Powoli dobiega końca miesiąc w Filadelfii. Myślę owocny, niewątpliwie ciekawy, choć perspektywy na następne miesiące (po powrocie z Polski) nieco przerażają. Przerażają rozmiary pracy do wykonania, choć z drugiej strony, wygląda na to, że zgodnie z przewidywaniami wszystko co do pracy potrzebne jest na miejscu. Przydałby się tylko samochód do łatwiejszej komunikacji... Tramwaje i autobusy (nie licząc trasy do Centrum Bioetycznego) to poruszanie się po omacku. W Lublinie na każdym przystanku jest rozkład jazdy, z godzinami odjazdów (i zazwyczaj przestrzegany przez kierowców). Tutaj jest tylko mały znak z numerem linii na latarni, żadnej informacji... Zaczynam cenić to, co mamy w domu. Nasze polskie przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej są po prostu świetne. No cóż, tu jest inny świat. Tu niemal każdy ma samochód. Z publicznej komunikacji korzystają ci, którzy nie mają własnych czterech kółek (zazwyczaj biedota Afro-Amerykanów i imigranci, z Afryki), lub nie mają miejsca parkingowego w centrum miasta, gdzie uczą się lub pracują - ci są zdecydowanie lepiej ubrani...
Kościół też funkcjonuje inaczej. Proboszcz ma do dyspozycji cały zastęp ludzi zatrudnionych w parafii (przez parafię), od zakrystianina i osób sprzątających Kościół i plebanię, po sekretarkę, księgową i współpracowników aktywności pastoralnej. Trudno się temu dziwić. Z jednej strony odczuwalny jest wyraźny niedostatek liczby księży, z drugiej, Kościół i jego instytucje podlegają ogromnej ilości wymagań prawnych, których spełnienie jest po prostu poza możliwościami jednego człowieka (i to nie tylko ze względu na ograniczenia czasowo-przestrzenne, ale również prawno-kompetencyjne). Wydawać by się mogło, że księża mają dzięki temu łatwiej... Niby tak, ale myliłby się ten, kto by uważał, że mają więcej czasu dla siebie. Są niezwykle zaangażowani w duszpasterstwo, choć bardziej ukierunkowane na kontakt indywidualny z parafianami (skądinąd rozproszonymi znacznie bardziej niż w polskich miastach), niż na samą "administrację sakramentów". Takie są przynajmniej moje obserwacje po miesięcznym pobycie w parafii Św. Franciszka Salezego w Filadelfii
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz