Wczorajsza decyzja trybunału konstytucyjnego, potwierdzająca, że zwolnienie emerytów i bezrobotnych z opłat abonamentowych za radio i telewizję jest zgodne z Konstytucją, wywołało w mediach publicznych prawdziwą histerię. Komentarz jest w zasadzie jeden – decyzja Trybunału oznacza, że będzie mniej pieniędzy na media publiczne i że radio upadnie. Koniec z misją publicznego radia. Ktoś z „wierchuszki” stwierdził, że w obecnej sytuacji będzie pewnie trzeba zamknąć dwie rozgłośnie. Innymi słowy – koniec świata.
Usłyszałem w całej tej burzy w zasadzie jeden rozsądniejszy głos, stwierdzający, że Trybunał nic nie jest winien, a jedynie prawodawcy, którzy uchwalili nowe prawo. Trybunał jedynie stwierdził, że w przedstawionej do oceny formie jest ono zgodne z Konstytucją.
Dziennikarze i publicyści związani z publicznymi mediami mocno sprzeciwiają się finansowaniu radia i telewizji z budżetu państwa, zwłaszcza jeśli miałoby to oznaczać coroczne wyznaczanie kwoty na nie przeznaczonej. Dopatrują się w tym zamachu na swoją niezależność. Może i byłaby w tym racja, gdyby nie fakt, że wszystkie instytucje kontroli wewnętrznej w Polsce, co przytomnie zauważył marszałek Senatu, Bogdan Borusewicz, są właśnie tak finansowane i nikt nie kwestionuje ich niezależności. Co więcej, postulat zagwarantowania odgórnie minimalnej kwoty przeznaczonej na finansowanie radia i telewizji oznaczałoby w praktyce brak związku pomiędzy sytuacją gospodarczą Państwa a sytuacją ekonomiczną mediów. Czyli w dobie najgorszego kryzysu miałyby gwarancję, że jest im ciepło, miło i przyjemnie. Trudno sobie wyobrazić bardziej demoralizującą i gorszącą społecznie sytuację.
Całym sercem jestem za utrzymaniem publicznych mediów i finansowaniem ich misji kulturowej. Abonament uważam jednak za formę dodatkowego opodatkowania, w dodatku nakładanego – jeśli chodzi o wysokość – w drodze rozporządzenia a nie ustawy. Obecna sytuacja domaga się zatem zmiany. Najprostszym rozwiązaniem byłoby związanie finansowania mediów publicznych z procedurami podatkowymi na zasadzie przekazania jakiejś części podatku dochodowego na rzecz radia i telewizji, dokładnie tak samo, jak ma to miejsce z przekazywaniem części daniny na rzecz instytucji pożytku publicznego. Trzeba by było, oczywiście, ustalić odpowiednie procedury i wyliczyć odpowiedni procenty, ale sam mechanizm jest banalnie prosty i – co ważne – jest już sprawdzony w praktyce.
I jeszcze słowo na temat misji publicznych mediów. Odnoszę czasem wrażenie, że – nade wszystko w odniesieniu do telewizji – nieco jest to termin nadużywany. Zbyt często miejsce „misyjnych” emisji emitowane są programy, służące nade wszystko nawiązaniu konkurencji ze stacjami komercyjnymi. Ambitne programy kulturalne są przesuwane na całkowicie niekulturalne pory, transmisje sportowe są coraz rzadsze (wykupują je stacje komercyjne). Brakuje ambitnej publicystyki, programów popularnonaukowych. Jest natomiast mnóstwo tasiemcowych seriali o mocno wątpliwym wymiarze kulturotwórczym czy edukacyjnym oraz taniej, płaskiej rozrywki. W zasadzie najbardziej charakterystycznym elementem wyróżniającym publiczną telewizję od stacji komercyjnych jest to, że filmy nie są przerywane reklamami. Z mojego punktu widzenia to nie jest zbyt wielka różnica. Tęsknię za wzorcem brytyjskim, gdzie reklam w BBC nie ma wcale. I tam praktycznie cały program jest „misyjny”, bo taki być musi. A u nas jest niewiadomoco. Może cała ta sytuacja wymusi zmiany. Zapewne wymusi. Pytanie tylko, czy na lepsze…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz