Prawdę mówiąc, nie wiem: śmiać się czy płakać. Oto p. Alicja Tysiąc twierdzi, że jest poszkodowana przez Kościół, z powodu... no właśnie nie bardzo wiem, z jakiego powodu. Domagała się aborcji, chociaż - jak się okazuje - nie miała do tego podstaw z punktu widzenia polskiego prawa. Wygrane przez nią w Strasburgu odszkodowanie od Polski po prostu jej się nie należało, ale wiadomo, że agendy unijne wykorzystają każdą okazję, by wywrzeć nacisk na Polskę w kwestii łatwiejszego dostępu do aborcji (chociaż traktat zjednoczeniowy wyraźnie takich działań zabrania i pozostawia kwestie prawa rodzinnego (w tym tzw. praw reprodukcyjnych, a zatem i aborcji) w wyłącznej gestii poszczególnych państw. Nie bardzo wiem, w którym momencie Kościół zaszkodził p. Tysiąc.
Jedyna rzecz, do której może się przyczepić, to fakt, że Kościół jednoznacznie potępia aborcję i wyklucza ze swego grona osoby, które jej dokonały. Ale ponieważ Kościół to stanowisko ma od zawsze i głośno o tym mówi, nie bardzo rozumiem, na czym ma polegać szkoda.
Na podobnej zasadzie poszkodowanym by mógł być ksiądz, za to, że Kościół nie pozwala mu się ożenić, a dealer narkotyków mógłby mieć pretensje do policji i prokuratury, że działają na szkodę prywatnego biznesu. Swoją drogą, jest to logika co jakiś czas pojawiająca się w doniesieniach medialnych. Od dłuższego czasu słyszy się głosy, że stopień z religii na świadectwie pociąga za sobą szkodę tych, którzy na lekcje religii nie uczęszczają. No a któż im broni?
Tak to już jest, że każdy wybór (jaki by on nie był) pociąga za sobą konsekwencje. Pierwszą z konsekwencji jest, że nie wybrało się innej opcji. Skoro ktoś wybrał "zjeść ciastko", niech się nie dziwi, że ciastka więcej nie ma. Nie można mieć wszystkiego. Każdy wybór ma swoją cenę, ale proszę nie twierdzić, że się jest tu poszkodowanym.
Na marginesie, stwierdzenia p. Tysiąc - umieszczone w jednym zdaniu - że chciała dokonać aborcji (i nadal by chciała, gdyby sytuacja się powtórzyła) a jednocześnie, że bardzo kocha swoją córeczkę, po prostu nie trzymają się kupy. Najwyraźniej pani nie rozumie znaczenia słów, których używa. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
2 komentarze:
Kiedy zaczęła się sprawa p. Tysiąc pomyślałem o jej "nielegalnie" (wg. unii) urodzonej córce. Próbowałem postawić się w miejscu osoby, która kiedyś usłyszy, że własna matka chciała ją zabić i zrobiłaby to, gdyby miała jeszcze jedną taką 'okazję'.
Ta cała sytuacja to nie tylko tragedia kobiety, która została omamiona przez 'cywilizaję śmierci', ale także ogromnie trudny problem do przepracowania dla szczęśliwie ocalonej dziewczynki. A o tym wszyscy zdają się milczeć. Przynajmniej publicznie.
Zgadzam się i z tekstem głównym, i z komentarzem. Kobieta o której mowa jest obłudna. Być może jest wiele kobiet, które w przypływie rozpaczy myślały o aborcji, ale żeby zupełnie spokojnie powiedzieć swojemu dziecku (i publicznie też)że chciała je zabić, a jednocześnie bardzo kocha-to nie mieści się w głowie.
Prześlij komentarz