niedziela, 3 sierpnia 2008

Nie-ślub

Podobno w Warszawie odbył się pierwszy w Polsce ślub lesbijskiej pary. Media (przynajmniej te internetowe) odnotowały ten "fakt" bardzo skrzętnie. Piszę "fakt" w cudzysłowie, ponieważ rzekomy ślub nie miał żadnej mocy prawnej. Innymi słowy od strony formalnej był prywatną ceremonią o całkowicie prywatnym znaczeniu. Z drugiej strony niewątpliwie nosił znamię propagandowego lobby homoseksualnego. Ostatnimi czasy znaków aktywności tego lobby było zadziwiająco dużo, więc ten wybryk niespecjalnie mnie zdziwił, choć jednocześnie mocno zirytował, bo był i jest przejawem wyjątkowej bezczelności.

Właśnie z tego powodu czekam teraz na reakcję władz państwowych. Nadanie rozgłosu usiłowaniu formalizacji związku w Polsce nielegalnego świadczy bowiem o zamiarze jawnej prowokacji i o lekceważeniu obowiązującego w naszym kraju porządku prawnego. Oczywiście, prawo cywilne nie przesądza o porządku moralnym, ale jednocześnie powinno stać na jego straży. Jak na razie, porządek prawny w Polsce bronił opartej na prawie naturalnym rodziny, zbudowanej na więzi między mężczyzną i kobietą.

Tak więc czekam na to, co zrobi prokuratura i sąd, choć zapewne nie zrobią nic. W moim przekonaniu Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów powinna być zdelegalizowane, choć taka delegalizacja wywołałaby furię w instytucjach unijnych. Delegalizacja organizacji lekceważącej porządek prawny nie ma jednak nic wspólnego z dyskryminacją osób o skłonnościach homoseksualnych czy brakiem tolerancji względem nich. Wolność stowarzyszeń ograniczona jest granicami wyznaczonymi przez Konstytucję RP. Nie jest zatem brakiem tolerancji niezgoda na dyktat prowokatorów, promujących niemoralne i zgubne w skutkach związki.

Tolerancja, jak ją rozumieją homoseksualni lobbyści miałaby polegać na zgodzie na każdy z ich pomysłów i rezygnacji z własnych przekonań. Innymi słowy, ja i inni katolicy mamy obowiązek być "tolerancyjni", ale homoseksualni lobbyści tolerancyjni być nie muszą. Ochrona ich praw miałaby przejawiać się w ich promocji. Ale to nie jest tolerancja, jak ja ją rozumiem.

Dla mnie tolerancja oznacza, że nie będę ich obrażał, wyzywał i zamykał do więzień z tego powodu, że mają inne skłonności seksualne. Tolerancja nie stoi jednak w sprzeczności z wypowiedzeniem przekonania, że homoseksualna skłonność jest przejawem swoistego zaburzenia o charakterze psychicznym bądź psychosomatycznym, ponieważ budowa organów seksualnych jednoznacznie wskazuje na ich heteroseksualne przeznaczenie (wiem, wiem - psychiatrzy i seksuolodzy ogłosili, że to nie jest schorzenie; ja mam swoje zdanie). Tolerancja oznacza, że skłonność homoseksualna nie czyni z ludzi nią naznaczonych osób złych w moich oczach, choć działania homoseksualne są w moim przekonaniu złymi z natury.

Ja osoby homoseksualne i sam homoseksualizm toleruję, ale nic więcej. Jeśli homoseksualista będzie potrzebował pomocy, bo będzie głodny czy spragniony, pomogę mu, jak każdemu innemu. Ale tak samo, jak każdemu innemu, będę mówił prawdę, tak jak ją odczytałem, i zło będę nazywał po imieniu. W Objawieniu znajduję bowiem słowo, że Pan Bóg też nie lubi, gdy seksualnością się człowiek bawi wbrew naturze (swoją drogą, każda zabawa seksualnością w ostatecznym rozrachunku jest wbrew naturze, bo seks nie służy do zabawy).

Jeśli moje rozumienie tolerancji czyni ze mnie zatwardziałego reakcjonistę i ksenofoba (to ostatnio bardzo modna inwektywa rzucana pod adresem katolików) - wolę być reakcjonistą i ksenofobem z Chrystusem, niż tolerancyjnym liberałem bez Niego.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Z osobami o zamkniętych rozumach bardzo ciężko dyskutować, jednak mam do księdza pytanie- (od góry do dołu)
dzięki jakiej ustawie w konstytucji chce ksiądz zdelegalizować Stowarzyszenie które podjęło się organizacji ceremonii świeckiej w ,,nie-ślubie''?
Skąd Pan wie, że Pan Bóg też nie lubi, gdy seksualnością się człowiek bawi wbrew naturze?
Rozumiem, że wszystkie osoby o psycho-orientacji homoseksualnej są cudzoziemcami, a głównie pochodzą z Unii Europejskiej?
Wydaje mi się, że nie- dlatego dla mnie Ksiądz jest homofobem, a nie ksenofobem...

Kienio pisze...

Mogę być i homofobem - swoją drogą to słowo powstało jako odmiana terminu ksenofob... Bez znaczenia dla mnie, moja wierność jest wobec Chrystusa, a nie poprawnie myślącej demokratycznej większości.

Pyta mój anonimowy Komentator, skąd wiem, że Pan Bóg nie lubi, gdy człowiek bawi się swoją seksualnością. Odsyłam do następujących tekstów biblijnych, pozostawiając je bez komentarza:
Rz 1:26-32;
Rz 6:9-10.19;
2Kor 12:21;
Kol 3:5;

Pyta w końcu mój Adwersarz, na podstawie jakiej ustawy bym chciał zdelegalizować wspomniane w blogu stowarzyszenie. Otóż na podstawie ustawy zasadniczej, czyli Konstytucji, oraz Ustawy o Stowarzyszeniach z 31 maja 2001 z późniejszymi zmianami (Art 29, ust. 1 p. 3). Uważam, że organizacja takiego pseudo-ślubu była jawną prowokacją naruszającą porządek prawny obowiązujący w Polsce.

W końcu - nie wiem, skąd Szanowny Czytelnik mojego bloga wysnuł wniosek, jakobym sugerował czy twierdził, iż wszystkie osoby o skłonnościach homoseksualnych są obcokrajowcami. Nie są. Szanuję te osoby, szczerze im współczuję, bo zdaję sobie sprawę, że im trudno. Szacunek jednak nie oznacza zgody ani na praktyki homoseksualne, ani na legalizację związków homoseksualnych, ani na prowokacje w stylu omawianej na blogu.
Pozdrawiam - xpk

Anonimowy pisze...

Pragne zauważyć, że ślub kościelny do lipca 1998 r. również nie pociągał‚ za sobą skutków prawnych. Tak więc, odwracając sytuację, można było go wówczas również opisać jako "prywatną ceremonię o całkowicie prywatnym znaczeniu, noszącą znamię powszechnego w Polsce lobby katolickiego". Ponieważ wielu ludzi czuje się przez społeczeństwo - stanowiące owe "lobby" - poniekąd zmuszane do zawierania ślubów kościelnych, czy to pośrednio (gdy nalega panna młoda, bo "w jej rodzinie zawsze tak było"), czy bezpośrednio (gdy, przykładowo, rodzina gwałtownie protestuje przeciwko odstępstwom od tradycji). Ludzie pragną ceremonii, chcą uroczystej przysięgi; jednak dla mnie przysięga przed którymkolwiek z bogów nie znaczy nic, przysięga zaś przed kobietą - wszystko. Ślub kościelny, z całą schematycznością i banalnością, stanowi dla ateisty bądź człowieka kreatywnego, artysty, swoistą uciążliwość; tu przychodzi ślub humanistyczny, który pozwala przeżyć ten niezwykle ważny dzień„ we wspaniałej atmosferze i zgodzie z własnymi poglądami.

Proszę też nie odsyłać do tekstów biblijnych, ponieważ dla człowieka myślącego podstawą działania nie jest biblia, a moralność i logika; skutek w dyskusji z takowym odniesie Pan wyłącznie odwołując się do dwóch ostatnich.

Ponadto, razi mnie fakt nazywania się przez Pana "naukowcem". Odnoszenie tego słowa do człowieka przyjmującego jakiekolwiek odgórne dogmaty psuje szlachetną ideę nauki jako poszukiwania Prawdy w zgodzie z prawami logiki oraz w pełnym zrozumieniu mechanizmów rządzących światem.

Pozdrawiam,
M. Wieczór

Kienio pisze...

Szanowny Panie,
Jestem naukowcem, pracownikiem naukowym KUL w stopniu adiunkta. Może się to Panu nie podobać, nic na to nie poradzę. Logika i szukanie prawdy są podstawą każdej nauki, teologii również. Każda nauka,z matematyką włącznie, ma swoje aksjomaty. Naukom przyrodniczym towarzyszy też założenie, że percepcja oddaje stan faktyczny, a nie tylko jest przejawem aktywności jaźni. Obawiam się, że Pana rozumienie nauki jest nie tylko uproszczone, ale też mocno zawężone, niestety.

Co do ślubu kościelnego. Skutki kanoniczne miał on zawsze w ramach wspólnoty kościelnej. Państwo, nie uznając tego za wystarczające, domagało się osobnej ceremonii w USC. Kościół to akceptował, ponieważ nie było sprzeczności pomiędzy obiema ceremoniami. Taka sprzeczność zachodzi jednak w opisywanej przeze mnie sytuacji.

