Dziś byłem na Mszy św. w parafii św. Jana w Jackson, MI. Msza św. z udziałem dzieci z przyparafialnej szkoły podstawowej, zgromadziła około 200 dzieci z kadrą nauczycielską, kilkorgiem rodziców i niedużą grupką "bywalców" dorosłych codziennej Eucharystii. Zdziwiły mnie wystawione na brzegu prezbiterium pudła, w liczbie dziewięciu. Sprawa wyjaśniła się podczas procesji z darami, gdy dzieci procesyjnie zaczęły przynosić różne produkty żywnościowe (konserwy, makarony etc.) i składać je do tych koszy. Niemal każde dziecko coś przyniosło. Czasami była to malutka puszka tuńczyka, czasami całkiem pokaźna paczka wielu produktów. Każdy coś miał. Miejscowy ksiądz powiedział, że w Jackson jest obecnie bardzo wielu bezrobotnych lub bardzo źle opłacanych pracowników i po prostu ludzie nie mają co jeść. Dlatego co miesiąc dzieci przynoszą te produkty i są one później rozdawane wśród potrzebujących.
Spytałem go, czy to akcja dobrowolna, jak na to reagują rodzice. Odpowiedział, że otwartość parafian jest ogromna, bo nawet w inne dni są przynoszone dary żywnościowe i składane do kontenerka w kruchcie kościelnej, by potem trafić do punktu dystrybucji. Dodał, że nawet jak jakieś dziecko nie ma nic, to zazwyczaj wynika to z zapomnienia a nie z niechęci do dzielenia się z biednymi.
Pojawiły się w mojej głowie dwa skojarzenia. Pierwsze biblijne - Ewangelia o koszach pełnych ułomków. Bo rzeczywiście, dary od dzieci zapełniły wystawione kosze niemal do pełna. Drugie skojarzenie bardziej liturgiczno-historyczne (do "Didache"), że dawniej przygotowanie darów polegało na złożeniu pomocy dla biednych na ręce przedstwicieli wspólnoty Kościoła; wino i chleb były wykorzystywane do Eucharystii, zaś reszta produktów rozdawana wśrów potrzebujących. Dziś tę funkcję spełniać ma taca, ale to nie do końca to samo. Taca podczas Mszy służy nade wszystko utrzymaniu kościoła (to znaczy opłaceniu prądu, ogrzewania, podatków, pensji pracowników). Z reguły na biednych nie zostaje wiele...
Myślę, że ten pomysł z darami natury (niezależnie od tacy) z przeznaczeniem na biednych jest godny rozważenia i naśladowania, nie tylko na Mszach św. z udziałem dzieci.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz