czwartek, 15 maja 2008

Tanie państwo

Tanie państwo. Jeśli mnie pamięć nie myli, opozycja zawsze wytykała rządzącym rozrzutność i obiecywała znaczące oszczędności natychmiast po objęciu władzy. Oczywiście, były również inne obietnice. Wyborcy za każdym razem przyjmowali zapewnienia bez zmrużenia oka, za każdym razem dziwiąc się później, że nowo wybrani liderzy nie dotrzymują danego słowa. Pomijam fakt, że słowność polityków jest iście przysłowiowa. Prawdziwy problem leży w tym, że od samego początku wiadomo, że większość wyborczych sloganów jest po prostu nie do zrealizowania.
Każdy z nas wie, że pracując nawet na dobrej posadzie dysponujemy ograniczonym budżetem. Musimy się z nim zmieścić. Możemy oczywiście zaciągać pożyczki, żeby spłacić wcześniejsze zobowiązania – w istocie tak właśnie postępują niemal wszystkie rządy niemal wszystkich krajów – ale tego typu polityka tylko odwleka nieunikniony moment, w którym się okaże, że dalsze życie na kredyt nie jest już możliwe. Wtedy zaczyna się zaciskanie pasa i szukanie winnych. Ale winni jesteśmy wszyscy, bo wszyscy korzystamy z tej polityki.
Z drugiej strony, mamy wszyscy również świadomość, że każda z rzeczy i z usług – to wszystko kosztuje. Cięcie kosztów oznacza rezygnację z niektórych rzeczy, do posiadania których przyzwyczailiśmy się. Cięcie kosztów oznacza niedogodności, niekiedy poważne. A tego nie lubimy… W takich sytuacjach, gdy sami musimy zaciskać pasa, lubimy natomiast patrzeć innym na ręce i wytykać im rozrzutność, pazerność, niegospodarność, epatując się wielkimi liczbami, nawet wtedy, gdy dane wydatki są nieredukowalne.
Proszę mi pozwolić przytoczyć tu dwa przykłady. Pierwszy to pomysł z amerykańskiej kampanii wyborczej, by na czas wakacji zawiesić pobieranie podatku od paliw, by w ten sposób ulżyć budżetom domowym. Pomysł okazał się równie nośny, co głupi. Oszczędności w przeciętnym budżecie domowym wyniosą (UWAGA) 50 dolarów. Jednocześnie straty w federalnym budżecie na drogi (bo w USA podatek paliwowy idzie na utrzymanie dróg a nie jak u nas – na wszystko inne), otóż straty te mogą wynieść nawet kilka miliardów dolarów.
Przykład drugi. Wczorajsza prasa zaczęła wyliczać, ile to kosztuje podróż premiera do Ameryki Łacińskiej. Z artykułu wynika, że premier podróżuje po świecie wyłącznie dla własnej przyjemności, oczywiście na koszt podatników. Nie będę streszczał doniesień prasowych – każdy sam może do nich dotrzeć – chcę jednak zwrócić uwagę, że zgodnie z logiką zaprezentowaną w tekście dziennikarskim rząd powinien zrezygnować z jakichkolwiek podróży zagranicznych (a już na pewno lotniczych). W przypadku wyższej konieczności zgodę na taką podróż zapewne mieliby wydać dziennikarze, po uzyskaniu pozytywnej opinii opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej (w tym oczywiście ekologów).
Wiadomo, że utrzymanie państwa kosztuje. Państwo to nie tylko szkoły i szpitale. To także policja, wojsko i inne służby – także dyplomacja. Wszystko kosztuje. Mądre wykorzystanie posiadanych zasobów oznacza prawdziwe oszczędności w dłuższej perspektywie. Oszczędności metodą sknerstwa mogą zaowocować tylko jednym: niespodziewanymi wydatkami w przyszłości. Potwierdzi to każdy mechanik i komputerowiec. Każdy z nas wie, że sknerus płaci dwa razy: raz, gdy kupuje okazyjnie, i potem, gdy mysi to naprawiać lub zastąpić porządnym sprzętem.
Tanie państwo nie jest takie tanie, jak byśmy chcieli. Ale jak przegniemy z oszczędzaniem, to zbankrutujemy. Nie ma przeproś. Pozdrawiam - xpk

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Witam jeśli chodzi o pieniązki to dość drazliwy dla mnie ostatnio temat bo jest ich coraz mniej a wszystko jest coraz droższe. Żeby było jeszcze smieszniej pracodawcy nasi zaproponowali nam podwyżkę-super może ktoś pomysleć-ale 1,5%podwyżki raczej nie jest zadawalające!! Źle się dzieje i nie mam pretensji do Pana Premiera wkońcu wykonuje swoje obowiązki:)