Poszedłem na spacer po Zwierzyńcu. Piękne, malutkie miasteczko, pełne zieleni, słońca i turystów. W końcu to długi (?) weekend majowy. Sklepikarze w gastronomii twierdzą, że jeszcze nie ma sezonu, ale lody i hamburgery już serwują. Samochodów sporo, choć nie tyle, by nie można było znaleźć miejsca na zaparkowanie - pod warunkiem, że ci, którzy przyjechali, umieją zaparkować (bywa z tym różnie).
Mnóstwo psów, na smyczach głównie, wyprowadzających swoich właścicieli na majową przechadzkę. Psów dużych i małych, ładnych i brzydkich, rasowych i kundli. Niektóre z nich wcale niegłupie, naprawdę umieją się zachować (w odróżnieniu od swoich właścicieli). W pewnym momencie zauważyłem pewną panią, która wyprowadzona była na spacer przez sporej wielkości buldoga. Przyszła z nim do "Kościoła na wodzie". I razem z nim usiłowała wejść do kościelnego przedsionka. Pies okazał się mądrzejszy od swej właścicielki, a jeśli nie mądrzejszy, to na pewno lepiej wychowany, bo do kościoła nie wszedł. Inni właściciele psów albo do kościoła nie wchodzili, albo przed wejściem przekazywali psią smycz w inne ręce.
A skoro o "Kościele na wodzie" mowa, to przyuważyłem ciekawy "kwiatek", lapsus z gatunku "złota czcionka". Na tabliczce informacyjnej o zabytku napis o zdobiących wnętrze świątyni freskach. BARKOWYCH freskach. No cóż, jakby nie było, to kościół na wodzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz