czwartek, 1 maja 2008

Długi weekend

W Filadelfii okazuje się, że niektórzy również mają długi weekend. Dziś jest uroczystość Wniebowstąpienia, wciąż celebrowany na 10 dni przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Katolickie szkoły - przynajmniej w archidiecezji Filadelfijskiej - są dziś zamknięte. Dzieci i młodzież mają wolne. Nauczyciele również. Rodzice mają kłopot, bo oni wolnego nie mają. Jutro, co prawda, święta żadnego nie ma, ale szkoły katolickie świętują nadal.

Trzeba przyznać jest co świętować. Wniebowstąpienie rzeczywiście przynosi ogromne bogactwo treści. Najpierw wzywa do nadziei, bo oto ludzka natura zostaje wprowadzona w rzeczywistość nieba. Tak jak kiedyś Syn Boży stał się człowiekiem, tak teraz człowiek - Jezus z Nazaretu, zwany Chrystusem - staje się uczestnikiem komunii Trójcy św.
Wniebowstąpienie jest także związane z wezwaniem, które Chrystus pozostawił Kościołowi - wezwaniem do ewangelizacji, któremu towarzyszy też zapewnienie o "nieobecnej-obecności". Pan odchodzi, by posłać Pocieszyciela, który dopełni dzieła Objawienia, ale jednocześnie mówi: "Jestem z wami aż do skończenia świata".

Muszę powiedzieć, że to wyjątkowe doświadczenie - owa obecność, pełna bezwarunkowej, a jednocześnie wymagającej miłości. Pozwala przejść przez ciemność grzechów własnych i cudzych, przez radość i cierpienie, trzymając się skrawka nadziei.

Kiedy myślę o tej nadziei, którą przynosi Chrystus, przed oczami staje mi obraz pierwszomajowych pochodów. Nie mówię o defiladach na Placu Czerwonym i podobnych "spontanicznych" demonstracjach w całej strefie sowieckich wpływów. Mówię o pochodach, które - to prawda, na mniejszą "nieco" skalę - mają miejsce także w Polsce. Pomysł zbawienia przez rewolucję, która marksistowsko-leninowską metodą zrównuje wszystkich, jakoś wydaje mi się w najbardziej dosłowny sposób beznadziejny.

Brak komentarzy: