poniedziałek, 22 września 2008

Niesprawiedliwy Bóg?

W sobotę znajomy ksiądz opowiedział mi następujące wydarzenie. Przyszła do niego strasznie zbuntowana na Boga dziewczyna. Powiedziała mu, że w Boga przestała wierzyć (teraz wierzy w nieosobowy Absolut), bo jej tata zachorował i umarł na AIDS wszczepionego w szpitalu. Rozmowa potoczyła się mniej więcej następująco:
- Naprawdę wierzysz, że twojego tatę to Bóg potraktował, że zesłał na niego tę chorobę, że ukarał go za niewinność? - zapytał ks. Ludwik.
- Oczywiście - padła odpowiedź.
- Czy zdajesz sobie sprawę jak nielogiczne jest twoje rozumowanie? - zapytał dalej ksiądz - Najwyraźniej się obraziłaś na Boga, że niesprawiedliwie potraktował twojego ojca...
- No tak - odpowiedziała dziewczyna.
- Jeśli ten Bóg tak postąpił z twoim Bogu ducha winnym tatą, to jak myślisz, co zrobi z tobą, skoro się od Niego świadomie odwracasz?

Pomyślałem sobie, że rozumowanie owej dziewczyny rzeczywiście mocno połamane, ale wcale nie takie rzadkie. W gruncie rzeczy ludzie często są przekonani, że jak jest miło, to znaczy, że Bóg błogosławi, a jak jest trudno, to że jest to jakaś kara za grzechy. Problem w tym, że sposób, w jaki ów - dobry skądinąd - ksiądz poprowadził rozmowę, raczej tej kalki myślowej nie zmieni. Jeśli dążył do nawrócenia swojej rozmówczyni, to motywacją zdawał się być zasadniczo tylko strach (chyba, że w dalszej, niezrelacjonowanej części rozmowy poszedł w zupełnie innym kierunku, ku bardziej pozytywnej motywacji).

Postawa owej dziewczyny rzeczywiście jest nielogiczna. Deklaracja niewiary w Boga jest dla niej jedynie próbą zademonstrowania Mu, że Go nie lubi. Stwierdzenie "nie wierzę w Boga" odebrałbym raczej jako "nie wierzę w Boga, który karze niewinnych"...
Ja też nie wierzę, by Bóg karał niewinnych. Co więcej, nie sądzę, by szczęśliwym było lub trafnym mówienie o chorobach, katastrofach czy innych nieszczęśliwych wydarzeniach w kategoriach kary za grzechy. Nie wątpię, że Bóg może dopuścić trudną, dramatyczną sytuację, by grzesznika przywołać do opamiętania, ale kalka myślowa w stylu "AIDS jest karą za rozwiązłość seksualną" odrzucam bez wahania.

Wcielenie Syna Bożego, Jego działalność publiczna, a nade wszystko śmierć i zmartwychwstanie są dla mnie wystarczającym potwierdzeniem, że Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i miał życie. Niestety, człowiek nie zawsze wierzy, że Bóg jest po jego stronie. Nie dostrzegając idzie przez życie po swojemu. Błądząc ginie. Ginie jednak na własne życzenie, nie wierząc słowu, które do niego kieruje Bóg.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ja powiem to tak: tu tylko podałeś przykład niesprawiedliwości bożej- dziewczyna była bardzo związana z tatą. Niestety w szpitalu złapał wirusa HIV poprzez kiepskie warunki sanitarne. Bóg powinien ochronić tych ludzi przed cierpieniem- jednak tego nie zrobił. Ani ona ani jej tata nie są winni.

Przytoczę coś od siebie: wszystko było ok dopóki moja była nie poznała pewnego kolesia co ma to czego ja nie mam (kasa, mięśnie). Zabolało mnie to jak mnie zostawiła. I za co mnie Bóg ukarał tak surowo? Kogo mi jeszcze zabierze?

Za co? Za to że nie mam kasy, mięsni itp Za to że jestem jaki jestem...eh to naprawdę coś z Bogiem jest nie tak...

Kienio pisze...

A dleczego uwazasz, że to Bóg Cię ukarał, gdy zostałeś porzucony? Bo ja myslę, że On z tym nie miał nic wspólnego. Bo gdyby iść za Nim, ludzie byliby sobie wierni, nie krzywdziliby się, nie niszczyli.

Osobną kwestią jest, po co żyjemy. Bo jeśli wszystko, czego mamy doświadczyć jest tu-i-teraz, to świat nei ma sensu i jakiekolwiek wyrzeczenia są tylko psu na budę. Ale jeśli jest tak, że to "tu-i-teraz" przygotowuje nas do wieczności, gdzie komunia z Bogiem jest źródłem szczęścia (tak jak obecność każdedj kochanej osoby), to wówczas to, w jaki sposób dochodzimy do owej komunii, jest w swej istocie drugorzędne. W gruncie rzeczy zatem jest to kwestia relacji z Nim, wiary, postrzegania świata - jak by tego nie nazywać.
Dziwi mnie jednak, jeśli ktoś chce winę za kształt świata i historię zrzucić na Boga. "Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących, stworzył bowiem wszystko, by było..." - mówi Święta Księga. Spory, kłótnie, wojny - to nasze, ludzkie wynalazki. Dlatego mówię, że Bóg stoi obok i płacze nad nami. Miał do wyboru: zrobić z nas posłuszne Mu kukły, lub istoty rzeczywiście wolne. Wybrał to drugie, bo tylko jako wolni mogliśmy i możemy być partnerami (choć nie do końca równymi) w dialogu z Nim. No i jako wolni nader często w ów dialog z Nim nie wchodzimy. Więc chyba sami sobie jesteśmy winni, czyż nie?

Anonimowy pisze...

Gdyby Bóg chciał to by chronił nas przed złem...

Bóg powinien karać tych co rzeczywiście na to zasługują np alkoholików, bandytów, narkomanów itp.

Swoją drogą na naukach do bierzmowania ksiądz mówił że "zło wyrządzone przez kogoś może odbijać się w przyszłości na osobach trzecich"- i gdzie tu sprawiedliwość? Dlaczego np dzieci alkoholików mają problemy w szkole- przecież nic złego nie zrobiły a Bóg im zsyła takie rzeczy jakby zrobiły niewiadomo co...

Ja uważam że Bóg mnie ukarał za to że żyję...długa to historia jak bardzo mam zniszczone życie przez ojca...tylko on powinien ponieść karę- ja nie!
To tak jakby np w sądzie karano i złodzieja i poszkodowanego za to że złodziej coś tam ukradł.

Modliłem się niemalże codziennie- i bardzo mi "miło" że Bóg mnie wysłuchał- tak bardzo że zostałem sam...bo rodzina zapomniała o moim istnieniu...

Kienio pisze...

No cóż zrobić, że Bóg kocha grzeszników? To prawda, powinien ich (czyli prawde mówiąc nas wszystkich) karać. Tak, zasłuzyliśmy. Ja zasłużyłem. Ale On nie karze. Kocha. Sam umiera na krzyżu za mnie, grzesznika. Bierze na siebie grzechy moje, Twoje, tych alkoholików, narkomanów i morderców. I pedofili i gwałcicieli... Przyjmuje na siebie. Taki jest Bóg, w którego wierzę. To Bóg, który jest po mojej stronie, choć na to nijak nie zasługuję.

Anonimowy pisze...

Mnie chyba Bóg nienawidzi, ciągle mam źle i niedobrze, przecież jak kocha to powinien pomóc. Bóg jest Wszechmogący i Wszechmocny, to dlaczego mi nie chce pomóc, kiedy go wołam ?

Anonimowy pisze...

Dziwi mnie i to bardzo w tych wypowiedziach pretensjonalne podejście do Boga i mówienie gdyby Bóg istniał to bym żył szczęśliwie, miał piękne muskuły, dużo kasy itd. A z drugiej strony czy Pan Bóg broni komuś chodzenia na siłownię wyrabiania muskułow, kształcenia się i ciężkiej pracy, bo na tym to polega. Czy jest tylko od tego żeby zrobić pstryk i już masz mięśnie, masz dużo kasy itd To tylko świadczy o tej osobie, która zostawiła Cię dla tych muskulów. Jak dla mnie to Pan Bóg cię uchronił przez życiową pomyłką bo skoro reprezentujesz typ osoby, która nie odpowiadała jej dosyć płytkim wymaganiom to jaki sens sobie życie marnować??
Czasem ciężko jest pojąć plany Boga, ale on chce naszego szczęścia, a do tego droga prowadzi często właśnie przez samotność, cierpienie, które ma oczyścić, umocnić cżłowieka, sprawić że będzie gotowy pojąć swoje życie w kontekście przyszłego zjednoczenia z Bogiem.
A jak często zastanawiasz się co ty Bogu dałeś, czy może potrzebujesz go tylko wtedy gdy jest źle, beznadziejnie, żeby móc go o to obwinić? Trwasz przy nim wtedy gdy jesteś bogaty, szczęśliwy, dzielisz się z nim radością czy tylko szukasz winowajcy swoich niepowodzeń??