Usiłowałem się włączyć w dyskusję nad relacją między KUL-em a UMCS-em na forum naszej-klasy. No i się doigrałem. Dostało mi się od kolaborantów, komunistów, faszystów i wszelkiej innej śmietanki towarzyskiej, która - w przekonaniu słuszności walki o czystość historyczno-światopoglądową - pragnie (to też cytat) "wysadzić w powietrze" wszystkie ślady PRLu. Moje wezwanie do racjonalnego myślenia i oddzielenia ciemnej karty historii od stanu obecnego (dzieci nie ponoszą odpowiedzialności za grzechy swoich rodziców, choć niewątpliwie ponoszą ich skutki) spotkało się z nieco dla mnie zaskakującym w pierwszej chwili porównaniem do eks-prezydenta Kwaśniewskiego.
Piszę, że "w pierwszej chwili", bo po dłuższej refleksji uznałem, że porównanie w pewnym sensie nie jest wcale takie nietrafione i - co może niektórych zaskoczyć - nie jest wcale takie złe, piętnujące. Pamiętam, że podczas swojej ostatniej wizyty (chyba chodzi o ostatnią właśnie) w Polsce Jan Paweł II był witany i żegnany przez Kwaśniewskiego i byłem pod dużym wrażeniem jego przemówień. Przygotował mu je ktoś z głową, a prezydent nie był chyba wówczas jeszcze tak bardzo chory na tę "filipińską zarazę" i powiedział je świetnie.
Cała ta historia z dyskusją nad relacjami międzyuniwersyteckimi w pewnym momencie przybrała charakter konfliktu ideowego nad prawem do nawrócenia i nad zgodą otoczenia do przemiany winowajcy. Po raz kolejny zobaczyłem, że dla wielu ludzi powiedzenie "raz kanalia, zawsze kanalia" jest bardziej prawdziwe od Jezusowego "idź i nie grzesz więcej".
Problem z nawróceniem ma dwa aspekty. Nie wystarczy chcieć się nawrócić. Trzeba, by otoczenie pozwoliło na to nawrócenie. Jeśli tego miejsca na przemianę zabraknie, odrzucająca dotychczasowego grzesznika presja otoczenia zepchnie go z powrotem w stare koleiny grzechu. Oczywiście, otoczenie z satysfakcją będzie stwierdzało, że słusznie przewidywało, iż tak właśnie się stanie. Stało się, bo nie dano grzesznikowi, kanalii (czy jak byśmy nie nazwali biedaka), drugiej szansy.
Dać tę szansę, to oczywiście narazić się na zarzut naiwności i śmieszności. Na szyderstwo i cynizm. To prawda. Ale Chrystus wzywa, by iść Jego śladami, czyż nie?
"Dzięki Ci Panie, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści i cudzołożnicy, albo i jako ten celnik". Przekonanie o własnej sprawiedliwości zamyka serca: własne, na Boże przebaczenie i cudze - na nadzieję nowego życia.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
1 komentarz:
Bingo. Więcej nawet nie mam siły komentować - tym bardziej, że znam się z Arturem z "reala" i czasem mi wstyd za to, co odstawia w internecie. Brak konfrontacji w cztery oczy chyba sprawia, że ludzie dziczeją i nie pozwalają sobie na inne rozróżnianie świata jak czarno-biały.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w trudnej sztuce prowadzenia bloga (bez ironii),
Mateusz Kowalski
Prześlij komentarz