poniedziałek, 8 września 2008

A chwała w tym, czego winni się wstydzić

"O tempora, o mores!" - słowa Cycerona z jego słynnej pierwszej mowy przeciw Katylinie jak ulał pasują do kolejnego pomysłu nowoczesnych demoralizatorów. Z dumą opowiadają usługodawcy o pomyśle uroczystości rozwodowych - topieniu obrączek, zakopywaniu ich w trumnach, rzucaniu lotkami w zdjęcia "byłych"...
Wiem, że nie ma się co obrażać na czasy, na niemoralność. Ale jednocześnie nie można nazwać grzechu inaczej, jak jego własnym mianem. Jezus mówi wprost w Kazaniu na Górze, że "Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa" (Mt 5:32). Świętować rozerwanie przysięgi, która miała obowiązywać "aż do śmierci" jest jakimś nieprawdopodobnym zakłamaniem sumień.
Nieustannie wzrastająca liczba rozwodów bierze się - jak mi się wydaje - z jednej podstawowej przyczyny: z dopuszczenia, że takie rozwiązanie jest możliwe. Jeśli jest możliwe, to zapewne jest i dobre, a jeśli dobre - to czemu tego nie świętować?
Gdzieś w tle daje się zauważyć degradacja roli słowa, której skutkiem tracą na znaczeniu wszelkiego rodzaju zobowiązania, przysięgi i przyrzeczenia. Wszystko można powiedzieć i obiecać, ale też wszystko można odwołać, wszystko poddać w wątpliwość.

Nie sądzę, by celebracje rozwodów uczyniły świat mądrzejszym, piękniejszym czy szczęśliwszym. Nie sądzę też, by ludzie stawali się przez to lepsi. To po co?

3 komentarze:

Unknown pisze...

Po raz kolejny owieczki traktowane są przez pasterza jak barany :)

W wypowiedzi księdza odzwierciedla się kościelna tradycja traktowania całej rasy ludzkiej (ze szczególnym naciskiem na płeć piekną) jako niepełnosprawną moralnie, kaleką umysłowo, którą należy ubezwłasnowolnić. Aż dziw, że jednym tchem nie został zaproponowany powrót do małżeństw aranżowanych. Przecież młodzi ludzie są niedojrzali (a w wypadku tych traktujących tradycję katolicką poważnie, wyjątkowo niedojrzali i niedoświadczeni - ponieważ do czasu podjęcia aktu wiąrzącego ich na całe życie z drugim człowiekiem nie odbyli ani jednego aktu płciowego - a cokolwiek celibatnicy by nie mówili jest to istotny element spędzania czasu przez dwoje bliskich sobie ludzi, więc dobrze byłoby sprawdzić czy jest im ze sobą dobrze nie tylko w kościelnej ławce, czy brzuchu lednickiej ryby).

Dziękuję za cytat z Mt. - ponieważ dobitnie wykazuje on, iż niedaleko pada jabłko od jabłoni i Nowy Testament niewiele pod względem relatywizmu moralnego różni się od Starego, którego ponoć jest reformą.

Taaak, a coraz częstsze podróże kosmiczne biorą się stąd, że dopuszczana jest w ogóle myśl o możliwości pokonania I i II prędkości kosmicznej. Brawo! Nie wiem jaki jest poziom kształcenia na KUL-u, ale na mojej uczelni egzamin z logiki, a zapewne i z aksjologii byłby do powtórki.

Zbyt często myślicie Kienio o związku małżeńskim jako o niezmiennym monolicie - tymczasem ludzie rozwijają się przez całe życie i zdarza się, że ich drogi się rozchodzą i nie widzą możliwości bycia dalej razem (nie mówiąc o sytuacjach przemocy domowej!) i dobrze jeśli społeczeństwo zaczyna wytwarzać rytualne pole akceptacji takich (ciężkich przecież!) decyzji.

I znów ksiądz straszy i dramatyzuje, zresztą jak poprzednicy sprzed wieku i sprzed trzech - wg Was świat zawsze był coraz gorszy i trzeba było w bić pseudomoralizatorski gong. Jakoś bez Was (czy nawet wbrew Wam) dopracowaliśmy się czwartej generacji praw człowieka: zaczynamy chronić coraz szerzej wolności człowieka jak np. owoce jego pracy, środowisko w którym żyje, nie mówiąc o jego życiu, o którym ma prawo sam decydować (jeszcze nie w Polsce). Robimy się coraz wrażliwsi na cierpienie innych: dzieci, zwierząt, różnych wykluczonych grup (co do niedawna nie było takie oczywiste dla wszystkich, a katoliccy politycy popierali "wychowanie" dzieci przez ich bicie).

Tymczasem w Kościele rozwodnicy są jedyną do końca i na amen wykluczoną grupą. Nawet morderca może otrzymać rozgrzeszenie - rozwodnik nie, ergo nie może przystapić do rytuału komunii ergo jest wykluczony ze wspólnoty.
Coś to mówi o Waszych pryncypiach.

Kienio pisze...

Zastanawia mnie zapał, z jakim bzzz zabrał się do analizowania wiary i praktyk chrześcijańskich. Nie będę tego komentował, bo najwyraźniej nie mamy wspólnego języka - pozostawiam to innym ewentualnym czytelnikom bloga, jeśli będą chcieli. Powiem tylko tyle, że choć podziwiam wysiłek wkładany przez bzzz w udowodnienie, jak bezmierną głupotą jest wiara w Boga, jak bezsensowne są praktyki religijne i jak ograniczeni w swoim myśleniu są chrześcijanie, niespecjalnie się tymi oskarżeniami o ciemnogrodztwo przejmuję. Ja jestem dumny, że jestem chrześcijaninem, katolikiem, księdzem, zakonnikiem, teologiem... Uważa bzzz mnie za głupca, nie będę się bronił. Wolę być głupcem z Chrystusem niż mędrcem w oczach bzzz.

A swoją drogą, nie wiem, czego oczekują niewierzący od bloga zwykłego księdza? Nie znajdą tu nic, ze swojego świata. Przeciwnie, będą musieli się męczyć czytając kolejne wypociny będące przejawem ciemnogrodzkiej głupoty. Nie prościej sobie odpuścić?

Unknown pisze...

Ooo, to przecież proste! Jestem homoseksualnym masonem, pochodzenia żydowskiego sponsorowanym przez Brukselę :D stąd ten zapał. Tak ksiądz pomyslał, no nie?

Z wielkim uporem odmawia ksiądz wejścia w dyskurs - co jak już pisałem nie dziwi, bo księża wolą/umieją raczej kazać niż rozmawiać.

Uderz w stół... Nie napisałem, że praktyki religijne są bezsensowne (są ludzie, którzy nadają im różne własne sensy); nie napisałem, że kienio to ciemnogród i nie napisałem, że chrześcijanie są ograniczeni - a może to uzewnętrzniona własna ocena księdza? Coś księdza gryzie?

UWAGA, grzech za rogiem! Między dumą, a pychą i butą jest BARDZO cieniutka różnica. Księży to dotyczy nie mniej. BTW to chrześcijaństwo jest wynalazcą równości, którą Wielka Rewolucja Francuska, na którą tak się tu pluje, konsekwentnie zaczęła upowszechniać. [i zanim kienio wypomniesz Francuzom jakobinów, to pamiętaj, że to tylko jezuici a rebours i to jezuici utorowali im drogę).

Postronnych może dziwić ten rozdźwięk postaw księdza: na blogu ostre sformułowania, kategoryczne sądy, ziarno od plew, tak/tak, nie/nie. Ale jak trzeba tych sądów mądrze obronić, to: ja nic nie wiem, jestem skromnym zakonnikiem. Niestety, nie da się nadstawić intelektualnego drugiego policzka, bo nie próbę sił tu chodzi...

Co do ostatniej kwestii, już księdzu tłumaczę ;)
Internet w przeciwieństwie do ambony i telewizji, jest medium interaktywnym, pozwalającym konfrontować opinie. Jest medium nowym i demokratycznym - co jak sądzę już przyniosło i jeszcze przyniesie duże zmiany. Media demokratyczne (tak jak upowszechnienie gazety w okersie oświecenia) powodują demokratyzację życia, rozwój nauki, rozszerzoną edukację etc. Media jednokierunkowe (ambona, TV, mniej radio) służą do kształtowania mas i czynienia ich sobie poddanymi.

Pytanie można odwrócić - a dla kogo to jest pisane, dla już uświadomionych katolików? Ci już z nudów dawno umarli.