do czynienia z precedensem, a to z kilku powodów.
Po pierwsze, oskarżony jest dziennikarzem, zaś materiał, będący podstawą do sporządzenia powództwa opierał się na faktach, nade wszystko na fakcie zasądzenia odszkodowania powódce za naruszenie rzekomego prawa do aborcji (rzekomego moralnie, bo w prawie stosowne zapisy istnieją). Wyrok skazujący oznacza, że dziennikarz nie może komentować procesów sądowych, bo jeśli komentarz nie spodoba się którejś ze stron, to może mieć kłopoty za nazywanie rzeczy po imieniu. Czyżby zatem wyrok był próbą kneblowania ust niewygodnym dziennikarzom, zamachem na konstytucyjną wolność słowa?
Po drugie, oskarżony jest księdzem i w swoim komentarzu opiera się na nauczaniu Kościoła na temat grzechu aborcji. Wyrok można zatem interpretować jako próbę kneblowania ust Kościołowi. Jednocześnie byłby to zamach na światopoglądową neutralność Państwa, które narusza prawo wspólnoty katolickiej do swobodnego praktykowania wyznawanej wiary.
Jak się wydaje, ostatnimi czasy coraz częściej mamy do czynienia z ograniczaniem prawa chrześcijan do publicznego wyrażania swojej wiary i wypowiadania swoich poglądów, nie tylko w Polsce zresztą. Oto w imię rozdzielania życia społecznego od religii, dokonuje się prób eliminacji wszelkich znaków i symboli religijnych z życia, czego przykładem może być raz po raz podejmowana inicjatywa usunięcie znaku krzyża z pomieszczeń instytucji publicznych, nawet jeśli pracowaliby tam sami chrześcijanie.
Problem jednak leży głębiej. Chrystus usuwany jest z naszego życia na poziomie relacji międzyludzkich, głównie dlatego, że na to pozwalamy. Zachowujemy się, my chrześcijanie, jakbyśmy się naszego chrześcijaństwa wstydzili: coraz rzadziej modlimy się przed posiłkami (na myśl o modlitwie przed posiłkiem w restauracji wiele osób pewnie się wzdrygnie). Podczas Mszy św. w kościele zresztą też odpowiedzi są wypowiadane (lub śpiewane) cicho, zdawkowo. W rozmowach rodzinnych, z przyjaciółmi i znajomymi o Panu Bogu zazwyczaj się milczy.
Trudno zatem oczekiwać, byśmy aktywnie - jako społeczeństwo - bronili nauczania Kościoła, skoro nie bardzo znajdujemy w sobie siłę do jasnego, jednoznacznego, publicznego wyznawania wiary chrześcijańskiej. Trudno byśmy Kościoła bronili, jeśli się z nim nie utożsamiamy. I chyba dlatego nasi przeciwnicy skwapliwie korzystają z okazji, by przeforsować swoje.
A wracając do procesu p. Alicji Tysiąc, mam kilka uwag. Opublikowanie jej nazwiska i zdjęcia nie jest w moim przekonaniu naruszeniem prawa do prywatności, skoro przy okazji procesu w Strasburgu jej osoba i cała sprawa nabrały publicznego charakteru. Upublicznienie wizerunku i danych jest konsekwencją podjętych przez p. Tysiąc działań i decyzji, w tym wystąpienia na drogę sądową przeciwko całemu państwu polskiemu. Z tymi konsekwencjami trzeba się było liczyć.
Jakkolwiek mam nadzieję odwrócenia sentencji w drugiej istancji, może się zdarzyć, że wyrok zostanie utrzymany nawet podczas kasacji (w moim przekonaniu narusza on konstytucję, zatem podstawy do kasacji by były). Kto wie, czy nie lepiej byłoby wówczas nie zapłacić zasądzonego dszkodowania i być więźniem sumienia - czego oczywiście nikomu, nade wszystko ks. Markowi, nie życzę. Byłby to pierwszy przypadek uwięzienia za przekonania w wolnej Polsce, tylko że wtedy Polska pokazały swoje totalitarne na nowo oblicze. To niezbyt wesoła perspektywa i mam nadzieję, że się nie ziści.

Brak komentarzy: