czwartek, 9 kwietnia 2009

Wielki Czwartek

Wielki Czwartek. Oto się zaczyna Misterium, choć przecież zaczęło się znacznie wcześniej. Wcześniej były cuda i nauczanie, był Nazaret i Betlejem. A jeszcze wcześniej były długie wieki oczekiwania na Pełnię Czasu. Ale dziś czas się wypełnił.
Oto koniec czekania, chociaż mało kto zauważył, że Mesjasz dokonuje dzieła zbawienia. Niektórzy byli i są tak skupieni na ustawicznym oczekiwaniu, że przeszli obok Niego. To nawet nie chodzi o to, że zlekceważyli dzieła Boże, ale oni ich po prostu nie zauważyli. I czekają nadal…
Oto dopełnia się czas zbawienia. Czas, w którym wychodzą na jaw zamysły serc wielu. Ujawnia się zdrada Judasza, tchórzostwo Piotra, małoduszność Apostołów. Ujawnia się pragmatyzm arcykapłanów, hedonizm Heroda i konformizm Piłata. Ujawnia się bezmyślność tłumów, które jeszcze kilka dni temu z okrzykiem „Hosanna Synowi Dawidowemu!” witały wjeżdżającego na oślęciu do Jerozolimy Jezusa, a dziś, z równym zapałem wysyłają Go na krzyż.
Dopełnia się też czas Kościoła, któremu Pan daje Siebie w sakramencie Eucharystii i dla którego ustanawia sakrament kapłaństwa. Wybiera do posługi słabych, grzesznych ludzi, by byli Jego świadkami. Dwunastu zwykłych ludzi, dwunastu grzeszników, których z sobie znanych powodów powołał, by byli prorokami Ewangelii, by byli pasterzami Jego trzody, by oddali swe życie na wyłączną służbę Bogu. Nikt z nich na to nie zasłużył, bo wybór Pana nie na ludzkich zasługach się opierał. Tu miały się dokonać wielkie dzieła Boże.
Dziś ta tajemnica niezasłużonego wybrania trwa, powtarzając się w życiu wielu ludzi – starych i młodych, uczonych i prostych – którzy posłuszni woli Boga idą za Jego głosem dokądkolwiek ich pośle.
To mój 15 Wielki Czwartek w kapłańskiej posłudze. Dziś chcę zaświadczyć, że przyjąłem ten dar Bożego wybrania jako całkowicie niezasłużony i choć staram się nań odpowiedzieć tak jak umiem najlepiej, mam pełną świadomość, że jestem sługą nieużytecznym – w najlepszym wypadku robię to, co do mam polecone. Widzę dobro, jakie Bóg czyni przez moje ręce, ale wiem, że to Jego dzieło, a nie moje. Sieję Słowo, ale to Jego ziarno.
Dziś chcę też złożyć Bogu dzięki za świadectwo życia dwóch moich Braci Kapłanów, którzy byli moimi przewodnikami – ks. Olgierda Nassalskiego, marianina, wieloletniego proboszcza na Marymoncie w Warszawie, i ks. Janusza Nagórnego, profesora teologii moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, najpierw mojego mistrza, a potem szefa w Instytucie Teologii Moralnej, zawsze zaś przyjaciela. Dziękuję Bogu za braci-prezbiterów z mojego Zgromadzenia Księży Marianów i wielu, bardzo wielu biskupów i księży, których cicha posługa i pokorne świadectwo miłości Boga były i są dla mnie umocnieniem w trudach codziennej pielgrzymki do Domu Ojca. Jestem dumny, że należę do ich grona. I proszę – za siebie i za nich – o modlitwę.

Brak komentarzy: