Miłosierdzie wobec potrzebujących, pomoc udzielana tym, którzy sami sobie pomóc nie mogą, niemal zawsze były miarą moralnej klasy społeczeństwa. Kiedy napisałem to zadanie, w pierwszej chwili chciałem je zawęzić do krajów i kultur inspirowanych wiarą chrześcijańską. Chwila zastanowienia kazała mi to przekonanie zweryfikować. Niemal każda religia (piszę "niemal", choć nie pamiętam religii, która by wspierała podejście odmienne) traktowała i traktuje pomoc potrzebujących jako działanie dobre i pożądane. Co więcej, zarówno chrześcijaństwo, jak i judaizm i islam wręcz nakazują troskę o biednych.
Mimo swoistej dyktatury ateizmu, usiłującego wyrugować wszelkie przejawy życia religijnego ze sfery publicznej, to pochylenie się nad ubogimi wciąż zdaje się mieć swoje miejsce w świecie. Przynajmniej oficjalnie. Obrady Organizacji ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w Rzymie pokazują, że faktyczna otwartość na potrzebujących jest znacznie mniejsza od deklarowanej.
Bogaci nie chcą zrezygnować ze swego bogactwa. Trudno zrezygnować z beztroskiego, dostatniego życia. Bliższa jest ciału koszula. Łatwiej jest się zajmować rosnącymi cenami paliwa i wysokością podatków we własnym kraju, niż tysiącami głodujących w krajach Trzeciego Świata. Dlatego trudno się dziwić, że uczestniczący w obradach politycy, zamiast o globalnym rozwiązaniu problemu głodu, mówili przede wszstkim o problemach nękających ich własne kraje. Jako żywo, przypominało to dialog, w którym na wiadomość o śmiertelnej chorobie jednego z rozmówcy, ktoś odpowiada: "ja też mam katar".
Osobną kwestią jest pytanie, jak rozwiązać problem głodu w skali globalnej. Niewątpliwie jest to zagadnienie niezwykle skomplikowane. Nie chodzi bowiem wyłącznie o wyprodukowanie dostatecznej ilości żywności - to jest akura najmniejszy problem. Głodnych nie wystarczy nakarmić. Trzeba ich wyprowadzić ze strefy biedy, nauczyć odpowiedzialności za siebie, umożliwić im rozwój gospodarczy i społeczny... Ubóstwo jest zatem zagadnieniem znacznie szerszym, niż tylko kwestią niedoborów określonych dóbr. Niemniej, bez woli podzielenia się wiedzą, technologiami i zasobami, a więc bez rezygnacji przez wszystkich możnych z części ich (naszego) stanu posiadania, o zmianie status quo mowy nie ma i być nie może.
Każdy dzień przynosi nowe znaki obecności Boga w moim życiu - nie tylko w modlitwie, ale w zwykłych szarych sprawach. W polityce, gospodarce, w mediach... W każdym z tych obszarów chce być obecny, chce zbawiać. I dlatego codziennie szukam znaków Jego miłości, znajduję i potwierdzam - On jest po naszej stronie, nawet wtedy, gdy my nie chcemy być po Jego stronie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz