Zbliżają się wybory do europarlamentu. Kolejne. Wedle sondaży, tylko jedna trzecia uprawnionych zamierza w nich wziąć udział. To nie jest dobry znak, a to z kilku powodów.
Po pierwsze, pokazuje, jak bardzo świat polityki rozmija się z życiem codziennym obywateli. Dwadzieścia lat, jakie dziś mijają od pierwszych – co prawda częściowo tylko – ale jednak wolnych wyborów do naszego parlamentu, nie przekonały ludzi do zaangażowania się w życie polityczne. Nie widać, by udział w głosowaniu lub jego brak cokolwiek zmieniały. Mój głos nie wydaje się wpływać na moje życie. Politycy żyją własnymi sprawami, walką o władzę, walką o pozycję, o słowa, o czas antenowy. Ich dyskusje rzadko dotyczą spraw, które są ważne dla mnie i moich bliskich. Co prawda, w przemówieniach nie brakuje zwrotów, że Polacy chcą tego, czy tamtego, ale moje życie nijak się ma do tych pokrzykiwań.
Po drugie, niewielkie zaangażowanie w życie polityczne zdaje się wynikać ze zniechęcenia poziomem dyskusji politycznych i ciągłych personalnych potyczek pomiędzy poszczególnymi aktorami. Niemerytoryczność sporów i oczywista płytkość motywacji urażonych polityków, ciągłe wzajemne obrzucanie się inwektywami – w połączeniu z kolejnymi zaniedbaniami w konkretnych decyzjach – wszystko to skłania do zignorowania pieniaczy i zajęcia się swoimi sprawami. Bo drogi nie są budowane, a jeśli już są, to są budowane zbyt wolno. Reformy systemu opieki zdrowotnej, szkolnictwa, systemu podatkowego nadal pozostają w sferze deklaracji a nie faktów.
Po trzecie, polski system parlamentarny (w tym także ordynacja do europarlamentu) zasadniczo nie przewiduje odpowiedzialności polityków przed społeczeństwem, a jedynie przed własnymi partiami. Jedynym wyjątkiem jest senat, którego istnienie w kolejnych kadencjach wciąż nie jest pewne, bo raz po raz pojawiają się pomysły jego likwidacji. Ordynacja proporcjonalna oznacza, że głosuje się na partie, a dopiero w ramach tych partii, na danego polityka. Siłą rzeczy, wybrany polityk czuje się najpierw lojalnym wobec partii i – bardzo ogólnie – narodu, nie zaś wobec ludzi, którzy na niego głosowali. Prymat partii nad elektoratem prowadzi do absurdalnej instytucji dyscypliny partyjnej, w której partyjne władze decydują za przedstawicieli narodu, jak ci mają głosować. Co więcej, partyjna logika systemu parlamentarnego sprawia, że polityk, który sprzeniewierzył się swemu elektoratowi, może zostać wprowadzony do parlamentu dzięki wysokiemu poparciu swoich kolegów i odpowiednio wysokiemu miejscu na liście wyborczej.
Nie podoba mi się ten model. Nie podoba mi się kupowanie kota w worku. Rozumiem doskonale wszystkich, którzy mają dość chowania się polityków za partyjnymi parawanami. Rozumiem tych, którzy nie chcą głosować. Ale rozumiejąc ich motywacje muszę powiedzieć, że uznając ich brak zgody na kształt politycznej sceny i rządzącego nią scenariusza, nie zgadzam się z decyzją o nieuczestniczeniu w wyborach.
Jeśli nie wiesz, kogo poprzeć... Jeśli wiesz, że nie możesz poprzeć nikogo... Jeśli chcesz wyrazić swój sprzeciw wobec tego, co się w polskiej polityce dzieje... Nie ignoruj tych wyborów, ale weź w nich udział. Pójdź i wrzuć głos, na którym skreślisz wszystkich kandydatów. Nie wierz tym, którzy twierdzą, że to będzie głos zmarnowany. Będąc nieważnym, pozostaje istotnym znakiem, że losy Ojczyzny są dla ciebie ważne, ale jednocześnie będzie to znak sprzeciwu wobec wszystkich, którzy o tych losach decydują.
Jeszcze niedawno sam byłem zdecydowany właśnie tak uczynić. Zmieniłem zdanie, bo znalazłem człowieka i ugrupowanie, które rodzi moją nieśmiałą nadzieję na zmianę. Oczywiście, nie powiem, kogo mam na myśli i kogo poprę w tych wyborach, ale proszę wszystkich – nawet jeśli nie macie kogo poprzeć, idźcie w niedzielę zagłosować. Weźcie w swoje ręce tę odrobinę odpowiedzialności za Polskę, jaka jest nam zadana.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
1 komentarz:
od kiedy tylko mogłam głosować w wyborach robiłam to, skwapliwie korzystając ze swej władzy jednego głosu. jednak każde kolejne wybory, czekanie przed telewizorem na to, czy nasi wygrali, a potem rozważania moich rodziców prowadzone przy kawie pośród papierosowego dymu, że w sumie czy wygrali czy przegrali...jeden pies, coraz bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie warto marnować butów, wypisywać długopisów, fatygować się, bo jak patrzę na te wszystkie mądre twarze, to wprost mi się odechciewa. i to nie dlatego, że nie kocham swojego kraju, nie dlatego, że mi nie zależy. właśnie dlatego, że mi zależy nie chcę, aby decydowała za mnie banda półgłówków, a w przypadku tych wyborów naprawdę wolę, aby zasiadali mądrzy i kompetentni politycy innych krajów (wszak jesteśmy Europejczykami, więc przynajmniej w teorii każdemu z nas zależy na dobru), niż swojsko wyglądający i ładnie uczesani na czas kampanii chłopcy i dziewczynki, którzy nie mają nic sensownego ani do przedstawienia, ani do wywalczenia, bo mówić nie umieją a walczyć im się nie chce.
Prześlij komentarz