Nikt nikogo do ślubu kościelnego nie zmusza. Działanie takie (działanie pod przymusem) czyni ślub nieważnym. Swoją drogą uważam, że kulturowa motywacja do ceremonii w kościele jest całkowicie niewystarczająca - ślub kościelny jest obrzędem, który dotyczyć powinien wyłącznie osób wierzących, a nie wszystkich, którym podoba się czy odpowiada obrzędowość kościelna.

Prawdę mówiąc, dziwi mnie, że Pan uważa obrzędy ślubne za schematyczny i banalny. Schemat wynika z uporządkowania wewnętrznych struktur życia wspólnoty kościelnej. Za banalny, uważać obrzęd mogą tylko ci, którzy nimi gardzą.

Na koniec - ja w pełni akceptuję Pana ateizm. To Pana wybór i Pana decyzja. W moim przekonaniu błędna, ale - jak rozumiem - oparta na uczciwym poszukiwaniu prawdy. Chciałbym zatem prosić o taki sam szacunek dla mnie i innych osób wierzących w Boga. Tak postrzegamy świat i tak go rozumiemy. Nie domagam się żadnych specjalnych względów, ale jednocześnie uwagi Pana odbieram jako lekceważące (np. że ateizm jest kreatywny a wiara nie). To nie jest miłe.
Pozostaję z należnym szacunkiem
xpk

PS. I jeszcze jedno. Podałem cytaty biblijne, ponieważ zapytany byłem o podstawę przekonania co do stosunku Boga w określonej sprawie. Argumenty z logiki i prawa naturalnego zamieszczone były również.

Anonimowy pisze...

No i wyraził Pan swoje prywatne zdanie (co prawda w niemiłej formie) odrzucając autorytatywnie stanowisko lekarzy w tym psychiatrów, psychologów oraz seksuologów. Tylko po co to? Rozumiem, gdyby ktoś zmuszał katolików wbrew ich sumieniu do zawierania związków homoseksualnych, to trudno, żeby nie było kontrowersji. Dlaczego jednak chce Pan delegalizować takie związki niekatolików? Póki co nie są nielegalne, tak jak nie były nielegalne śluby katolickie dekadę temu, choć prawo ich nie uznawało.

Proszę tylko nie mówić, że to choroba, skoro już na wstępie odrzuca Pan naukę. Nie ma sensu też argumentować, że takie związki są nienaturalne, skoro w królestwie zwierząt można mnożyć przykłady bez liku. No tak, ale znowu pewnie odrzuca Pan autorytet nauk biologicznych. Być może nawet nie wierzy Pan własnym zmysłom.

Szczerze mówiąc nie pojmuję takiej postawy.

Kienio pisze...

Jak rozumiem, niemiłe jest to, że się nie zgadzamy.

Co do wiary zmysłom, to swoje przekonanie co do nienaturalności aktów homoseksualnych opieram właśnie na zmysłach i jednoznacznym stwierdzeniu, że podstawowym celem istnienia organów seksualnych jest prokreacja, która ze swej natury ma charakter heteroseksualny. Sytuacje, w których w naturze występują przypadki związków o charakterze homoseksualnym, tak naprawdę są przeciwko promocji homoseksualizmu - to ślepe uliczki, których efektem jest trwała strata danej puli genetycznej.

Co do legalności lub nie związków homoseksualnych również się różnimy. W oparciu o Konstytucję RP można stwierdzić, że związki homoseksualne są w Polsce sprzeczne z prawem, a nie tylko nie uznawane przez to prawo (jak to miało miejsce w odniesieniu do związków zawartych w Kościele Rzymsko-katolickim przed zawarciem konkordatu. Odsyłam do wcześniejszych komentarzy.

Co do odrzucenia opinii medycznych w kwestii homoseksualizmu, uważam te decyzję za ideologicznie a nie naukowo umotywowaną.

Jeśli zatem ktoś nie uznaje faktów, to raczej osoby promujące homoseksualizm, a nie ja. A przy okazji - ani nie mam zamiaru, ani nie jestem ani w stanie nikogo zmusić do przyjęcia mojego stanowiska i mojej wizji moralności. Moich Adwersarzy również. Mówię, jak czytam świat, jak postrzegam Prawdę, której szukać chciał jeden z nich. I jestem otwarty na argumenty, ale merytoryczne, a nie ideologiczne.

Łączę wyrazy szacunku,
xpk

Anonimowy pisze...

Cieszy mnie zgodność moich i Pańskich poglądów na sprawę społecznego "przymuszenia" do zawarcia ślubu kościelnego; w moim przekonaniu jednak podobnie niewłaściwy jest chrzest małych dzieci, lub przynajmniej - uwzględniając wiarę w grzech pierworodny - wychowywanie ich od małego w konkretnej wierze. Pogląd ten ma swoje uzasadnienie m.in. w sprawach relacji społecznych, gdy już wśród małych dzieci zaznacza się podział na te, które chodzą na religię i te, które na zajęcia nie uczęszczają; uważam, że wybory tak znaczące dla dalszego życia powinny być świadome, zaś ludzie często z dzieciństwa wynoszą przekonanie, że kwestionowanie zasad swej wiary jest "grzechem" i nawet nie usiłują spojrzeć na świat z innej perspektywy. Szanuję za to poglądy, które wynikają z osobistych przemyśleń i są właściwie uargumentowane; szanuję również Pańską wiarę, gdyż rozumiem, że głównym źródłem różnicy poglądów między Panem a mną jest tu różnica w pewnych założeniach początkowych, aksjomatach, wynikająca być może z pewnych osobistych doświadczeń i ich interpretacji.

Swoją drogą, nie sugerowałem, że ateiści są bardziej kreatywni od teistów; użyłem w rzeczonym zdaniu sformułowania "dla ateisty bądź człowieka kreatywnego", co można byłoby co najwyżej, gdyby się uprzeć, uznać za obrazę dla ateistów :) Nie wprowadzam takiego rozdziału, zresztą formuła ślubu humanistycznego jest, o ile mi wiadomo, przeznaczona również dla takich właśnie kreatywnych chrześcijan.

Co do aksjomatów naukowych: mimo wszystko nie wydaje mi się właściwe przyrównywanie wiary w nieomylność świętych ksiąg do wiary w realność postrzeganego świata, gdyż to drugie założenie jest niejako niezbędne do elementarnego funkcjonowania; jeśli nie jest spełnione, mogę przyjąć, że piszę ten komentarz na darmo, gdyż Pan jest po prostu wytworem mojej wyobraźni bądź innej sprawującej kontrolę nad moim umysłem mocy (i vice versa, ja dla Pana również mogę nie istnieć). Wydaje mi się także to założenie o tyle bardziej uzasadnione, że znamy i rozumiemy dziś metody funkcjonowania narządów ludzkiej percepcji (za wyjątkiem mózgu, ale i to wydaje się kwestią krótszego lub dłuższego czasu). Są po prostu założenia mniej i bardziej prawdopodobne. Święte księgi zaś, bez uchybienia dla realności egzystencji gatunku ludzkiego, mogą okazać się równie prawdziwe co treści zawarte w mitologiach Greków i Rzymian, w które dziś - o dziwo - nikt już nie wierzy.

Wracając do meritum: podobnie ślub kościelny może mieć swoje skutki w strukturach pozakościelnych, nie dostrzegam w żadnym miejscu podniesionej przez Pana sprzeczności. Kościołowi należy się oczywiście miejsce w tradycji i historii i nie zamierzam tegoż umniejszać; jednak w sferze prawnej nie posiada on szczególnej supremacji ani też monopolu na ceremonie. Zapewniam zaś, że istnieją osoby nie lubiące schematyczności i starające bądź się wyróżniać, bądź dać ukochanej osobie coś wyjątkowego; nie jest to moim zdaniem godne potępienia, a wręcz przeciwnie - historię piszą ludzie nieszablonowi i wyjątkowi, do których należał przecież zresztą i Jezus.

Przykro mi, jeśli mój komentarz nie wyrażał należytego szacunku; przyznaję, użyłem w chwili zdenerwowania słów nieco przesadnie nacechowanych emocjonalnie. Przyznaję również niestosowność uwagi co do cytatów biblijnych - kwestia niedoczytania pierwszego komentarza. Wyrażam nadzieję, iż niniejsza odpowiedź przyczyni się do załagodzenia większej ilości kwestii spornych niż sama wywoła :)

Z wyrazami szacunku,
M. Wieczór

Kienio pisze...

Dziękuję za ten drugi list. Jedną mam tylko uwagę. Proszę zauważyć, że nie ma możliwości, by wychować dzieci, nie podejmując za nie jakiegoś wyboru. Wychowanie w wierze, albo bez wiary, zawsze zakłada, że gdy dziecko dorośnie, wybierze samo - potwierdzając lub odrzucając wybór rodziców. Jest rzeczą naturalną, że rodzice wychowują dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, działanie przeciwne byłoby nielogiczne.

A swoją droga, zgadzam się z Pana uwagą, że chrzest udzielany z powodów kulturowych (a nie wynikających z wiary) jest pomyłką - zarówno ze strony rodziców (rodzin) jak i duszpasterzy. Nauczanie Kościoła w tej kwestii jest zresztą jednoznaczne; osobną kwestią jest, na ile owo nauczanie jest realizowane... Ale to na inną rozmowę.

Łączę wyrazy szacunku
xpk