Od śmierci i pogrzebu prof. B. Geremka minęło trochę czasu, może niezbyt wiele, ale wystarczająco, by przycichły nieco histeryczne okrzyki części "prawowiernych", że "oni po Geremku nie płaczą". Nazywam to histerią, ponieważ zauważam zupełnie nieracjonalne reakcje, których celem zdaje się być:
- sponiewieranie osoby zmarłej tylko dlatego że się jej nie lubiło, że się z nią nie zgadzało, albo że była nie tej co trzeba narodowości;
- wyeksponowanie różnic wśród katolików, którzy mają różne przekonania i preferencje polityczne, celem potępienia tych, których uważa się za nieprawomyślnych (lub nie dość prawomyślnych).
W moim przekonaniu nie istnieje powód, dla których można poniewierać osobą zmarłą. Przez poniewieranie w tym konkretnym wypadku rozumiem:
- obrzucanie inwektywami;
- przypisywanie niegodziwych działań i intencji w oparciu o domniemania i relacje z drugiej-trzeciej-czwartej ręki w sytuacji, gdy zmarły nie ma jak bronić swoich racji i dobrego imienia;
- obraźliwe w zamierzeniu autora wypowiedzi przypominanie rzekomo żydowskiego pochodzenia zmarłego (przy czym, jeśli rzeczywiście B. Geremek był pochodzenia żydowskiego, nie ma to najmniejszego znaczenia dla istoty wywodu).
Wprowadzanie i eksponowanie różnic wśród katolików w tym kontekście również mnie irytuje i boli. Niczemu nie służy, jak pogłębianiu podziałów, których skutkiem jest realna niezdolność w naszym narodzie, by cokolwiek wspólnie zbudować. To prawda, jak biją naszych, to się jednoczymy i agresora przywołujemy do porządku z zapałem godnym najwyższej pochwały i podziwu. Ale budować razem jakoś nie idzie, zwłaszcza w polityce, gdzie każda różnica zdań od razu owocuje jeśli nie oskarżeniami o zdradę stanu, to przynajmniej rozłamami w partiach.
Zarzucano, że Geremek miał pogrzeb państwowy. A jaki miał mieć? Były minister spraw zagranicznych (mimo wszystko jeden z lepszych, jakich mieliśmy po 1989 roku), wieloletni poseł na sejm, uczestnik przemian 1989 roku, a obecnie poseł do parlamentu europejskiego. Takim osobom w cywilizowanym świecie wyprawia się pogrzeb państwowy.
Zarzucano, że Żyd i mason, i nie powinien mieć pogrzebu w kościele. Chciałem ten zarzut pominąć milczeniem, bo śmierdzi mi wspomnianymi powyżej potwarzami, ale nie pominę. Bo jeśli Żyd, to o niczym nie świadczy. Brandstaetter też był Żydem, chrześcijaninem. Do końca był samotny, bo Żydzi go odepchnęli (bo przyjął chrześcijaństwo), a chrześcijanie mu nieustannie wytykali jego żydowskie pochodzenie. Dla aktywistów chrześcijańskich przypomnę zatem gwoli prawdy: Jezus Chrystus, Syn Boga, który stał się człowiekiem, w swej ludzkiej naturze był Żydem, w dodatku do końca zachowującym przepisy wiary mojżeszowej. Maryja, Jego Matka, była Żydówką. I Apostołowie. I bardzo wielu chrześcijan pierwszych wieków. Kto zatem mówiąc "Żyd", używa tego określenia jako inwektywy i potwarzy, niech wie, że z prawdziwym chrześcijaństwem niewiele ma wspólnego.
Czy prof. Geremek był masonem? Niektórzy tak twierdzą. Ja o tym nie słyszałem. Wiem natomiast, że gdy zmarł mój dziadek, śp. prof. Stefan Kieniewicz (+1992), na jego pogrzeb przyszedł właśnie B. Geremek. Był też T. Mazowiecki i kilka innych znaczących postaci ówczesnej polityki. Nie wiem, czy był praktykującym katolikiem, ale nigdy nie słyszałem, by kogokolwiek obraził, nawet jeśli się z nim różnił poglądami w sposób krańcowy.
Jak mówię, moje poglądy polityczne i sympatie partyjne dalekie były od reprezentowanych przez B. Geremka. Ale widziałem też, że rzeczywiście - idąc w zgodzie ze swymi poglądami - starał się służyć Polsce całym sercem, dbał o jej dobre imię i o jej interesy. Tak postrzegałem jego działalność polityczną. Nie zamierzam pisać tu peanów pochwalnych, ale gwoli sprawiedliwości uznaję zasługi, które widzę. I w imię tych zasług przyznaję rację tym, którzy postanowili wyprawić prof. Geremkowi pogrzeb państwowy, którzy postanowili przyznać mu miejsce w Alei Zasłużonych na Powązkach, czy jego imieniem nazwać jedną z sejmowych sal.
Zdaję sobie sprawę, że ściągnąć mogę na swoją głowę niejeden grom ze strony "prawdziwych Polaków" czy "prawdziwych katolików". Niech będzie. Wezmę te pioruny. Ale nie zmienię zdania, że po pierwsze "de mortuis nil nisi bene", a po drugie... Po drugie, że Geremka nie lubiąc i nie zgadzając się z nim, zawsze szanowałem. Zasłużył swoją pracą na mój szacunek. I nie zamierzam mu go odmawiać.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
4 komentarze:
przed śmiercią Geremek był u Papieża prawdopodobnie aby uzyskać rozgrzeszenie - dlatego też niestety ten dziwny wypadek w którym stracił życie. Może i brzmi to jak teoria spiskowa że mason i nawrócił się przypadkowo w czasie inicjacji 33 stopnia, i równie tajemniczo śmierć go spotkała - nie mniej można to wszystko wyczytać w książce, którą inny nawrócony mason napisał, a o której opowiadał mi pewien marianin... Zapytam jeszcze raz o tytuł i nazwisko autora to X. podeślę - Z Bogiem.
Czy to prawda, że zdążył i był u Papieza? Pytam, ponieważ miał dać świadectwo o grozie tajemnego kościoła lucyferycznego, który wdarł się już do Kościoła Katolickiego, a nawet zaczyna prym wodzić w Watykanie, opanował media, WHO,NATO i wiele innych struktur na świecie, które pracują na korzyść diabła w każdej dziedzinie życia i nie zawsze zdają sobie z tego sprawę, tak, jak ze znaku okultystycznego- motyla, nowej szatanskiej pseudoreligii NewAgy?Jednak Którz jak Bóg?JEZU UFAM TOBIE
dokładnie dołączam się do pytania, czy to prawda ze Geremek był przed śmiercią u papieża?
A któż to może wiedzieć? Na pewno nie ja...
Prześlij komentarz