Kiedy człowiek kocha, staje się podatnym na zranienie. W gruncie rzeczy, im mocniej kocha, tym łatwiej go zranić, tym bardziej krzywda boli. Zazwyczaj, za pierwszym razem jeszcze jesteśmy gotowi puścić to płazem, dać drugą szansę, ale kolejna przewina odwraca sytuację: zamiast wyrozumiałości pojawia się irytacja, zamiast miejsca na drugą szansę – ultimatum, zamiast wybaczenia – zemsta. I tak stopniowo (choć niekiedy całkiem raptownie) gorąca miłość przeradza się w niechęć, a nawet w swoisty łańcuch nienawiści.
Ludzie często zamiast przyjąć krzywdę, zamiast spróbować wybaczyć w imię miłości, skupiają sie na doznanej ranie. Ponieważ miłość została odsunięta na bok, zaczynają działać – jak twierdzą – w imię sprawiedliwości – oddając winowajcy tym samym lub jeszcze gorszym. Oczywiście, obie strony brną we wzajemnym karaniu siebie coraz dalej i wypętlić sie z tego procesu nie mogą. Niekiedy towarzyszy temu ustawiczne dowodzenie, że winnym całej wojny jest ten drugi, niemal zawsze zaś brak jest refleksji, jak ów łańcuch zła przerwać, jak krzywdy naprawić, jak się pogodzić.
Nie chodzi o udawanie, że „nic się nie stało”. Jeśli jest konflikt, jeśliśmy się wzajemnie poranili, to jest rzeczą oczywistą, że się stało. Pojednanie i przebaczenie właśnie dlatego są potrzebne, że się stało. Jednakże, jak długo skupieni jesteśmy na doznanej krzywdzie i przeżywanym z powodu zranienia bólu, tak długo trudno nam dostrzec w napastniku człowieka również potrzebującego miłości. I dlatego trzeba się niejako cofnąć sercem do miłości, która nas wzajemnie na siebie otworzyła, i dostrzec, że ten, kto mnie zranił, jest dla mnie ważny, że jest przeze mnie kochany. I że rana właśnie dlatego tak bardzo boli, że ten drugi mnie obchodzi.
Wybaczyć przyjacielowi nielojalność, współmałżonkowi – zdradę, dzieciom – obojętność... Ale też: politykom – zarozumiałość, kolesiostwo, chciwość... Listę grzechów naszych bliźnich możemy uzupełniać do woli. Chrystus zaprasza nas, byśmy sobie nawzajem przebaczali. Problem w tym, że my znacznie chętniej byśmy naszym bliźnim ofiarowali nauczkę, niż przebaczenie. Co ciekawe, działając często na własną szkodę wolimy, by na własnej skórze winowajcy odczuli ciężar zadanego nam cierpienia, niż by dzięki zaoferowanemu im przebaczeniu powrócił pokój i jedność. Nie wierzymy w ich zdolność do przemiany i poprawy. Siłą rzeczy, gdy winowajcami jesteśmy my sami – nie wierzymy we własne nawrócenie. I idziemy w zaparte. Nie dajemy sobie szans na przemianę życia, gdy skłócone są rodziny, gdy poróżnią się przyjaciele...
Nie tak uczy Chrystus. On przebacza. On kocha. Bezwarunkowo, nieustannie pochyla się nad grzesznikami i stara się ich przekonać, że grzech nie jest ostatnim słowem, że może być inaczej. Pozwala nam wrócić do siebie, pozwala nam wrócić do wspólnoty Kościoła także wtedy, gdy odeszliśmy bardzo daleko. Jesteśmy dla Niego zbyt ważni, by się miał na nas obrazić. Jesteśmy dla Niego zbyt cenni, by miał nas przekreślić tylko dlatego, żeśmy byli wobec Niego niewierni. Nie po to za nas umierał na krzyżu, by nam teraz reglamentować przebaczenie i miłość. Ale jednocześnie przebaczając prosi, byśmy go w tej przebaczającej miłości naśladowali.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
1 komentarz:
Problem nie zawsze tkwi w tym, że zraniony nie chce wybaczyć. Bywa tak, że to "winowajca" (albo raczej "współwinny" - bo zwykle wina jest w mniejszym lub większym stopniu dzielona) nie chce przyjąć przebaczenia, bo to godzi w jego "ego", bo to tak, jakby przyznał się, że jednak zawinił, bo tym okaże słabość, itp. Woli zatem uciec, zapomnieć, wyrzucić tego kogoś ze swojego życia.
Może za bardzo wpaja się nam, że trzeba "być twardym"- nie dawać się ludziom i życiu, odpornym na stres, asertywnym..., a za mało, że trzeba być ludzkim - wybaczać, ale też mieć odwagę przyjąć czyjeś przebaczenie.
Prześlij komentarz