No i oczywiście pojawiły się pytania - niejawne - a co zrobić, gdy rzeczony duchowny, "Przewielebny" czy "Czcigodny" nie bardzo umie się zachować - jest gburem, chamem albo po prostu pyszałkiem. Czy do niego też się zwracać per "Reverend"?
W moim przekonaniu tak. Bo to, że ktoś nie dorasta do pełnionego przez siebie urzędu czy funkcji nie zmienia faktu, że ów urząd czy funkcję (nominalnie) pełni. Nie zasługuje być może na nie, podobnie jak nie zasługuje, by traktowano go z kulturą, ale... bycie kulturalnym bardziej świadczy o nas, niż o tych, do których się zwracamy, czyż nie?
Karol Borchardt, w znakomitej książce o kpt. Mamercie Stankiewiczu "Znaczy kapitan" opisuje pewne wydarzenie. Otóż transatlantyk (bodaj "Pułaski", ale mogę się mylić, a nie mam jak sprawdzić w tej chwili), na którym służył, zawinął do któregoś z portów skandynawskich. Statek był za duży, by zacumować przy nabrzeżu, więc pasażerów chętnych do zwiedzenia portu przewożono na brzeg szalupami. Wysadzano w jednym miejscu, w innym, przy sąsiednim nabrzeżu, podejmowano - wszystko by uniknąć zamieszania i nieszczęśliwego wypadku. Od taki osobny przystanek dla wysiadających i dla wsiadających. Jeden z pasażerów uparł się, by wsiąść tam, gdzie się wysiada. Zrobił iście karczemną awanturę, wyzywając oficera dowodzącego motorówką od ostatnich. Oficer ów pozostał niewzruszony. Oświadczył jedynie: "Ma pan szczęście, że obowiązuje mnie wobec pasażerów bezwzględna uprzejmość". I odpłynął. Nieznośny pasażer chciał nie chciał poszedł na sąsiednie nabrzeże, by zabrać się na statek z właściwego stanowiska.
Opowiedziana w dużym skrócie historia - odsyłam ciekawych do naprawdę wartej lektury książki Borchardta - zawsze mi przypomina, że obowiązek bezwzględnej uprzejmości ciąży na wszystkich. Nie tylko na oficerach statków pasażerskich, księżach czy policjantach. Na wszystkich. W niczym mnie - nas - nie zwalnia z obowiązku, by odnosić się do drugiego z kulturą i uprzejmością czyjaś niezdolność do odpowiedniego zachowania. Bezwzględna uprzejmość nie oznacza jednak uległości. Wręcz przeciwnie. Im bardziej niekulturalnie zachowuje się adwersarz, tym bardziej bezwzględnie stanowczy będzie mój wobec niego sprzeciw. Ale sprzeciw uprzejmy, równie bezwzględnie uprzejmy, co stanowczy.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
1 komentarz:
Nie skandynawski, a angielski to był poert. Przepisy zaś pochodziły (i być może nie są zmienione do tej pory) z czasów królowej... Wiktorii (?). Ale też nie mogę tego sprawdzić - książka jest u ludzi :-)
Prześlij komentarz