czwartek, 28 maja 2009

Nazwać dziecko po imieniu

Prawdę mówiąc, myślałem, że się nie doczekam. Że tak jak dotąd, sprawa rozejdzie się po kościach i mimo hucznych zapowiedzi PiS-owski projekt ustawy bioetycznej nie ujrzy światła dziennego. Zresztą, wciąż może tak być, że projekt zostanie uwalony w klubie, w komisjach, albo na posiedzeniu plenarnym, już podczas pierwszego czytania. Obym się mylił, ale właśnie taką przyszłość mu przewiduję, a to z dwóch powodów: po pierwsze jest to projekt konsekwentnie opowiadający się po stronie ludzkiego życia i godności (a więc za wartościami nie pozostawiającymi miejsca na kompromis), a po drugie ponieważ domaga się jednoznacznego opowiedzenia się po stronie tych wartości od polityków. Ci zaś nawet jeśli deklarują się jako katolicy i przeciwnicy aborcji, nie są w stanie zaakceptować postaw bezkompromisowych, bo uważają je za niedemokratyczne. Czyli pierwszy powód ma charakter merytoryczny, a drugi – formalny.
Paradoksalnie, ta właśnie sytuacja – spodziewanego powszechnego sprzeciwu wobec projektu całkowitego zakazu in vitro, klonowania i eksperymentów na dzieciach w ich najwcześniejszej fazie życia – otóż właśnie ta sytuacja odsłoni prawdziwe oblicze zarówno naszej polskiej sceny politycznej, ale też naszej wiary jako narodu. Pokaże się, ile w naszym społeczeństwie warte jest ludzkie życie, ile warta jest ludzka godność, a ile własne pragnienia, chęci i aspiracje. Jednocześnie będzie to szansa na przypomnienie każdemu i wszystkim, że człowiek zaczyna się wtedy, gdy zaczyna się jego życie. Że nie ma – jak to postulują niektórzy myśliciele – jakiegoś „okresu przejściowego” pomiędzy zapłodnieniem a poczęciem, pomiędzy poczęciem a narodzinami. Nie ma potencjalnego człowieka. Albo jest człowiek, albo nie. Jak to ujął przed wiekami Tertulian: „Nie może być człowiekiem ten, kto nie jest nim od początku”.
Człowiek na początku zbudowany jest z jednej komórki, ale potem rośnie, a potem umiera. W międzyczasie się rodzi, dojrzewa... Cały czas ten sam człowiek. Dlatego, gdy mówimy o jego początkowym okresie życia, trzeba o tym człowieczeństwie pamiętać i mówić. A więc: zamiast mówić „zarodek”, „embrion”, „płód” – mówmy „dziecko”! Mówmy „człowiek”! Jeśli trzeba, dodajmy, że to dziecko w embrionalnej czy płodowej fazie swego życia. Ale zawsze „dziecko”! Zawsze „człowiek”!
Zbyt łatwo dziś jest schować prawdę o tych najmniejszych za techniczną nomenklaturą medyczną, całkowicie zdepersonalizowaną i odczłowieczoną. Agresywne wypowiedzi zwolenników aborcji, antykoncepcji, in vitro, klonowania i eutanazji usiłują krzykiem zagłuszyć prawdę o ludzkiej i osobowej naturze ludzi dopiero co powołanych do istnienia. Wobec tego krzyku nie wolno nam się ani cofnąć ani ugiąć. Jak napisał św. Ignacy Antiocheński w liście do św. Polikarpa : „Bądź odporny jak uderzone kowadło”. Pius XII skomentował to jednym zdaniem zachęty: „Podjęte przez Was ogromne trudy przyniosą wielkie owoce”.
Przygotowany przez posła Jarosława Gowina projekt ustawy bioetycznej upadł, bo był kompromisowy. Projekt posła Bolesława Piechy niestety zapewne również upadnie z powodu swej bezkompromisowości. I ofiarami obu tych upadków będą dzieci – najsłabsi z najsłabszych. Po raz kolejny prawda zostanie złożona na ołtarzu postępu. Wygrają silni, urodzeni, mający dostęp do pieniędzy, środków przekazu i – konsekwentnie – do władzy.
Obym był złym prorokiem, ale jakoś – poza podaniem się do dymisji przez marszałka Marka Jurka – nie pamiętam, by prawda była w naszym parlamencie naprawdę ceniona. I powiedzmy sobie uczciwie, że bez nawrócenia – tak polityków, jak i nas wszystkich – sytuacja się nie zmieni. Uwalimy każdy projekt, który będzie od nas wymagał radykalnego opowiedzenia się po stronie prawdy i dobra.

Brak komentarzy: