czwartek, 17 kwietnia 2008

Komentarze wokół wizyty w USA

W zależności kto komentuje papieską pielgrzymkę, akcenty różnie się rozkładają. Środowiska kościelne bardziej skupiają się na orędziu ewangelicznym, na religijnym jej charakterze. Media świeckie (zwłaszcza lewicowe, jak CBS i ABC) chętnie skupiają się na wymiarze społecznym. Prędzej czy później jednak wszyscy dochodzą do kwestii skandali obyczajowych, które wstrząsnęły amerykańskim Kościołem w ostatnich latach. Skandali, które doprowadziły do wielu odejść od Kościoła, 4 diecezje doprowadziły do bankructwa, ale też przyczyniły się do znacznych zmian w sposobie funkcjonowania kościelnej wspólnoty.

Jest rzeczą ciekawą, że dla wielu, te zmiany są niewystarczające. Publiczne wyrazy skruchy, zmiany w prawie i programy edukacyjne powinny budzić szacunek i uznanie. Należałoby docenić bezkompromisowość w kwestii jakichkolwiek przypadków pedofilii i molestowania seksualnego, kierującą każdy przypadek na drogę postępowania sądowego tak w wymiarze świeckim jak i kanonicznym. Generalnie, wszyscy – z papieżem włącznie – mówią na ten temat otwarcie, mając świadomość, że tylko stanięcie w prawdzie może przynieść prawdziwą wolność i nawrócenie. A jednak, mówią komentatorzy, to za mało. Wytyka się Benedyktowi XVI, że „omija Boston”, diecezję, w której jako pierwszej wybuchła sprawa molestowania seksualnego przez księży. Mam wrażenie, że to ta sama postawa, jaką daje się zauważyć u Żydów wciąż upominających się u Jezusa o kolejny cud, rzekomo dla dowiedzenia Jego mesjańskiego posłannictwa. To nie była uczciwa postawa, i tak samo nie uważam, by niezadowoleni ze zmian w Kościele amerykańskim pseudo-obrońcy sprawiedliwości rzeczywiście jej szukali, niezależnie od wypowiadanych deklaracji i wewnętrznych intencji.

Słucham wypowiedzi Benedykta XVI w kolejnych stacjach amerykańskiej pielgrzymki z rosnącym podziwem i wdzięcznością. Nawet odnosząc się do tych ciemnych kart amerykańskiego Kościoła, Papież nie wchodzi w sprzeczki i słowne utarczki. Nie broni się. Staje w prawdzie i powtarza, że naszą nadzieją jest Chrystus. To On jest źródłem naszej sprawiedliwości – nie dlatego, że jesteśmy bezgrzeszni, bo mamy wszystkie powody do zawstydzenia, ale na mocy Jego Boskiego przebaczenia. Wiarygodność Kościoła płynie nie z bezgrzeszności Jego członków, jego pasterzy, ale z łaski Chrystusa i z Chrystusowego przebaczenia.

Jednocześnie Papież daleki jest od kwietystycznego zrzucenia całej odpowiedzialności na Chrystusa. Przeciwnie – wskazuje na zobowiązanie do wierności, jakie spoczywa na wszystkich, których dotknęła łaska Zmartwychwstałego Pana. Wzywa do wspólnego świadectwa, tak ze strony duchownych, jak i świeckich. wskazuje na odpowiedzialność za młode pokolenie, spoczywającą zarówno na rodzinie i szkole, jak i na Kościele i mediach. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni.

Najpiękniejsze jednak zdanie powiedział zanim przybył do Ameryki. Dziękując wszystkim, którzy pracowali nad przygotowaniem jego wizyty, szczególne słowa wdzięczności skierował do tych, którzy się w tej intencji modlili. „Bez modlitwy nic by z tego nie wyszło” – podkreślił. Podczas spotkania z biskupami w Waszyngtońskiej bazylice powtórzył, że czas na modlitwie nigdy nie może być traktowany jako zmarnowany, bo modlitwa jest najważniejsza. Nie aktywizm, nie plany i programy duszpasterskie, ale modlitwa i wierne trwanie przy Chrystusie.

Brak komentarzy: