czwartek, 29 października 2009

Sprawiedliwa zapłata

Znane dobrze odniesienia biblijne, jak choćby „nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu”, czy inne, w tym uwaga św. Pawła odnośnie do prawa do utrzymania ze strony tych, którym posługiwał, wskazują, iż związek pracy i wynagrodzenia za nią jest całkowicie oczywisty i płynie bardziej z prawa naturalnego, niż z Objawienia. Jednocześnie jednak trzeba zauważyć, iż Słowo Boże mocno podkreśla wymóg spełnienia zobowiązania zaciągniętego przez stosunek pracy i traktuje zatrzymanie należnej zapłaty jako jedną z najcięższych niegodziwości.

W nauczaniu Kościoła można znaleźć pięć podstawowych kryteriów wysokości wynagrodzenia, od których spełnienia uzależniona zostaje moralna akceptacja płacy. Cztery pierwsze odnoszą się do samej pracy, piąta – płynie z szacunku wobec pracownika, dlatego można by ją odnieść do zasady solidarności społecznej, choć słuszniej – zdaniem autora – będzie podporządkować ją zasadzie sprawiedliwości.

Pierwszym kryterium sprawiedliwej zapłaty jest skorelowanie jej ze stopniem wysiłku i uciążliwości, jaki pracownik musi włożyć, by spełnić stawiane mu wymagania. Im więcej trudu domaga się wykonywana praca, tym wyższe powinno być wynagrodzenie. Ważne jest jednak, by uwzględnić tutaj jakość wykonywanej pracy. Sam fakt, że pracownik się napracuje, namęczy, nie daje mu prawa do wynagrodzenia, tym bardziej wyższego wynagrodzenia, jeśli owoce tego wysiłku są mizerne lub żadne. Co więcej, bywa, że właśnie zdolność do sprawnego wypełnienia nałożonych obowiązków – powodująca wrażenie braku wysiłku w pracy – jest swoistym znakiem jakości pracownika i dowodem jego wysokich kompetencji.

Dlatego drugie kryterium sprawiedliwości płacy wynika z uzależnienia jej od kompetencji pracownika – zarówno merytorycznych jak i formalnych, przy czym istotniejsze powinny być rzeczywiste umiejętności osoby wykonującej daną pracę niż certyfikaty poświadczające wykształcenie zawodowe (choć i one powinny być w ustalaniu wysokości wynagrodzenia uwzględniane). Im lepszym się jest pracownikiem, tym więcej powinno się zarabiać.
Trzecim kryterium wyznaczającym sprawiedliwą zapłatę jest odniesienie do stopnia odpowiedzialności, jaką ponosi pracownik – zarówno w wymiarze organizacyjnym jak i wprost materialnym. Podobnie jak dwa poprzednie kryteria, także i to jest wyczuwane przez ludzi niejako intuicyjnie, choć jednocześnie najłatwiej tu o konflikty, zazdrość, niezrozumienie i nadużycia.

W mocno stechnicyzowanym i zglobalizowanym świecie coraz więcej ludzi ponosi ogromną odpowiedzialność zarówno za dobra materialne znacznej wielkości, jak i za ludzi. Trzeba wprost powiedzieć, że często są to dobra nieporównywalne. Nie sposób zestawić ze sobą odpowiedzialności lekarza, który ratuje życie chorego, z odpowiedzialnością dyrektora banku. Trudno także porównywać odpowiedzialność głowy państwa i prezesa koncernu paliwowego.

Trzeba zaznaczyć, że niesprawiedliwą byłaby płaca poważnie odbiegająca od wynagrodzenia osób pełniących podobne stanowiska w innych przedsiębiorstwach lub działach danej firmy lub też – płaca nieproporcjonalna do sytuacji finansowej przedsiębiorstwa. Zasada sprawiedliwości rozdzielczej nakazuje partycypację w zyskach (ale i stratach) przedsiębiorstwa przez wszystkich jej pracowników. Niegodziwością jest zatem domaganie się i wypłacanie podwyżek i premii w sytuacji, gdy przedsiębiorstwo ponosi straty, a tym bardziej, gdy dosłownie tonie w długach. Także nie można zaakceptować wysokich odpraw w sytuacji, gdy zwalniana osoba ponosi odpowiedzialność za złą sytuację ekonomiczną przedsiębiorstwa.

Na koniec jeszcze jeden wątek. Nauczanie Kościoła wielokrotnie wskazywało na konieczność „urodzinnienia” wynagrodzenia, które powinno pozwolić na utrzymanie całej rodziny. Praca nad utrzymaniem domu i wychowaniem dzieci będąc niezwykle wartościowym wkładem w życie społeczne, jest jednocześnie drogą realizacji własnego powołania kobiety-żony-matki do pracy. Z drugiej strony wiadomo, że pracownik, który chętnie i z radością wraca do domu, który jest w tym domu szczęśliwy obecnością i miłością swojej żony, zazwyczaj jest lepszym pracownikiem. I w to warto zainwestować.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciekawa sprawa :) Pozwolę sobie na pewne pytanie, które może być dla Księdza Doktora ciut niewygodne... ;)

Jak instytucje Kościoła oceniają, który z księży lepiej pracuje (jest bardziej przekonujący dla wiernych, więcej osób doprowadza do Boga, mocniej utrwala wiarę, etc.), a który pracę swoją sobie lekceważy i w jaki sposób (lub: czy w ogóle) uwzględniają jakość tejże pracy przy zarobkach księży?

Kienio pisze...

Nie wiem, czemu pytanie miałoby być niewygodne. Kryteria podane przez pytającego odnośnei do "lepszej pracy" wskazują, że nie postrzega on/ona pracy kapłańskiej w kategoriach wiary (ewangelizacji), a jedynie w kategoriach doczesnych (swoistego marketingu). Tak się nie da.
Ksiądz pracuje dobrze, gdy sam będąc wiernym Bogu, jednocześnie wiernie głosi Ewangelię. Wcale nie musi być "przekonujący" (w inny sposób niż świadectwem własnego życia), a miarą jego skuteczności nie jest liczba konwertytów. Przecież także lekceważenie jest w ostatecznym rozrachunku kwestią nastawienia wewnętrznego i nie da się do końca wniknąć w niczyje intencje.
Co do oceny pracy duchownych, o ile mi wiadomo, dokonują jej bezpośredni przełożeni (proboszczowie, biskupi), ale nie słyszałem, by miało to bezpośrednie przełożenie na wynagrodzenie. Sam jestem zakonnikiem, więc tajniki rozliczeń wśród duchownych diecezjalnych są dla mnie obce, zaś oceny mojej pracy jako nauczyciela akademickiego dokonują Dziekan Wydziału Teologii, Rektor i akademickie oraz państwowe instytucje kontrolne, jak to ma miejsce wobec każdego innego wykładowcy.

Anonimowy pisze...

Dziękuję za odpowiedź, Księże Doktorze, wyczerpuje ona moją ciekawość. Przyznaję się do błędu - nie odniosłem się do prawd wiary i zapłaty niebiańskiej, jaką kapłan otrzymuje za swój trud. Nie odniosłem się, ponieważ miałem na uwadze wypowiedź Księdza Doktora, poruszającą głównie kwestię wypłaty doczesnej.

Przyznam, że sprawa wynagrodzeń za pracę leży mi na sercu, zwłaszcza w sytuacji, gdy absolwentki prawa kanonicznego zaczynają uprawiać... prostytucję, by zarobić wystarczającą ilość pieniędzy na realizację swych dalszych planów edukacyjnych (http://www.dlaczego.com.pl/news/show/1582/). Przyznaję, że jest to dla mnie wstrząsające i nie wiem czy wystarczy oskarżyć taką osobę o chciwość lub nieumiejętność pogodzenia się z warunkami życia. Myślę, że ten przypadek należy rozpatrywać właśnie w perspektywie (nie)godziwych wynagrodzeń za pracę w Polsce... :(