Dwa wydarzenia z polskiego podwórka mnie ostatnio bardzo poruszyły. Pierwszym jest skandaliczny wyrok poznańskiego sądu, nakazujący biednej rodzinie odebranie dziecka i eksmisję na bruk. Prawo co prawda zabrania eksmisji, jeśli w rodzinie jest małe dziecko, ale przecież można dziecko zabrać rodzicom i oddać do domu dziecka, co sąd – nomen-omen „rodzinny” – skwapliwie uczynił. Wówczas droga do eksmisji otwarta... A sprawa jakich wiele - najpierw nieuczciwość wspólnika i długi w firmie, potem licytacja małego mieszkania, a jednocześnie choroba i niemożność podjęcia pracy zarobkowej... I tak biedna rodzina nie tylko straciła dach nad głową, ale została po prostu rozbita. Wyrok sądu, który nie widzi ludzi, a jedynie literę prawa, bardziej chroniącego własność materialną niż ludzi, trudno nazwać inaczej, jak straszliwą niegodziwością i skandalem.
Jakby było mało, w parlamencie trwają prace nad projektem odbierającym dzieci rodzicom podejrzanym o jakiekolwiek formy niewłaściwego traktowania dzieci. Według relacji mediów "Karane mają być wszystkie naruszające godność zachowania wobec dzieci. A więc zarówno przemoc fizyczna, jak i psychiczne maltretowanie czy zaniedbywanie ich potrzeb życiowych". Definicja przestępstwa jest tak ogólna, że podpada pod nią nawet bieda. I znowu - okazuje się, że biedni są obywatelami drugiej kategorii, jeżeli są obywatelami w ogóle. Co prawda pomysłodawcy zastrzegają, że nie o biedę im chodzi, ale o „przemoc ekonomiczną” w sytuacji, gdy środków finansowych nie brakuje, ale jakoś trudno mi w kontekście całości życia społecznego wierzyć, żeby takie prawo rzeczywiście nie było wykorzystywane jako element walki z biednymi.
Całym sercem jestem za ochroną dzieci przed przemocą i molestowaniem seksualnym. Jest dla mnie oczywiste, że dzieci muszą być chronione. Z drugiej jednak strony niedopuszczalnym wydaje mi się pomysł wrzucania do jednego worka działań kryminalnych i zwykłej ludzkiej biedy, a tę tendencję mimo zapewnień posłów wyczuwam. Zamiast rodzinę rozbijać, trzeba jej pomóc. Zamiast odebrać dzieci – trzeba ludziom dać realną szansę na pracę, która pozwoli rodzinę utrzymać.
Bogatym, zdrowym i silnym łatwo jest wyznaczać standardy życiowe, poniżej których życie jest niewarte życia. Forsuje się zatem pomysły na legalizację eutanazji, ale i - jak pokazuje inicjatywa ustawodawcza posłów Platformy Obywatelskiej - bardzo specyficznej troski o poziom życia rodzinnego w Polsce.
Chorym, słabym i biednym zwykle nie potrzeba wiele, często znacznie mniej, niż się bogatym, zdrowym i silnym wydaje. Chcą szansy na odrobinę normalności, rzeczywiście równych szans, chcą być kochani, czuć się potrzebni... Umierający człowiek pragnie, by ktoś go trzymał za rękę i nie mruczał mimochodem, że całe to leczenie jest bardzo kosztowne. Dla człowieka biednego - rodzina jest wszystkim, co posiada.
Od dawna słyszę w mediach, że bieda jest sytuacją dla rodziny patologiczną. To prawda, bieda jest patologią, ale w przypadku większości znanych mi biednych rodzin patologia owa polega na stosunku społeczeństwa do biednych, a nie na tym, jakie relacje panują w danej rodzinie. Zdecydowana większość znanych mi ubogich rodzin charakteryzuje głęboka miłość i wzajemny szacunek, uczciwość, prawość i odpowiedzialność. Skromność ubioru i niewyszukane, niewielkie posiłki są oczywiście wymuszone brakiem pieniędzy, ale jednocześnie trzeba powiedzieć wyraźnie, że są to domy, gdzie nic się nie marnuje. Co więcej, dzieci szybciej i lepiej uczą się w takich rodzinach odpowiedzialności za budżet domowy.
Patologią jest sposób, w jaki społeczeństwo traktuje ludzi biednych - są dla tych lepiej sytuowanych jakby trędowatymi naszych czasów, których trzeba usunąć z miast i osiedli, by nie szpecili widoku. Zamiast pomocnej dłoni biedak znajduje zatem parkan okalający kolejne osiedla i pełne wzgardy spojrzenie recepcjonisty w zakładzie pracy, gdzie chciał znaleźć zatrudnienie. Nie jest prawdą, że większość biednych ludzi jest sama sobie winna, że są biedni, bo nie chcą pracować. Przyczyn ubóstwa jest z reguły bardzo wiele, i rzadko kiedy jest ono w pełni zawinione. Odsądzenie biednych i ubogich od czci i wiary i zgoda na postępującą ich marginalizację pokazuje, jak bardzo oddaliliśmy się jako społeczeństwo od ewangelicznych standardów. Warto może zatem przypomnieć sobie, że Chrystus głosił Ewangelię właśnie wśród ubogich, i właśnie spośród ubogich Pan wybrał zdecydowaną większość swoich apostołów. "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych - Mnieście uczynili" - powiedział. Nie bardzo nam, jako społeczeństwu, wychodzi egzamin z tej troski o umiłowanych braci naszego Pana...
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz