czwartek, 15 października 2009

Cyrk

W Polsce wszystko jest polityką, od kwestii budowy drogi w gminie poprzez dyskusje nad aborcją i in vitro, aż po wyborcze przepychanki. A może raczej – wszystko do niedawna polityką było. Było, ale już nie jest. Dziś jest to zwykłe partyjniactwo, w którym pieniacze ze wszystkich możliwych stron usiłują zwrócić na siebie uwagę poprzez ustawiczną krytykę swoich oponentów.

Pan Prezydent za punkt honoru (wątpliwy niewątpliwie) postawił sobie blokowanie poczynań rządu, z którym ma konstytucyjny obowiązek współpracować. Jak echo wciąż pobrzmiewa wygłoszone zaraz po wyborach oświadczenie Lecha Kaczyńskiego wobec jego brata – Jarosława: „Panie Prezesie, zadanie wykonane”. Z kolei Premier i jego otoczenie nie omijają żadnej okazji, by wbić przysłowiową szpilę gospodarzowi Pałacu Namiestnikowskiego – ot, chociażby poprzez manifestacyjną zmianę sposobu odwołania ministrów. Jak to ktoś powiedział: najwyraźniej ktoś nie chciał podać prezydentowi ręki – w ten złośliwy nieco komentarz jestem skłonny uwierzyć, bo wpisuje się w całokształt polskiej sceny politycznej. Zresztą i prezydent nie pozostał dłużnym, składając podczas zaprzysiężenia nowych ministrów życzenia… nauczycielom i pomijając fakt rekonstrukcji rządu niemal całkowitym milczeniem. Innymi słowy smutny cyrk trwa nadal.

Obawiam się, że jedną z konsekwencji będzie podobny bojkot kolejnej odsłony przedstawienia, jak miało to miejsce wczoraj na stadionie w Chorzowie. I podobnie jak tam, „nasi” strzelą sobie samobója, po czym w dobrych nastrojach – bo przecież zagrali dobry mecz, tylko im „nie wyszło” – będą spektakl ciągnąć dalej. I tak jak z piłką nożną kibice – pozbawieni alternatywy wyborcy będą zmuszeni ścierpieć kolejną kompromitację.

Myślę, że niewielu jest w Polsce ludzi, którzy nie lubią historii o Kargulu i Pawlaku, wojnie rodzin tak długiej, że nikt już nie wie, o co poszło i kiedy. Śmiejemy się z ich zacietrzewienia, z pobłażaniem traktując swary i kłótnie. Widzimy, jak głupie są to postawy. I jak bardzo nasze. Śmiejemy się jednak, chcąc ukryć własne zmieszanie, boć przecież na co dzień jesteśmy świadkami, ba – uczestnikami – podobnych relacji. Nie ma się co łudzić: spory pomiędzy prezydentem i premierem różnią się od naszych kłótni i sporów tylko blaskiem telewizyjnych kamer i reporterskich fleszy.

Ostatnimi czasy zauważyłem jednak pewne światełko w tunelu. Oto Telewizja Polska zrezygnowała z transmisji obrad sejmu, oczywiście przy jednogłośnym sprzeciwie aktorów Teatru na Wiejskiej. Jeśliby konsekwentnie zrezygnowała z robienia wywiadów z posłami i senatorami, z członkami rządu i prezydentem – nie tylko telewizja publiczna, ale wszystkie stacje – relacjonując wyłącznie efekty prac rządu, parlamentu i prezydenta, jestem przekonany, że standardy w polityce znacznie by się poprawiły. Nie byłoby wtedy sensu zajmować się biciem piany, obrzucać przeciwników błotem ani przechwalać się pomysłami nie do zrealizowania – społeczeństwo patrzyłoby na owoce i po owocach oceniałoby rządzących.

Na razie ocenia po kłótniach i wygląda na to, że niespecjalnie lubi to, co widzi. Przynajmniej ja nie lubię. Bardzo!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

A jeśli nie jest to tylko wojna o władzę, ale wojna o zachowanie wartości...?

Pozdrawiam, Piotr.