W niedzielę znowu byłem na wizji - tym razem "Między ziemią a niebem", w dwóch dyskusjach. Ciekawe, że zapowiadając gości Marek Zając wymienił wszystkich, poza mną. Czyżby zaczął mnie traktować jako współprowadzącego? Dziwne to wszystko.
Dyskusje poświęcne były najpierw kwestii ekologicznej (na ile odpowiadamy za zmiany klimatyczne) a potem kwestii predestynacji i ślepego losu. O ile z pierwszej niewiele wynikało, o tyle druga była znacznie ważniejsza, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać. Chodzi mi o kwestię korzystania z usług wróżek.
Pismo św. wielokrotnie zwraca uwagę, że nie da się pogodzić wierności Bogu z korzystaniem z praktyk określanych dziś jako okultystyczne: wróżbiarstwa, czarów, czy wywoływania duchów. Są one "obrzydliwością w oczach Boga". Dlaczego?
- bo są odmową zaufania wobec Boga, który jest Panem historii.
- bo są próbą zapanowania nad historią
- bo są próbą wykorzystania świata duchów do własnych celów
- bo są odrzuceniem własnej wolnej woli
i co najgorsze
- są otwarciem się na działanie demonów
Można potraktować te obiekcje uśmiechem pobłażania. Można to odrzucić jako próbę zastraszania w stylu "ciemnego średniowiecza". Tak samo można odrzucić samo istnienie Boga, zmartwychwstanie Chrystusa i misję Kościoła. Moje doświadczenie kilkunastu lat posługi kapłańskiej dowodzi jednak, że zagrożenie jest jak najbardziej realne. Filmowa wizja z "Egzorcysty" nie jest wydumana czy wzięta z powietrza. Takie historie się - niestety zdarzają. Magia, czary czy wróżby nie zawsze są przejawem szarlatanerii (choć także wówczas są niebezpieczne dla życia duchowego osób uczestniczących). Demon ma władzę - ograniczoną, ale jednak - nad materią, ma znajomość naszych słabości. I on się nie bawi - jeśli daje człowiekowi korzystać ze swej mocy, to po to, by go zagarnąć dla siebie. I zagarnąwszy - łatwo nie puści.
Na marginesie całego programu zrodziła się we mnie pewna refleksja. Otóż dosyć często zdarza mi się słyszeć frazy, w których następuje pewna zbitka: Najpierw pada deklaracja w stylu "jestem wierzący (jestem katolikiem itd.)" a potem "ALE" i stwierdzenie, że robi się coś albo uznaje się coś, co pozostaje w sprzeczności z Pismem świętym i nauczaniem Kościoła. Zastanawia mnie sam fakt pojawienia się tej deklaracji, ale i to przeciwstawienie. Oznaczałoby to - zazwyczaj chyba nie do końca uświadomione - uznanie fundamentalnej sprzeczności owej deklaracji i czynu. Innymi słowy, człowiek wie, że postępuje źle, a jednocześnie sam przed sobą chce (przez zagadanie) udowodnić, że wszystko jest w porządku.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
4 komentarze:
a co w kontekscie szamanizmu, okultyzmu etc. mysli ks.dr o inicjatywie Asyz w Krakowie, ktora wlasnie sie odbywa pod patronatem kard.Dziwisza?
Dobre pytanie. Sam się zastanawiam i z tego zastanawiania mi wychodzi kilka refleksji.
Kwestia okultyzmu i szamanizmu w Krakowie (mam nadzieję) nie wypłynie za mocno, chyba, że ktoś będzie przedstawicieli religii pierwotnych lub okultystów specjalnie na modlitwę o pokój ściągał. Raczej spodziewam się - po lekturze doniesień prasowych - spotkania przedstawicieli religii monoteistycznych z ewentualną obecnością hinduistów i buddystów (co jest o tyle ciekawe, że w tych religiach nie ma koncepcji Boga, jak my ją rozumiemy).
Mój problem leży gdzie indziej. Jeśli modlitwa jest wyrazem osobistej relacji z Bogiem, to modlitwa międzyreligijna jest pojęciem wewnętrznie niespójnym. O ile ekumenizm zakłada wiarę w Boga-Człowieka, Zmartwychwstałego Syna Bożego, o tyle inne religie, nawet monoteistyczne, tej wiary nie podzielają. Jak zatem modlić się wspólnie? Jak prowadzić dialog, w którym obie strony zachowują własną tożsamość i szanują tożsamość innych, i jednocześnie modlić się mają wspólnie do Boga, którego inaczej znają, choć intelektualnie (w pewnym zakresie) uznają, że jest to ten sam Bóg - Bóg Abrahama.
Jako chrześcijanie mamy dawać świadectwo o Chrystusie i nie rozmywać jej w indyferentych zachowaniach i manifestacjach. My nie mamy się upodabniać do innych. My mamy się wyróżniać właśnie naszą wiarą. Oczywiście, szanować innych, ich wiarę, przekonania i praktyki religijne. Ale szacunek ten nie powinien prowadzić do praktyk, które sugerowałyby, że wszystko jedno, jak się człowiek modli, czy jaką ma wizję Boga i zbawienia. Dlatego zarówno Asyż z 1986 roku, jak i ten krakowski z 2009 nie budzą mojego entuzjazmu. Na szczęście nie muszą.
Na marginesie dodam, że jeśliby w spotkaniu modlitwy o pokój mieliby uczestniczyć okultyści, to uważam, że to nie ma sensu. Okultyzm jest otwarciem się na świat demonów, a te są duchamy kłamstwa i wojny a nie pokoju.
"Oczywiście, szanować innych, ich wiarę, przekonania i praktyki religijne. Ale szacunek ten nie powinien prowadzić do praktyk, które sugerowałyby, że wszystko jedno, jak się człowiek modli, czy jaką ma wizję Boga i zbawienia."
O i tu racja. Ale niestety nie wszyscy zgadzają się w pełni z tymi słowami, bo może i szanują przekonania innych, ale do swoich podchodzą raczej z dystansem.
Z bloga o. Janusza Pydy OP:
"Jeden z paneli miał miejsce w naszym kapitularzu. Przywieziono wygodne krzesła i kabiny do tłumaczenia symultanicznego i w ogóle wszystko wyglądało bardzo profesjonalnie. W czasie trwania panelu, gdzieś chyba koło południa stwierdzono jednak, iż aby spotkanie się udało nie wystarczy jedynie wnosić do kapitularza wiele rzeczy. Trzeba również z kapitularza klasztornego koniecznie coś wynieść. A co należy wynieść, aby ekumeniczno-pokojowy panel udał się jak najlepiej? Oczywiście koniecznie należy wynieść krzyż. Jak pomyślano tak też i zrobiono."
http://dominikanie.pl/janusz_pyda_op.php?wpis=319
Cześć,
ja takim, którzy mówią "jestem wierzący, ale ... (nie chodzę do kościoła, nie uważam księży, nie idę do bierzmowania itd)" odpowiadam tak:
od 20 lat jestem golfistą, ale nie zgadzam się na to by można było piłkę uderzać tylko kijem golfowym, według mnie można też ją kopnąć albo rzucić ręką. no i te dołki w ziemi - to przecież śmieszne, rzucać trzeba do obręczy powieszonej na wysokości 2 metrów. A poza tym w golfie używam tylko piłki o średnicy 25 cm".
pozdro.
Wojtek Cz.
Prześlij komentarz