Minął długi weekend. Święto lenistwa, w którym błogo odpoczywamy nie zdążywszy się porządnie napracować. To nic, że po powrocie do urzędów i biur (rolnicy pracują, bo wiedzą, że zwierzęta nie wiedzą, że oni mają wolne) zmęczeni odpoczynkiem będziemy się zastanawiać, po co nam taki długi weekend, skoro teraz musimy nadrabiać wszystkie zaległości. Czas wolny ma jednak tę ogromną zaletę, że skłania do przemyśleń i pozwala niekiedy skonstatować sprawy, które choć zawsze były widoczne, z rzadka tylko doczekiwały się głębszego zastanowienia. Tak oto i zrodziła się na kanwie rozmów z odpoczywającymi w kraju przyjaciółmi refleksja o elementarnym braku kultury. Może to niezbyt odkrywcze, ale niestety bardzo prawdziwe.
Są takie rzeczy, których kulturalny człowiek nie robi. Po prostu. Nie pyta kobiety o wiek. Nie mówi - przynajmniej w Polsce - do starszych od siebie po imieniu. Nie dzwoni w sprawach służbowych do domu nikogo ze współpracowników, nawet podwładnych, bez rzeczywiście bardzo poważnego powodu, zwłaszcza po - zwyczajowo przyjętej za godzinę spoczynku i ciszy - godzinie 22. Nie używa wulgaryzmów dla podkreślania ważności wypowiadanej kwestii, ani nie zdradza tajemnic (nawet jeśli formalnie nie zostały obiecane).
Gentleman wie, jak się zachować. Ustąpi miejsca kobiecie w ciąży, nie da się sprowokować na chamską zaczepkę, oraz będzie umiał przyznać się do popełnionych błędów i przeprosić. Umie spożyć posiłek w ten sposób, by nie być słyszanym, ani by nikogo nie opluć przy okazji. Umie się przywitać i pożegnać, umie się ubrać stosownie do sytuacji. Kultura osobista skłania go do pamiętania o ważnych i mniej ważnych datach i rocznicach, o punktualności w przybywaniu na spotkanie i o słowności w dotrzymywaniu zaciągniętych zobowiązań.
Kultura osobista, ginący towar we współczesnym świecie, nie jest jednak cechą wrodzoną, a nabytą. To, że dzisiaj tak trudno ją spotkać, wynika wyłącznie z zaniedbania: rodziców, którzy nie uczą zasad dobrego zachowania, a jeśli uczą - to wyłącznie "teoretycznie, w praktyce niczego nie wymagając; z zaniedbań wychowawców i nauczycieli w szkole - tu trzeba oddać sprawiedliwość, że obecne prawo oświatowe więcej uprawnień daje szkolnemu bandziorowi, niż nauczycielowi, który po prostu nie ma narzędzi, by zdyscyplinować niesubordynację i chamstwo; dalej: z zaniedbań własnych, choć nie zawsze do końca zawinionych, no bo jak człowiek ma od siebie wymagać, skoro nikt od niego nigdy niczego nie wymagał? Trzeba też uderzyć się we własne piersi - my, ludzie Kościoła, też nie zawsze troszczymy się, by skorygować niekulturalne zachowanie w kulturalny sposób. Często wolimy się nie narażać.
No i skutki widzimy. Komórki dzwoniące w kościele, kinie, teatrze; niedyskretne, natarczywe pytania; przekleństwa, wyzwiska, oszczerstwa, obelgi; niezdolność do zachowania tajemnicy i brak troski o dobre imię innych, nawet własnej rodziny. Nawet piastujący najwyższe urzędy nie potrafią się zachować, ale uciekają się do kłamstw, oszczerstw, pomówień, obrażają się o nie-wiadomo-co... Właśnie dlatego mówienie o poszanowaniu racji stanu lub o tajności obrad nie ma obecnie w Polsce żadnego sensu - zdecydowana większość polityków nie rozumie znaczenia tych terminów. Rację stanu utożsamiają z partyjnym, lub nawet tylko własnym interesem, zaś tajność obrad sprowadzają wyłącznie do kwestii pierwszeństwa w dostępie do informacji, które natychmiast sami z radością właściwą przedszkolakowi rozpowszechniają w mediach.
Kulturalny człowiek tak nie postępuje po prostu dlatego, że jest to poniżej jego godności. Ale „godność” to kolejny termin, którego współcześni niestety już nie rozumieją.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz